Mieszkaniec Otwocka (woj. mazowieckie) chciał dokonać aktu apostazji – jednak cała procedura rozbiła się o kuriozalne żądanie proboszcza. Duchowny zaczął domagać się przelewu z ofiarą, gdyż jego samochód "nie jeździ na wodę".
Polacy coraz tłumniej wypisują się z kościoła katolickiego. W 2020 roku, według danych z archidiecezji warszawskiej, z instytucji wystąpiło dwa razy więcej wiernych niż w poprzednim roku. Czasem jednak dokonanie aktu apostazji wcale nie jest takie proste.
Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej", ksiądz z parafii Niepokalanego Serca Maryi w Otwocku za wydanie potwierdzenia dokonania aktu apostazji postanowił w miniony piątek zażyczyć sobie pieniędzy – choć jest to niezgodne z procedurami kościelnymi.
– Zapytałem też, kiedy dostanę informację zwrotną, na co ksiądz odparł, że nie wcześniej niż po uzyskaniu przelewu z ofiarą. Zdziwiłem się, bo pobieranie za to pieniędzy jest niezgodne z prawem. Na co proboszcz odpowiedział, że samochód, którym będzie musiał pojechać do kurii w tej sprawie, przecież nie jeździ na wodę – relacjonuje niedoszły apostata.
Rację w sporze ma jednak właśnie on – co przyznał rzecznik prasowy archidiecezji warszawsko-praskiej, do którego zwróciła się gazeta. "Taka praktyka wzbudziła zdziwienie władz diecezjalnych. Działanie proboszcza nie ma podstaw prawnych" – stwierdził. Proboszcz ma zostać wezwany do kurii w trybie dyscyplinarnym.
Jak pisaliśmy w INNPoland, obecnie pieniądze na emerytury księży i innych duchownych pochodzą z Funduszu Kościelnego. Ten z kolei zasilany jest z budżetu państwa, czyli podatków, na które wspólnie łożą się Polacy.
Niedawno "Super Express" wyliczył, że na ten fundusz podatnicy wyłożyli 171 mln zł. Choć to o o 5 mln zł mniej niż w poprzednim okresie, to jednak wydatki na składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne dla księży wzrosły. Na emerytury dla kapłanów podatnicy dali 153 mln zł, czyli o 6 mln zł więcej niż w poprzednim czasie.