Pracujesz na słuchawce, w taksówce czy na kasie i przez niską pensję będzie cię stać na wkład własny do kredytu mieszkaniowego może za 30 lat? No cóż, winić możesz tylko siebie. A przynajmniej według polityka Konfederacji Sławomira Mentzena. Jak to w takim razie było? Zmień pracę i weź… kredyt. No właśnie.
Sławomir Mentzen o pracy na słuchawce, kasie czy w taksówce:
Tweet Młodej Lewicy odnosił się zapewne do niedawno opublikowanych danych GUS, które pokazują, że 2 miliony Polaków w wieku od 25 do 34 lat wciąż mieszka z przynajmniej jednym ze swoich rodziców. Wynika to z tego, że o ile większość z nich już pracuje, to zarabia mniej, niż wynosi stawka minimalna.
Ale to nie wszystko – wśród osób w wieku 27 lat i starszych, które mieszkają z rodzicami, 20 proc. stanowią ludzie zarabiający powyżej 4 tys. zł brutto, co stanowi medianę zarobków w Polsce, czyli kwotę, poniżej której zarabia jedna połowa Polaków, a druga połowa zarabia powyżej niej. Wynika z tego, że w przypadku dużych miast nawet tego rodzaju pensja może nie wystarczać do komfortowego utrzymania się "na swoim".
Odpowiedź Sławomira Mentzena, doradcy podatkowego, działacza Konfederacji i członka partii KORWiN, rozgrzała do czerwoności polityczną stronę internetu.
I nie ma co się dziwić, skoro na problemy związane z rynkiem mieszkaniowym – ceny mieszkań w Polsce, jeśli chodzi o kupno, rosną prawie najszybciej w całej UE (wyprzedza nas tylko Luksemburg) – zareagował on czymś w stylu słynnego "zmień pracę", autorstwa byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. To, nawisem mówiąc, był prawdopodobnie jeden z gwoździ do trumny w przegranych przez niego z Andrzejem Dudą wyborach w 2015 roku.
Trudno także odebrać wpis Mentzena inaczej – skoro pisze on, że "trzeba było się uczyć, pracować i oszczędzać" i że "zamiast pracować, wolicie zabierać" – niż jako twierdzenie, że bycie kasjerem, taksówkarzem bądź pracownikiem call-center to nie żadna praca, a jeśli mało się tam zarabia, to jest to wyłącznie wina tego, kto ją podjął.
Ale wyobraź sobie, że rzeczywiście społeczeństwo przyjęłoby tok myślenia Mentzena. Że wszyscy kasjerzy, taksówkarze, a może też osoby wykonujące inne słabo opłacane zawody, takie jak pielęgniarstwo czy nauka w szkole, zmienią pracę i zostaną sporo lepiej zarabiającymi spawaczami, malarzami pokojów i kierowcami TIR-ów.
Zresztą, poszalejmy – niech niektórzy z nich zostaną nawet maklerami giełdowymi czy doradcami podatkowymi. Jak wyglądałby taki świat?
Wstajesz rano i włączasz telewizję. Pierwsze posiedzenie nowej kadencji Sejmu. Exposé właśnie zakończył wygłaszać premier Janusz Korwin-Mikke. Słyszysz tylko ostatnie słowa, które brzmią mniej więcej jakoś: "...nie ma dowodu, że Hitler wiedział o Holokauście".
Po nim na mównicę sejmową wchodzi nowy Minister Finansów. Mentzen ogłasza wielki sukces programu "Zmień pracę, weź kredyt+".
– To wielki sukces rządu Konfederacji, której trzon stanowi partia Koalicja Odnowy Rzeczpospolitej Wolność i Nadzieja! Dzięki naszemu rozporządzeniu pracę zmieniły już miliony kasjerów, taksówkarzy, nauczycielek, pielęgniarek i innych roszczeniowych, mało płatnych zawodów. I to bez żadnego socjalu, zero finansowej pomocy ze strony rządu – mówi Mentzen.
Na sali sejmowej rozlegają się brawa. Wyłączasz telewizor, żegnasz dzieci wychodzące do szkoły i podchodzisz do lodówki, żeby przed pracą zrobić śniadanie. Jednak w niej zastajesz tylko światło.
Wychodzisz więc do sklepu, a po drodze wyrzucić śmieci. Otwierasz drzwi do komory z kontenerami i w tym momencie na twojej twarzy ląduje stos odpadków z przedartego worka. Kontener jest nimi wypełniony po same brzegi. Ocierasz twarz chusteczką. Obok przechodzi sąsiad, więc, już w marnym nastroju, zaczepiasz go i pytasz, o co chodzi i krzyczysz, że to skandal.
– Robią kurs na spawaczy. Nie ma kto tego wywozić – rzuca szybko i odchodzi, taszcząc wielką puszkę farby pod pachą.
Docierasz w końcu do małego osiedlowego sklepiku. Ale na jego drzwiach wita cię napis "zamknięte". Z przylepionej kartki dowiadujesz się, że na stałe. Pod spodem jest też numer telefonu z dopiskiem "kompleksowe usługi remontowe". Zdaje się, że sklepikarka zmieniła branżę.
Masz już mało czasu przed pracą, ale postanawiasz w takim razie pójść do najbliższego marketu, żeby jednak kupić cokolwiek do jedzenia. Wchodzisz do sklepu i pospiesznie kładziesz rzeczy do koszyka, ale okazuje się, że przy dwóch kasach samoobsługowych stoją gigantyczne kolejki. Przy reszcie brak kasjerów.
Wychodzisz więc jeszcze pospieszniej. Nie zdążysz nic zjeść, bo musisz już teraz jechać do banku, w którym pracujesz. Wyciągasz telefon i dzwonisz po taksówkę, żeby nie tracić czasu na parkowanie, ale nikt nie odbiera. Dzwonisz więc do innej firmy – ten sam efekt.
Sprawdzasz Ubera, Bolta i inne aplikacje. Zero dostępnych przejazdów. Wracasz więc pod mieszkanie i spotykasz tam swoje dzieci. Mówią ci, że szkoła jest zamknięta, bo wszystkie nauczycielki zrezygnowały z pracy. Woźni też. W nerwach dajesz im klucz do mieszkania i pospiesznie odpalasz samochód.
W drodze do pracy masz jednak stłuczkę. Nic bardzo poważnego, ale rozwaliłeś sobie łuk brwiowy. Trzeba zadzwonić po policję i po karetkę, tak dla kontroli, czy nie masz wstrząśnienia mózgu. Z telefonu dowiadujesz się, że cała drogówka zwolniła się z pracy. To samo mówi ci dyspozytorka ze szpitala o ratownikach. A potem odkłada słuchawkę, dodając, że ona też właśnie kończy pracę. Na amen. Bo zostaje maklerką giełdową.
Jedziesz więc obitym samochodem do szpitala i długo czekasz na prześwietlenie. W końcu wychodzisz, nic ci nie jest. Dzwonisz do szefa, że jesteś po wypadku i nie przyjdziesz dzisiaj do pracy. W domu chcesz zamówić jedzenie, ale wszystkie restauracje piszą, że nie mają dostępnych kurierów. Robią kurs na kierowców TIR-ów. Idziesz więc do marketu i czekasz w kolejce do samoobsługowych kas.
Na następny dzień jesteś przygotowany. Dla dzieci załatwione prywatne nauczanie w domu. W lodówce czeka jedzenie kupione wczoraj. Na szczęście masz dwa samochody, więc nie musisz się dzisiaj przejmować lekko zdeformowanym zderzakiem w drugim wozie i swobodnie jedziesz do pracy.
Kiedy już docierasz, przy wejściu do budynku zatrzymuje cię mężczyzna w wymiętolonej koszuli i z rozwiązanym krawatem.
– Poratujesz szlugiem? – mówi i ociera dłonią zmęczoną twarz z podkrążonymi oczami.
Sięgasz ręką do kieszeni i wyciągasz papierosa. Po chwili orientujesz się, że skądś znasz tę twarz.
– Zaraz, przecież ty jesteś Sławomir Mentzen, to znaczy… minister Mentzen. Panie ministrze co pan tu robi, o co chodzi?
– Newsów nie śledzisz? W telefon zajrzyj.
Nerwowo wyciągasz telefon i przeglądasz serwisy informacyjne. "Rząd likwiduje wszystkie podatki i składki" – brzmią nagłówki.
– Nie mam już nic do roboty. Ani jako Minister Finansów, ani doradca podatkowy – rzuca i odchodzi, ale po chwili zatrzymuje się w pół kroku, odwraca i pyta:
– Nie wiesz czasem, gdzie można zrobić kurs na spawacza?