Właściciele siłowni i klubów fitness i tak cienko przędą w tym roku. Teraz nowe, niespodziewane zamknięcie obiektów przyczyni się do ich problemów jeszcze bardziej. Dlatego szukają możliwości dalszego prowadzenia swojej działalności.
Dzisiaj odbyły się w Warszawie protesty przedstawicieli branży fitness. Dotknięci nowymi obostrzeniami właściciele klubów i siłowni nie rozumieją decyzji władz odnośnie zamknięcia ich obiektów.
W dodatku dowiedzieli się o nich z dnia na dzień. Nie mieli możliwości odpowiedniego przygotowania się do sytuacji. Przypomnijmy, że branża była już pod ostrzałem w I połowie roku, gdy nałożono na nią koronawirusowe rygory.
Zauważają, że dotychczas obiekty stosowały się do zaleceń sanitarnych wskazywanych przez rząd. Na salach znajdowały się płyny do dezynfekcji, a ćwiczący respektowali warunki sanitarne panujące na siłowniach.
To walka o przetrwanie
Z kolei przedstawiciele Polskiej Federacji Fitness tłumaczyli nam m.in., że cała branża fitness jest jedną z tych gałęzi gospodarki, która najbardziej ucierpiała z powodu wprowadzonego lockdownu.
Dodali, że pracuje w niej ok. 150 tys. ludzi. Zamknięcie klubów, choćby na dwa tygodnie doprowadzi je do bankructwa z powodu niepewności wśród ćwiczących i negatywnego ratingu ze strony banków i firm leasingowych.
Ich zdaniem kluby fitness są najlepszym i najbezpieczniejszym miejscem do tego, aby budować swoją odporność poprzez regularne i urozmaicone ćwiczenia fizyczne. To z kolei przełoży się na niższe koszty budżetu związane z leczeniem obywateli i dziwią się, że to akurat siłownie padły ofiarą tak ścisłych obostrzeń, skoro nie odnotowywano w nich zakażeń.
– W sklepach i w kościołach było ich kilkadziesiąt, ale ich nie zamknięto. Ponadto w sklepach nie ma obowiązku dezynfekcji produktów na półkach, których każdy dotyka. W klubach fitness każdy po sobie dezynfekuje urządzenie na którym ćwiczył. Jeśli teraz je zamkniemy, to kiedy ponownie otworzymy? A co gdy liczba zakażonych nie zmniejszy się jeszcze przez rok? – mówi przedstawiciel Polskiej Federacji Fitness.
Klub to miejsce dla zawodników lub...
Zgodnie z nowymi regulacjami obiekty mogą działać na przykład dla: osób uprawiających sport w ramach współzawodnictwa sportowego, zajęć sportowych lub odpowiednich wydarzeń sportowych.
Właściciel podwarszawskiej siłowni, z którym rozmawialiśmy powiedział nam, że wielu ćwiczących przygotowuje się do zawodów kulturystycznych i regularnie jeździ na zawody, dlatego jego zdaniem, ci członkowie siłowni mogą wykorzystać przestrzeń klubową do treningu.
Z kolei jeden z krakowskich klubów podszedł do sprawy inaczej. Udostępnił post, który poniósł się szerokim echem na Facebooku. Obiekt poinformował, że wśród kodów PKD posiada też 4764Z czyli sprzedaż detaliczną sprzętu sportowego, więc zachęca do wizyt i testowania.
– Przecież jeśli ktoś nie chce przychodzić do klubu to nie musi! Dlaczego zatem zamyka się miejsca, w których dba się o zdrowie i kondycję ludzi, oraz przestrzega wszystkich zasad sanitarnych?! My nie tylko walczymy o zdrowie! My teraz walczymy o przetrwanie! O nasze miejsca pracy! O ludzi, którzy wrócili i stęsknili się za nami! O możliwość wyboru! – czytamy w poście apel klubu.
W INNPoland pisaliśmy też, że decyzja o zamknięciu siłowni może być sprzeczna z Konstytucją. Ekspert przypomniał, że rząd jak na razie nie wprowadził jeszcze nawet stanu nadzwyczajnego, więc zakaz dla siłowni jest zupełnie nieuzasadniony.