Nie tylko fiskus może oczekiwać od nas, że wyjaśnimy, a nawet udowodnimy, w jaki sposób uzyskaliśmy pieniądze. Przekonał się o tym klient ING Banku Śląskiego, któremu pożyczki udzielić miał kolega. Jeśli mężczyzna tego nie udowodni spisując umowę z pożyczkodawcą, może mieć poważne kłopoty.
Jak pisze money.pl, mężczyzna, który musi się teraz tłumaczyć bankowi, twierdzi, że wziął pożyczkę od kolegi. Kolega ten wpłacał mu na konto przez kilka miesięcy po kilka tysięcy złotych.
Ochrona przed praniem brudnych pieniędzy
– Zweryfikowaliśmy, że na Twoje konto wpływają pieniądze, których pochodzenie nie zgadza się z Twoim wcześniejszym oświadczeniem. Rozumiemy, że mogło się coś zmienić i że możesz mieć inne dochody, ale w tej sytuacji musimy mieć Twoje potwierdzenie. Prosimy o przesłanie dokumentacji, (skanów) potwierdzających Twoje źródło dochodów najpóźniej do 10 marca 2021 r. – oświadczenie o takim brzemieniu miał dostać mężczyzna.
Zapytany o tę sprawę przez money.pl bank stwierdził, że ma obowiązek badania źródeł finansowych będących w dyspozycji ich klientów. Portal zapytał też, czemu skontrolowali akurat ten rachunek, skoro wpływały na niego nieduże kwoty.
ING odpowiedział, że to "element wewnętrznych procedur bezpieczeństwa, które stosują wobec wszystkich swoich klientów, przy których rozpoznali ryzyko prania pieniędzy związane z obrotem gospodarczym".
Co może grozić klientowi banku za nieudowodnienie źródła dochodów?
Jak stwierdza w rozmowie z moneyem dr Zbigniew Marek Czarny z Kancelarii Prawnej Zbigniew Marek Czarny, "w skrajnych przypadkach bank może zablokować środki na koncie klienta na maksymalnie 24 godziny. Następnie ma obowiązek powiadomienia Generalnego Inspektora Informacji Finansowej o podejrzeniu prania brudnych pieniędzy. Inspektor może wtedy skierować sprawę do prokuratury i wydłużyć blokadę środków".
Banki zapłacą każdemu. On zarobił już 36 tys. zł
Jak widać, na korzystaniu z usług bankowych można się sparzyć. Ale można też zarobić. Najlepiej wie o tym Mr Złotówa, autor bloga Bankobranie. Zajmuje się on tropieniem bankowych okazji, polegających na płaceniu klientom za skorzystanie z ich usług. W taki sposób bloger zarabia kilka tys. złotych rocznie.
– 6 czy 7 lat temu banki za otwarcie konta płaciły 55, 60, 70 zł, a jak zdarzyła się stówka, to był szał! Dziś śmiało można zgarnąć 200, 250 czy 300 i więcej złotych – pisał na swoim blogu Mr Złotówa.