Przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz wypowiedział się o postępach w rozmowach między górnikami a rządem. Zdradził, że jeśli górnik zdecyduje się na dobrowolne odejście z zawodu może liczyć na ogromną odprawę. Związkowiec wskazuje jednak, że strony nie mogą dogadać się w ważnej dla Ślązaków kwestii.
Szef śląsko-dąbrowskiego oddziału NSZZ Solidarność Dominik Kolorz był gościem "Popołudniowej rozmowy" w RMF FM.
– Pakiety osłon socjalnych mamy uzgodnione. Odprawa dla górnika, który będzie chciał odejść z zawodu wyniesie najprawdopodobniej 120 tys. zł netto – zapewniał związkowiec.
Mimo tego zwycięstwa przewodniczący nie jest jednak całkowicie zadowolony z postępu rozmów. Jak mówi, toczą się one "sinusoidalnie", raz idąc w stronę postulatów górników, by potem znowu się od nich odbić.
– Gwarancje zatrudnienia to jedna z największych rozbieżności między związkami a rządem. My chcemy, żeby te gwarancje były zapisane w ustawie. Rząd odmawia. Mamy w zanadrzu wariant awaryjny, ale on jest "hardkorowy" – zapowiada Kolorz.
Nie omieszkała też znaleźć winnych obecnej sytuacji polskiego górnictwa.
– To rząd nieudolną polityką klimatyczną i energetyczną doprowadza do zamknięcia branży, która zatrudnia kilkadziesiąt tysięcy ludzi – wskazał rozmówca Marcina Zaborskiego. – Śląsk czeka to samo, co inne regiony górnicze w Europie – kraina starych ludzi i światła gaszonego o 20 – podsumował lider Solidarności.
Wszyscy górnicy stracą pracę
Niedawno pisaliśmy w INNPoland.pl o zmianie retoryki rządu dot. górnictwa. O ile wcześniej z tematem obchodzono się jak z jajkiem, to w końcu przedstawiciel rządu przyznał to, co wszyscy wiedzieli od dawna.
– Docelowo, trzeba to uczciwie powiedzieć, że wszyscy górnicy stracą pracę. W tym sensie, że my mówimy już dziś ze stroną społeczną wspólnym głosem, i to uważam za nasz sukces, o likwidacji branży, nie o restrukturyzacji, nie o jakiejś formie, która sprawi, że to górnictwo stanie się rentowne i nagle wystrzeli w kosmos – stwierdził wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń.
Słowa wiceministra są przede wszystkim pierwszą tak wyraźną zmianą retoryki w tej sprawie. Pierwszym tak otwartym przyznaniem czegoś, co wisiało w powietrzu od dawna i było wypierane zarówno przez populistyczną kiełbasę wyborczą ze strony Zjednoczonej Prawicy, jak i płonne nadzieje na to, że ciągle będzie, jak było zawsze, ze strony górników.
Inną sprawą jest, że Soboń z tym "wspólnym głosem ze stroną społeczną", jeśli stroną społeczną są górnicy, może się mocno zdziwić.
Na pewno można tę sprawę było załatwić tak, jak zostałaby załatwiona w każdym cywilizowanym państwie – powiedzieć górnikom prawdę i zapewnić ich, że będzie się pracować nad programem, który pozwoli im się przebranżowić i mieć bezpieczną przyszłość.