Współcześnie możemy stworzyć model 3D dowolnej osoby. Czy zatem następnym krokiem w e-commerce będzie przymierzanie ubrań na naszych awatarach? Co to jest wirtualna sesja zdjęciowa i jak stworzyć model 3D? Po tym technologicznym świecie oprowadza mnie polski startup WEARFITS.
Wyrażenie "nowe technologie" jest w ostatnich latach szalenie modne. Odmieniane przez wszystkie przypadki, stosowane odnośnie każdej branży - nawet w tych pozornie niezwiązanych z technologiami.
Nie inaczej ma się sprawa w przemyśle modowym, gdzie tradycyjny model produkcji powoli zastępuje tzw. fashion-tech. To prawdziwa gratka dla technologicznych freaków. Wykorzystuje się w nim m.in. wirtualne sesje zdjęciowe, przymierzalnie online i modele 3D produktów, które następnie za pomocą AR (Augmented Reality) możemy wyświetlić nawet we własnym domu.
Na czym to wszystko polega, krok po kroku objaśniają mi Kasia Gola, specjalistka od nowych technologii i Industry Advisor w WEARFITS oraz Łukasz Rzepecki, CEO i jeden założycieli polskiego startupu WEARFITS, który tworzy wirtualne przymierzalnie.
Wirtualna przymierzalnia
Czym wirtualna przymierzalnia tak w ogóle jest? – Jak myślimy o wirtualnej przymierzalni, to wyobrażamy sobie specjalną kamerę, która nas skanuje i dopasowuje ubranie do naszej sylwetki. Takie rozwiązanie oczywiście byłoby świetne, ale w tym momencie jest absolutnie nieosiągalne ze względu na stan technologii. Można oczywiście nałożyć digitalowe ubranie na zdjęcie, ale nie ma to nic wspólnego z realną przymierzalnią, która pokazuje nam, jak ubranie będzie leżało na naszej sylwetce – opowiada Kasia Gola.
Choć to może być pewnym rozczarowaniem dla fanek i fanów nowinek rodem z filmów sci-fi, to w przyszłości taka wizualizacja sylwetek pewnie będzie możliwa. – Docelowo pewnego dnia będziemy mogli zobaczyć siebie jako manekiny. Póki jednak taki fotorealistyczny awatar nie istnieje, to my umożliwiamy wizualizowanie na manekinie wygenerowanym komputerowo – dodaje Łukasz Rzepecki.
Następnie startupowcy z WEARFITS pokazują mi demo swojej wirtualnej przymierzalni. Na ekranie pojawia się manekin - prawie jak w Simsach - a obok są suwaki do ustawiania wymiarów i stworzenia profilu sylwetki.
Ustawiam więc wzrost, talię, biodra i obwód klatki piersiowej - zmierzone oczywiście wcześniej - i klikam "dalej". Następnie wybieram ubranie, które chcę przymierzyć. Po chwili ładuje się awatar o moich wymiarach, ubrany w wybrany przeze mnie dres.
Taki model 3D można sobie dowolnie obrócić, przyjrzeć się mu ze wszystkich stron, a także zapoznać się z bliska z teksturą materiału. Możliwości takie daje właśnie model 3D, który wygląda jak zdjęcie, ale nim nie jest.
Co istotne, dzięki wizualizacji można dopasować również rozmiar ubrania. Za pomocą mapy ciepła (heat map) widać, w którym miejscu ubranie może być za ciasne lub za luźne.
Rzeczywistość rozszerzona
Kolejnym elementem wirtualnej przymierzalni jest technologia AR (Augmented Reality), czyli rzeczywistość rozszerzona, która polega na poszerzaniu rzeczywistości o warstwę wirtualności.
Brzmi skomplikowanie? W prostych słowach chodzi o sytuację, w której w rzeczywistości widzianej za pomocą aparatu w telefonie, pojawia się jakiś element wirtualny - dokładnie tak, jak przy filtrach na Snapchacie lub Instagramie.
– AR pozwala nam postawić takiego manekina w dowolnym miejscu - w domu, w biurze, a nawet w barze. Wystarczy, że włączymy aparat i zeskanujemy kod QR - wtedy wygeneruje się moja sylwetka… O! I to jestem ja w postaci AR – objaśnia Kasia, prezentując swój awatar.
Tę technologię ma wbudowaną większość nowych telefonów. Na stronie Google ARCore Supported Devices można łatwo sprawdzić, czy nasz telefon obsługuje rzeczywistość rozszerzoną. Mój akurat – chociaż, jak by się wydawało, powinien, bo jest z roku 2019 – tej opcji nie ma.
Jednak nic straconego, bo taki model pokazuje mi Kasia. Efekty możecie podziwiać na zdjęciu poniżej.
Zmiana myślenia w modzie
Wirtualne przymierzalnie i projektowanie w 3D to element przejścia z modelu tradycyjnego do fashion tech. Z ich pomocą mogłoby dojść do zmiany na etapie projektowania i do odwrócenia łańcucha dostaw - czyli do sytuacji, w której odzież produkowana jest dopiero wtedy... gdy zostanie zakupiona.
To pozwoliłoby obciąć koszty produkcji – zarówno te logistyczne jak i środowiskowe.
– Znane firmy z zachodnich rynków już projektują w 3D, bo tradycyjny model designu jest bardzo czasochłonny – tłumaczy Kasia.
– Chodzi o to, żeby zatowarowanie było jak najmniejsze. Coraz więcej sprzedaży przenosi się do e-commerce, zaś modele 3D pozwalają klientom lepiej zapoznać się z produktem. Na razie nie mówimy o pełnym odwróceniu łańcucha dostaw – to jest proces, który potrwa – ale póki co chodzi o to, żeby w sklepach była mniejsza ilość egzemplarzy, i żeby reszta była produkowana wraz z napływającymi zamówieniami – dodaje Łukasz.
Rozwiązanie może być również sposobem na absurdalne zachowania dużych marek odzieżowych. Chodzi między innymi o palenie ubrań z nadwyżki kolekcji, których dopuściła się np. sieć Burberry czy H&M. Pierwsza firma ogromne marnotrawstwo tłumaczyła kuriozalnie - nie chciała obniżać wartości marki poprzez przeceny lub oddanie ubrań do outletu.
Obecnie marki luksusowe i premium dążą do tego, żeby nie wytwarzać produktów przed ich sprzedażą. Niestety, na poziomie sieciówek jest to mniej osiągalne, dlatego że ich model biznesowy jest inny.
Fashion tech startup
To, co widzimy jako klientki i klienci sklepów, to już produkt końcowy, efekt pracy np. właśnie takiego startupu jak WEARFITS. A jak wirtualna przymierzalnia wygląda od strony technicznej?
Jak tłumaczy Łukasz, najważniejsze są wykrojniki, czyli skrawki, z których powstaje produkt końcowy.
– Problem, z którym się mierzymy jest taki, że często zgłaszają się do nas sprzedawcy odzieży, sprzedający ubrania producentów i niemający dostępu do wykrojów. W tym momencie nie da się nic zrobić, bo ubrania, ze względu na jego specyfikę nie da się zeskanować skanerem 3D, tak jak w przypadku obuwia – tłumaczy CEO WEARFITS.
W związku z tym firma zmieniła focus biznesu i ukierunkowała go bezpośrednio na producentów, tak żeby już na wczesnym etapie powstawały modele 3D w oparciu o wykrojniki.
Stworzenie modelu 3D nie jest skomplikowane, ale wymaga zmiany myślenia. Polega to na tym, że pliki z wykrojnikami należy przenieść do jednego z kilku dostępnych już na rynku programów do tworzenia modeli 3D i następnie dany model stworzyć.
– Tutaj właśnie pojawiamy się my – śmieje się Łukasz. – Dla takiego pliku 3D mamy całą platformę, która pozwala na użycie modelu. Możemy go przymierzyć na sylwetce czy postawić w pokoju w AR – mówi. – Jeśli dana firma ma już swój model, to może swobodnie używać platformy nawet bez naszego udziału. Dostaje panel administracyjny, ładuje swoje produkty i korzysta.
Taki nowoczesny model biznesowy, nazywa się SaaS czyli Software-as a-Service. W tym przypadku polega na tym, że użytkownik nie kupuje oprogramowania, ale korzysta z niego w chmurze na zasadzie abonamentu.
– Nasz model biznesowy jest taki, że za każdy produkt dostępny na platformie pobieramy miesięczny abonament 20 zł. Dla małego sklepu to żaden koszt, zaś w przypadku dużych sklepów, które mają tysiące produktów, oferta jest indiwidualna – dodaje Rzepecki.
W związku z tym ich usługa dostępna jest dla wszystkich firm. Co prawda duże firmy mają już takie rozwiązania, ale mają je zrobione wyłącznie dla siebie – My chcemy nasze rozwiązanie sprzedawać firmom, które nie mają tak mocnych działów IT – tłumaczy Łukasz.
Firmy nieinwestujące w technologię nie przetrwają
Nad wirtualnymi przymierzalniami pracowano już dużo wcześniej, ale dopiero teraz technologia i dojrzałość rynku e-commerce jest na odpowiednim poziomie, by umożliwić faktyczne spopularyzowanie tego typu rozwiązań.
– Rynek jednak jest na tak wczesnym etapie, że firmy jeszcze nie wiedzą, jak do tego podejść. Dlatego chcemy klienta poprowadzić od A do Z, żeby faktycznie mógł przejść tę cyfrową transformację. W tym momencie pomagamy klientom zdigitalizować kolekcje, szkolimy ich w tym. Docelowo jednak chcemy, żeby sami tworzyli modele – wyjaśnia Łukasz.
– Marki modowe muszą się stać firmami technologicznymi. Te duże rzeczywiście już są – mówi Kasia. – Przetrwają te, które są w stanie zainwestować w nowe technologie.
Skaner 3D obuwia
WEARFITS pracuje także nad skanerem 3D obuwia, na co zresztą w maju 2020 r. pozyskało milion złotych w ramach inwestycji BLDG Venture.
– Skanowanie jednego modelu butów przy użyciu naszego skanera trwa 15-30 min. Nie wymaga to pracy wyspecjalizowanego pracownika - po prostu wkładamy but do skanera i dostajemy gotowy model – opowiada Łukasz.
W startupie trwają też prace nad rozwiązaniem skanowania stopy aplikacją mobilną, co pozwoli klientom na dopasowanie rozmiaru buta, a także nad systemem nakładania buta na nogę klienta poprzez AR, tak, żeby mógł zobaczyć je w odbiciu lustrzanym.
– To jest pierwsza potrzeba, jaką zgłaszają klienci, tzn. czy but jest wygodny i jak wygląda w lustrze z boku na nodze – tłumaczy Kasia.
Przyszłość branży fashion
Czy wkrótce będziemy posiadać swoje awatary i na nich wirtualnie mierzyć ubrania? Niewykluczone. Na razie wiadomo, że Facebook i Amazon pracują nad takim rozwiązaniem. Może za kilka lat każdy użytkownik Facebooka będzie miał swojego awatara, który dokładnie odzwierciedli jego sylwetkę?
– Wtedy po prostu zainplementujemy do przymierzania odzieży, bo całą resztę klocków mamy już u siebie – kwituje Łukasz Rzepecki.