
Reklama.
Według nieoficjalnych informacji stoki narciarskie miały być otwarte po zakończeniu ferii zimowych – mamy jednak 26 stycznia, ferie są już dalekim wspomnieniem, a decyzji o otwarciu stoków jak nie było, tak nie ma. W związku z tym górale z Beskidów postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
Czytaj także: Ile naprawdę zarabiają górale? Sprawdzamy, czy nie zbiednieją przez lockdown
Kiedy ruszą stoki narciarskie?
Ponowne otwarcie stoków zapowiedział na wtorkowej konferencji prasowej Arkadiusz Matuszyński, przedstawiciel branży w Wiśle, Ustroniu i Istebnej. Jak przekonywał, narciarstwo jest "bardzo bezpiecznym" sportem, który nie wpływa na wzrost zakażeń COVID-19.– Mogę tylko potwierdzić, że 1 lutego ruszamy razem, bo nie stać nas na dalsze przerwy. Nie mamy z czego pokrywać zaciągniętych zobowiązań, wypłat. Musimy pracować, bo inaczej padniemy – wtórował mu Waldemar Wiewóra, szef stacji Soszów, cytowany przez portal money.pl.
Przedsiębiorcy podkreślili, że zapowiedziana przez rząd dodatkowa pomoc dla regionów górskich jest ich zdaniem niewystarczająca przy skali zamknięcia gospodarki.
Straty górali
Jak pisaliśmy w INNPoland, górale poniosą w tym sezonie gigantyczne straty. Mówi się, że turystów w tym roku będzie mniej nawet o 40 proc. Przedsiębiorcy zajmujący się turystyką nie mają przez to możliwości zebrania pieniędzy, z których będą mogli utrzymać się również po sezonie.– Trzeba pamiętać, że ludzie najczęściej widzą nas wtedy, kiedy jest środek sezonu, tłumy turystów. Potem jednak przychodzą miesiące, kiedy tych ostatnich jest jak na lekarstwo. I co wtedy, pieniądz sypie nam się z nieba? Nie: korzystamy z tego, co zarobiliśmy w sezonie – mówiła nam niedawno Agata Wojtowicz, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.