Tam, gdzie inni widzieli katastrofę, on wyczuł szansę. Gdy wszyscy wokół zwalniali, on zatrudniał. Najlepszych specjalistów ze środowiska. Michał Marciniak, CEO Veventy, chce uratować polską branżę eventową. I sprawić by wirtualne spotkania były równie ekscytujące, jak te w realu.
Miliony uczestników i miliardowe wpływy do budżetu. Polska branża MICE (Meetings, Incentives, Conferences and Exhibitions) przeżywała właśnie prawdziwy rozkwit, generując blisko 1,5 procent polskiego PKB, gdy uderzyła pierwsza fala koronawirusa. A wraz z nią zamrażający lockdown.
– Odczułem to boleśnie na własnej skórze. Sam prowadziłem dużą, warszawską agencję eventową. Przed marcem z ogromnym powodzeniem i sukcesem. Nowi, wymagający klienci, nowe projekty. Wszystko wyglądało malowniczo – mówi Michał.
Podobnie jak wielu innych w branży, zderzył się jednak z brutalną rzeczywistością. Po ogłoszeniu pełnego lockdownu, anulacje kolejnych eventów zaczęły spływać masowo.
– To jest właśnie geneza Veventy. Słyszałem, jak kolejne agencje moich kolegów zamykają się na cztery spusty. I wiedziałem, że nie mogę pozwolić na to, żeby branża nie znalazła rozwiązania – mówił Michał. Kiedy wszyscy zwalniali pracowników, on ich zatrudniał.
– Dzięki temu zebrałem genialny team ludzi ze świata eventów. Ludzi, którzy nie tylko zaangażowali się w przystosowanie naszej agencji do nowych wymagań, ale razem ze mną zaczęli szukać odpowiedzi na to, jak te wirtualne eventy powinny wyglądać.
– Naszym celem stało się to, by jak najdokładniej przenieść doświadczenia, które znamy ze spotkań tradycyjnych. By móc w pełni oddać pełne spektrum tego, co w eventach najbardziej się ceni i lubi. By pozwolić uczestnikowi na prawdziwe przeżycie.
Te koszmarne webinary
Branża eventowa szybko zaczęła szukać swojego miejsca w przestrzeni wirtualnej. Masowo i ekspresowo zaczęły pojawiać się klasyczne “webinary”. Ale tak samo szybko topniał entuzjazm ze strony ich odbiorców. Bo ile można patrzeć na gadające głowy?
– Wirtualny event to nie jest tradycyjny event transmitowany przez pana z kamerą – mówi Michał. – To zupełnie nowy format, który powinien zbliżać się bardziej do emocjonującego, telewizyjnego show. My musimy tego człowieka patrzącego w monitor czymś zachwycić i zafascynować.
Do takiego czarowania, zdaniem Michała, na rynku brakowało narzędzi. Jak podkreśla, najpopularniejsze programy, takie jak Zoom, Meets czy Skype, nie spełniają wymagań branży.
– To są komunikatory. Świetne narzędzia do spotkań jeden na jeden lub w małej grupie. A przecież event ma dużo większe wymagania.
– My stworzyliśmy wirtualne venue (ang. miejsce spotkań), które pozwala na dużo więcej niż zwykłe połączenie video. Zoom nie jest dla nas żadną konkurencją, ponieważ jesteśmy zupełnie innym produktem – śmieje się Michał.
Networking-speeddating
Veventy to pierwsza w Polsce interaktywna platforma do organizacji wirtualnych wydarzeń. Ma ona pozwolić organizatorom i uczestnikom na nawiązywanie kontaktów, zdobywanie wiedzy i przeżywanie emocji zupełnie tak, jak w realnym świecie. Jak?
– Tak jak na tradycyjnym evencie mamy agendę, zaproszenia i rejestrację. Mamy wydarzenia na scenie głównej: w formie dyskusji panelistów, każdy ze swojego domu, albo w relacji live. Mamy też mniejsze pokoje na sesje poboczne, czy do mniejszych dyskusji – podkreśla Michał. I dodaje, że najważniejsze jest jednak to, że platforma umożliwia networking i poznawanie się.
– To jest przecież to, co w eventach lubiliśmy najbardziej. Te interakcje z uczestnikami w kolejce do rejestracji, na kawie, na lunchu. To, że mogliśmy sobie postać, pogadać i poznać nowych ludzi. I my to umożliwiamy.
Funkcja networkingu ułatwia prywatne „zagadanie” do każdego z uczestników wydarzenia. A ci bardziej nieśmiali mogą skorzystać z funkcji „losuj” - wtedy platforma proponuje czterech użytkowników, do których można zadzwonić i przez 5 minut porozmawiać. Platforma dostarcza również profil rozmówcy. – To taki networking-speeddating – śmieje się Michał.
Eventowe Airbnb
Platforma jest już dostępna. Na razie to ekipa Vevnty przygotowuje wszystko i ustawia ją pod potrzeby konkretnego klienta. Ale Michał myśli szeroko i ma plany na globalny rozwój. – Docelowo chcemy, żeby platforma była w pełni elastyczna, żeby klient sam mógł ją dostosowywać pod siebie – tłumaczy.
Veventy nie ma żadnego limitu użytkowników. Michał marzy o tym, by odbywało się na niej około kilkuset eventów dziennie. – Chcemy stać się Airbnb dla eventów na całym świecie. Chcemy, by każdy mógł wejść na platformę, przejrzeć kategorie i zobaczyć jakie ciekawe wydarzenia się niebawem lub właśnie odbywają. I po prostu do nich dołączać. Trochę jak z Netfliksem – tłumaczy Michał.
Za organizowanie eventów, bez limitu, ma obowiązywać miesięczny abonament. Michał nie chce, by jego wysokość przekraczała 100 dolarów. Nowa wersja strony - dostępna w modelu SaaS - ma ruszyć 1 stycznia.
Jak zaznacza pomysłodawca, jego planem nie jest zastąpienie przez platformę tradycyjnych spotkań. – Eventy to jest bardzo ważna część ludzkiego życia, nie wyobrażam ich sobie bez magii prawdziwego spotkania. Ale uważam, że w przyszłości każdy event tradycyjny powinien mieć swoją transmisję na żywo. Na Veventy, oczywiście – uśmiecha się Michał.