PiwPaw jeszcze do niedawna było siecią barów, ale dzisiaj pozostał już tylko jeden, w Warszawie. Właściciel lokalu Michał Maciąg postanowił pójść na wojnę z państwem i wbrew rozporządzeniom otwiera lokal, najpierw pod pretekstem piwnych akademii i szkoleń, a teraz pod postacią muzeum kapsli. – W tym momencie otworzę swój lokal, chociażby dlatego, żeby pokazać, jakimi oni [rząd – przyp. red.] są debilami – mówi Maciąg.
Jego działanie wśród jednych wzbudza poklask, a wśród drugich oburzenie, bo PiwPawia odwiedzają tłumy ludzi, którzy nie zachowują dystansu i nie zakładają maseczek, co skrajnie zwiększa szansę na rozniesienie wirusa.
Mateusz Czerniak, INNPoland: Co ma pan najbardziej rządowi za złe?
Michał Maciąg, właściciel baru PiwPaw: Że są głupi i że biorą za to pieniądze, które im się nie należą.
Pytałem bardziej o kwestie związane z lockdownem, jego organizacją i wsparciem dla przedsiębiorców.
Mam im za złe w tej sprawie dokładnie to, co przed chwilą powiedziałem.
Otwiera pan swój lokal, dlatego, że to dla pana jedyna opcja, żeby przetrwać i utrzymać swoją rodzinę?
To nie jest jedyna opcja na utrzymanie mnie i rodziny, bo robiłem różne rzeczy w życiu i mogę sobie poradzić na różne sposoby.
Jeśli chodzi o mój biznes, to – użyjmy takiej metafory – jest po prostu aktualnie "samochód, w którym siedzę". Jeżeli gdzieś chce dojechać, to najłatwiej właśnie tym samochodem. Mam w nim towar i mam też różne zobowiązania wokół niego.
A gdyby lockdown był lepiej zaplanowany, bardziej przewidywalny i wiązał się z większym wsparciem finansowym ze strony rządu? Takim, które pozwoliłoby przejść pana biznesowi przez niego suchą stopą, bez zwolnienia pracowników? Wtedy nie buntowałby się pan?
Zrobiłem tak na wiosnę. Sytuacja była taka, że nikt nie wiedział wtedy, co się dzieje.
Powiedziałem wtedy swoim pracownikom i kontrahentom, że ja mogę nic nie zarobić do końca roku, ale zrobię wszystko, żeby lokale przetrwały. I tak zrobiłem, tnąc maksymalnie wewnętrzne koszty.
Potem rząd zupełnie bez sensu zrobił drugi lockdown i zrobił to zupełnie bezprawnie. I dlatego w tym momencie otworzę swój lokal, chociażby dlatego, żeby pokazać, jakimi oni są debilami.
Ale drugi lockdown objął przecież całą Europę, więc trudno mówić o braku jego konieczności. Załóżmy jednak, że byłby on w Polsce lepiej zorganizowany i finansowo wsparty. Wtedy i tak otworzyłby pan lokal?
Z perspektywy mojego obecnego doświadczenia, tak, zrobiłbym to samo i otworzyłbym, bo to był strzał w dziesiątkę. Nie mamy żadnej konkurencji, jesteśmy jednym otwartym lokalem w całym mieście. Ewentualnie działalibyśmy tak jak wiele innych biznesów – na czarno, udając, że jesteśmy zamknięci, ale po cichu próbując coś działać.
Skoro to była taka świetna decyzja, to ile pan w ten sposób nadrobił finansowo? Jak dużo jest pan teraz na minusie?
Wszystko zależy, jak to zdefiniować. Moje zobowiązania związane z zajęciami komorniczymi i fiskusem wynoszą ok. 1,5 mln zł. Ale mam jeszcze mnóstwo nieopłaconych faktur za dostawy towaru, który u mnie zalega. Co więcej, przez cały czas muszę jeszcze płacić za prąd, żeby ten towar chłodzić. A jeśli nie zapłacę do jutra 40 tys., to mi ten prąd wyłączą.
Dodatkowo przepadło mi jeszcze pół miliona złotych kaucji za wynajmowanie lokali, w których znajdowały się bary. Ten, który obecnie jeszcze funkcjonuje ma 250 tys. zł zadłużenia.
Zresztą rozmawianie o poniesionych stratach, to jest jedna sprawa, ale inną sprawą są potencjalne zyski, które zarobiłby mój biznes bez lockdownu, a których już nigdy nie odzyskam.
Przedtem pana lokal funkcjonował jako miejsce szkoleń i akademii piwnych, a teraz stał się muzeum kapsli. Co można zobaczyć w muzeum kapsli?
Przede wszystkim można zobaczyć normalność. To jest coś, co nasi zwiedzający doceniają.
Mamy też fajną wystawę pod tytułem "Błąd Systemu", to są takie kolaże. Oprócz tego jest oczywiście unikalna kolekcja kilkudziesięciu tysięcy kapsli na ścianach. Tysiąc pięćdziesiąt cztery na jeden metr kwadratowy.
No i w końcu – Mona Lisa z PiwPaw, którą sam stworzyłem, sprzedając lustro z lokalu. Miejsce po lustrze to jest właśnie taka nasza Mona Lisa.
Ale najbardziej polecam naszą interaktywną instalację, która poprzez personalne angażowanie zwiedzających daje im unikalne doświadczenie tego, jak dawno temu można było spędzać wolny czas.
Słyszałem też, że w muzeum kapsli można zobaczyć tłumy ludzi niezachowujących dystansu i nienoszących maseczki. Rozumiem, skąd wynika pana motywacja jeśli chodzi o otwieranie lokalu, ale dlaczego bez zachowania reżimu sanitarnego?
Wymaga tego nasza instalacja artystyczna. Jeśli chcemy naprawdę jej w pełni doświadczyć, to musimy zachować realizm tego, jak wyglądało kiedyś spędzanie czasu. Zwiedzający dostają rekwizyty takie jak drinki czy kufle piwa, które starają się wykorzystywać jak najbardziej realistycznie, więc nie wyobrażam sobie, żeby miało się to odbywać w maseczkach.
Jakoś inne muzea dają radę z instalacjami i maseczkami… Ale mówiąc poważniej – poza momentami picia czy jedzenia jest jeszcze mnóstwo innych, w których można mieć założoną maseczkę, np. stojąc w kolejce. Tak przecież funkcjonowały lokale przed drugim zamknięciem. Można też udostępniać klientom tylko co drugie miejsce. Nie będzie miał pan wyrzutów sumienia, jeśli przez brak przestrzegania tych zasad ktoś po wizycie w PiwPawie zachoruje?
Na pewno będzie mi wtedy bardzo przykro, oczywiście.
To dlaczego nie ma w pańskim lokalu przymusu noszenia maseczek?
Przymus oczywiście jest, bo jest wydany przez nasz kochany rząd. W naszym lokalu są zamieszczone wszystkie informacje o maseczkach i zachowywaniu dystansu, są też płyny do dezynfekcji. Spełniamy wszystkie zalecenia.
Zalecenia są, ale na nieprzestrzeganie ich przez pana klientów pan nie reaguje. Nie ufa pan badaniom naukowym, które jednoznacznie mówią, że brak dystansu i maseczek znacznie zwiększa rozprzestrzenianie się wirusa?
Badaniom naukowców radzieckich czy amerykańskich?
Nauka jest w tym temacie zgodna, niezależnie od tego, jakiej narodowości są naukowcy, którzy przeprowadzają badania.
Nie siedzę w tym tak, jak panowie profesorowie, żeby formułować tak wyraźne opinie...
Ale może pan tych profesorów słuchać albo nie słuchać.
...bo jestem po prostu przedsiębiorcą. Tyle.
Ze zdjęć, które trafiają do sieci, można wywnioskować, że policja nawiedza pana bar regularnie, a sanepid nakłada kary. Ile się tego już nazbierało?
Policja jest tu praktycznie non stop. Spisują wszystkich ludzi, którzy byli w lokalu albo przechodzili obok. Zamierzają chyba zrobić z nich świadków przestępstwa, które ja popełniam.
Natomiast co do kar nakładanych przez sanepid, no to coś nam ciągle przysyłają, ale przyznam, że nie mam czasu tego śledzić. Nie wiem, jakie to są kary.
Skoro otwarcie lokalu, to tyle starć z organami władzy, to czy lepszym wyjściem nie byłoby zrobienie crowdfundingowej zbiórki i poproszenie stałych bywalców PiwPawia o wsparcie?
Nie jestem żebrakiem. Ja wiem, że to jest teraz bardzo modne, ale są biedniejsi ludzie ode mnie, którzy nie potrafią sobie inaczej poradzić. To nie jest w moim stylu. Ja sobie dam radę.
To jaki ma plan na to, co robić dalej? Iść w zaparte i stawiać się państwu?
Otworzyliśmy lokal i dobrze się bawimy. Trudno opracowywać tutaj jakikolwiek plan w momencie, w którym nie wiadomo co rządowi strzeli do głupiego łba za tydzień lub dwa. Teraz otwierają kina, które nie mają jak pozyskać filmów w takim krótkim czasie. Podobnie kiedy z powrotem otworzyłem PiwPawia, okazało się, że w całej Warszawie nie da się kupić piwa w beczkach. Musimy działać z dnia na dzień.