Choć tylko w poniedziałek z powodu mrozów odwołano w całej Polsce ponad 250 pociągów, nikt z rządu PiS nie pokusił się o próbę wyjaśnienia tej sytuacji. Sam minister infrastruktury Andrzej Adamczyk miał lepsze rzeczy do roboty.
Kilka dni mrozów wystarczyło, aby obnażyć nieprzygotowanie polskich pociągów na ekstremalne zjawiska pogodowe. W poniedziałek odwołano 263 pociągi, do godz. 15 we wtorek dodatkowych 60. Prawie co trzeci pociąg w kraju był opóźniony. Jak tłumaczy tę sytuację rząd?
Ano, jak zauważa "Gazeta Wyborcza" – w kwestii paraliżu kolei rząd nabrał wody w usta. W poniedziałek, kiedy odwołano 263 pociągi, minister infrastruktury Andrzej Adamczyk miał ciekawsze rzeczy do roboty: akurat towarzyszył Jarosławowi Kaczyńskiemu, który składał wizytę przy grobie brata na Wawelu.
Tymczasem według eksperta transportowego Bartosza Jakubowski, problemy kolei wynikły najprawdopodobniej z powodu złego przygotowania PKP na sytuacje awaryjne. Jednym z największych problemów były awarie grzałek rozjazdów – prawdopodobnie PKP PLK nie sprawdziło ich stanu przed nadejściem niskich temperatur.
Opóźnienia inwestycji PKP
W zeszłym roku prezes PKP PLK Ireneusz Merchel chwalił się, że nie ma co mówić o wielkich opóźnieniach w remontach torów, gdyż poślizg ma jedynie 20 proc. projektów.
Na modernizację torów w ramach Krajowego Programu Kolejowego PKP wydało do sierpnia 2020 r. 30,6 mld zł – a jest to jedynie 40 proc. zapisanych w tym programie środków. Kolej nie narzeka więc na brak pieniędzy na remonty torów.
Optymistyczne wizje nie wytrzymują jednak zderzenia z rzeczywistością: chodzi bowiem o trasy, którymi jeździ najwięcej pociągów w Polsce. Zalicza się do nich np. trasa Warszawa – Poznań, w remoncie której opóźnienie przekroczyło rok. Nawet po zakończeniu inwestycji pasażerowie nie odczują jednak wielkich korzyści, gdyż podróż z Warszawy do Poznania skróci się jedynie o kilka minut.