Przedłużające się pandemiczne obostrzenia sprawiają, że wielu polskich hotelarzy zaczyna czuć nóż na gardle. Ich katastrofalną sytuacją mają interesować się ci, którzy w tym dramacie wietrzą swoją szansę na biznes. Hotelarze alarmują, że spływają do nich maile z propozycjami zakupu obiektów m.in przez zagraniczny kapitał.
O sprawie informuje jedna z internautek na Facebooku. Do pani Karoliny zgłosiła się agencja nieruchomości z Krakowa, która informuje, że jest zainteresowana kupnem hoteli w Polsce. Agencja podaje konkretne wytyczne: lokalizacja - miasta powyżej 500 000 tys. mieszkańców, hotele od 50 pokoi wzwyż, w standardzie minimum czterech gwiazdek.
"Takie maile dostaję jako przedsiębiorstwo. Chęć wykupywania hoteli i przedsiębiorstw. Najlepsze jest zdanie - reprezentujemy zagraniczne fundusze. A ja wam powiem tak kiss ur ass!" - pisze pani Karolina.
Skontaktowaliśmy się z krakowską agencją nieruchomości komercyjnych i zapytaliśmy o sprawę. Jak przekazano nam w Perfect Estate, poszukiwanie, pozyskiwanie i sprzedaż nieruchomości - w tym m.in. hoteli, ale też hal magazynowych, terenów inwestycyjnych czy działających przedsiębiorstw, to standardowa działalność firmy.
Jak czytamy w mailu: “poszukiwania w/w obiektów odbywają się cyklicznie, w tym wypadku sprawa dotyczyła hoteli”. Firma zaznacza, że takie zapytania wysyła już kolejny raz.
“W ten sposób podtrzymujemy relacje z naszymi klientami, aktualizujemy bazę oraz poszerzamy ją o nowe obiekty, których właściciele zdecydowali się na podjęcie decyzji o sprzedaży”. Przyczyny takiej decyzji mogą być różne, agencja wymienia m.in emerytura właścicieli, brak sukcesora, wypalenie branżowe czy ich inne biznesy.
Zainteresowanymi miałyby być “osoby prywatne”, które chcą kupić obiekty w celu np. dołączenia go do jakiejś sieci. Więcej informacji na temat swoich klientów agencja zdradzić nie może. Perfect Estate absolutnie zaprzeczyło jednak, by za jego działaniem miało stać coś “większego” np. Polski Holding Hotelowy.
Widmo bankructwa hoteli
Marek Migdal, prezes Forum Turystyki przyznaje, że chociaż oficjalnie nikt się do niego jeszcze z taką sprawą nie zwrócił, to na forach branży turystycznej jest sporo wpisów o podobnych zapytaniach ze strony różnych firm.
Jak tłumaczy, pojawiające się oferty wykupu to niestety normalna, rynkowa sytuacja. – Są grupy kapitałowe, które tylko czyhają na takie okazje. I nie można oczywiście mówić o nich w kontekście negatywnym. Ktoś ma pieniądze i liczy na interes – wyjaśnia.
Jego zdaniem, sprawa może być tym bardziej interesująca w okresie, gdy wielu hotelarzy ma problemy z płynnością finansową.
– Tak samo jak my, kupując mieszkanie czy samochód liczymy, że uda się trafić na atrakcyjną ofertę i załatwić to taniej, tak samo teraz swoją szansę w trudnej sytuacji polskich hotelarzy widzą ci, którzy na pandemii nie stracili. W obu przypadkach działa dokładnie ten sam mechanizm – mówi Marek Migdal.
Kto mógłby być zainteresowany wykupem polskich hoteli? Marek Migdal nie chce hipotetyzować.
– Dzisiaj kapitał nie ma narodowości. To po prostu kapitał, który czeka na okazję. Są całe segmenty rynku, które w tej chwili się bogacą. A nadwyżkę trzeba przecież lokować. Więc jeśli się trafi taka okazja, to firmy będą kupowały firmy w gorszej sytuacji. A to, czy te hotele będą później prowadzone dalej, czy pójdą na sprzedaż - to już zupełnie inna kwestia – podkreśla ekspert.
– Pomoc, którą dostają od rządu jest po prostu śmieszna – podkreśla. – Hotelarze są w dramatycznej sytuacji. Jeżeli mówimy o obiekcie noclegowym, to trzeba wziąć pod uwagę wszelkie opłaty stałe, które trzeba ponosić bez względu na to czy jest pandemia, czy jej nie ma. Do tego wynagrodzenie dla pracowników. To są ogromne pieniądze! Nie słyszałem, żeby z powodu zamknięcia któryś z obiektów został zwolniony na przykład z podatku od nieruchomości – podkreśla ekspert.
Opłaty stałe i pensje pracowników to tylko wierzchołek góry lodowej. – Dodatkowe koszty pojawiają się cały czas. Na przykład teraz, w czasie zimy. W pustym hotelu można zmniejszyć temperaturę, ale budynek trzeba cały czas ogrzewać i tak. Nie można go wyłączyć całkowicie, bo późniejszy remont mógłby kosztować dwa razy tyle – zaznacza.
– A hotelarze nie pracują przecież na 200 czy 300 procentowych marżach – podkreśla ekspert. – Manager jednego z dużych, polskich hoteli mówił ostatnio o tym, że jego koszty stałe wynoszą około 70 proc. przychodu. Łatwo sobie zatem wyobrazić w jakiej sytuacji jest ten hotel, jeżeli jego przychody zjechały teraz praktycznie do zera.
W jakiej sytuacji są polscy hotelarze?
Trochę bardziej optymistycznie patrzy na sprawę Marcin Mączyński, sekretarz generalny Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego. – To prawda, że hotelarze są na krawędzi. Ale przypominam, że 15 stycznia Tarcza PFR-u 2.0. Zakwalifikowano do niej PKD 55.10 i 55.20 - między innymi dzięki staraniom naszej organizacji. Oczywiście, diabeł tkwi w szczegółach. Wkrótce poznamy regulamin PFR-u i zobaczymy, jak szybko hotele dostaną zastrzyk gotówki z drugiej tarczy – mówi.
Jak zaznacza ekspert, jeśli hotele dostaną pieniądze prędko, to jest szansa na przedłużenie “procesu wegetacji” oraz walki o utrzymanie swoich biznesów i miejsc pracy. – Liczymy na to, że dotrwamy do momentu, kiedy znowu będziemy otwarci i kiedy powoli zacznie wzrastać popyt.
Jego zdaniem, na razie nie ma ryzyka na to, że hotelarze będą musieli sprzedawać swoje biznesy “za grosze”. Wiele z internetowych doniesień dotyczących „tanich przejęć” polskich hoteli przez zagraniczny kapitał to w jego opinii tzw. fake newsy. – Chodzi o to, żeby podgrzać rynek i szukać taniej sensacji – uważa.
– Hotele rzeczywiście są w trudnej sytuacji i zawsze może się pojawić jakiś właściciel, który powie, że ma tego dość i chce się swojego biznesu pozbyć. Ale z danych, które posiada nasza organizacja, nie widać na razie żeby zanosiło się na sprzedawanie hoteli za np. 50 proc. wartości rynkowych. Oczywiście, jak jest kryzys to zawsze znajdzie ktoś, kto szuka w tym swoich okazji, ale na razie na rynku hotelowym nie ma tanich przejęć – podkreśla Marcin Mączyński.
Czy branża turystyczna odbije się po zapaści? Z pewnością tak, chociaż nie stanie się to dokładnie w tej samej chwili, gdy znikną obostrzenia. Zdaniem prezesa Forum Turystyki, część dotychczasowych klientów będzie się bała podróży ze względu na koronawirusa. To jednak będzie się stopniowo zmieniać. – Pod kątem generowania dochodów, turystyka to najsilniejsza branża na świecie. To wszystko wróci, gdy pandemia minie – podkreśla.