Do tej pory na stronie internetowej Pepco można było co najwyżej obejrzeć produkty, dodać je do ulubionych i sprawdzić, w którym sklepie można je kupić. To jednak ma się zmienić. Sieć marketów przemysłowo-odzieżowych stoi u progu cyfrowej rewolucji.
Marcin Stańko, dyrektor operacyjny Pepco Europe powiedział w rozmowie z wiadomościamihandlowymi.pl, że spółka pracuje nad aplikacją rozwiązań e-commerce.
– Prowadzimy w ostatnich miesiącach intensywne badania nad możliwościami budowy projektu sprzedaży w internecie, bo zdajemy sobie sprawę ze zmian jakie zachodzą w zachowaniach klientów, a także rosnącego znaczenia cyfryzacji - mówi. Jednocześnie podkreśla, że w przypadku dyskontów, to nie jest prosty projekt.
Chodzi o to, że w przypadku handlu rzeczami tańszymi niż nadanie przesyłki kurierskiej, utrzymanie centrum spedycyjnego i niezbędnych do jego obsługi pracowników jest karkołomnym biznesowo wyzwaniem
Marcin Stańko zaznacza, że trudno na razie określić ramy czasowe dla cyfrowej rewolucji w Pepco. – Jeżeli e-commerce stanowi tylko dodatek do sprzedaży stacjonarnej, to kosztuje nieproporcjonalnie dużo i generuje dodatkowe koszty, które obniżają zyskowność, co w przypadku dyskontów jest niedopuszczalne. Jednocześnie zarabianie na e-handlu wymaga osiągnięcia pewnej skali biznesu – tłumaczy.
– Priorytetem Pepco jest obecnie intensywny rozwój sieci sklepów tak, aby klient miał do nas blisko i sieć nie chce rezygnować z tej strategii ze względu na e-commerce. Tym bardziej myślę, że musimy poczekać jeszcze jakiś czas i zobaczyć, jak e-commerce się zmieni w czasach pandemii – podkreśla Marcin Stańko.
Pepco popularniejsze od H&M
Jak pisaliśmy w naTemat, badania konsumenckie pokazują, że Polacy kupują ubrania w Pepco częściej niż w H&M-ie czy Reserved.
Firma weszła na nasz rynek w 1999 roku jako filia sklepów Brown & Jackson (dzisiaj funkcjonują w Wielkiej Brytanii pod nazwą "…instore"), ale spopularyzowała się dopiero po przejęciu przez holding inwestycyjny z RPA i zmianie nazwy na Pepco.
Osiem lat temu sieć zaczęła swoją, jak na razie wyłącznie europejską, ekspansję. Co ciekawe – sklepy pojawiły się tylko w krajach byłej Jugosławii i ZSRR. W 2014 marka miała już 1,4 miliarda złotych przychodu, które wzrosły niemal czterokrotnie w zaledwie trzy lata.
Na e-commerce zarabiają wszyscy poza firmami handlowymi, a my chcemy stworzyć taki model, w którym będziemy na e-sprzedaży zarabiać. Nie chodzi tylko o to, żeby zaistnieć w internecie, ale by miało to rzeczywisty sens biznesowy. Prowadzimy w ostatnich miesiącach intensywne badania nad możliwościami budowy projektu sprzedaży w internecie, bo zdajemy sobie sprawę ze zmian jakie zachodzą w zachowaniach klientów, a także rosnącego znaczenia cyfryzacji.