Nawet mieszkanie wynajmowane w standardzie "PRL plus" może być obiektem obsesji właściciela.
Nawet mieszkanie wynajmowane w standardzie "PRL plus" może być obiektem obsesji właściciela. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Znacie ten deszczyk emocji, który towarzyszy słowom "No dobrze, to jeśli chodzi o kaucję..."? Większość właścicieli mieszkań na wynajem rozumie, że prowadzi biznes, do którego czasem trzeba dołożyć z własnej kieszeni, a płacący najemca może stawiać wymagania. Zawsze jednak znajdą się wyjątki od reguły.

REKLAMA
  • Zapytaliśmy trzy osoby o najgorszych właścicieli mieszkań, od których zdarzyło im się wynajmować lokal
  • Czasem właściciele mieszkań starają się zrzucić na mieszkańców np. koszt naprawy AGD
  • Niektórzy właściciele odmawiają również zwrotu kaucji, choć mieszkanie oddano w dobrym stanie
  • Kto powinien kupić pralkę?

    Dawno, dawno temu, kiedy studenci jeszcze bywali na uczelniach, Adam poszukiwał własnego pokoju na wynajem. Budżetu nie miał dużego, rok akademicki miał zacząć się lada chwila – więc cudów nie oczekiwał.
    Zręcznie omijając pułapki w stylu "wynajem jednego z dwóch łóżek w korytarzu mieszkania, po którym biegają dwa owczarki niemieckie", znalazł pokój w mieszkaniu studenckim, do którego wprowadził się po kilku dniach.
    – Ze współlokatorami dogadywałem się nieźle, nie mieliśmy konfliktów. Ale zupełnie inaczej było z właścicielką mieszkania – wspomina.
    Problemy zaczęły się po miesiącu, kiedy zepsuła się pralka. Wezwany specjalista postawił sprawę jasno: bardziej niż naprawiać stary sprzęt, opłacało się po prostu kupić nowy.
    Tutaj jednak pojawił się problem. Właścicielka stanowczo odmówiła bowiem sfinansowania zakupu.
    – Stwierdziła po prostu, że to nie jej problem, sprzęty działały i mają działać, ona nie będzie w to wnikać – opowiada Adam. Dodaje przy tym z przekąsem, że kobieta „przynajmniej była konsekwentna”: jego współlokatorzy mieli problem z odzyskaniem nawet stu złotych zainkasowanych przez fachowca.
    Przepychanki związane z nową pralką trwały jeszcze miesiąc. Nowym sprzętem najemcy jednak długo się nie nacieszyli. Z początkiem stycznia cała trójka otrzymała od wciąż oburzonej właścicielki wypowiedzenie. Kroplą, która przelała czarę goryczy, było… zgłoszenie kolejnej usterki.
    – Nie chodziło o coś małego. Mieszkanie było stare, od lat nie było tam pewnie remontu. Instalacja elektryczna zaczęła szwankować: raz mało mnie nie zabiła wybuchająca żarówka – mówi Adam.
    A może po prostu właścicielka chciała zrobić pod ich nieobecność generalny remont?
    – Coś ty, zaraz po naszej wyprowadzce ogłoszenie trafiło z powrotem na Gumtree – śmieje się mój rozmówca.

    Wyrzucenie z mieszkania

    Oburzenie na roszczeniowość lokatorów zdaje się być zresztą dość częstym motywem opowieści o konfliktach z właścicielami mieszkań. Podobnie do historii Adama zakończyła się przygoda z wynajmem jednego z warszawskich mieszkań przez młodą imigrantkę.
    Niektórzy właściciele nie chcą wynajmować swoich mieszkań cudzoziemcom, jeszcze inni z wynajmem nie mają problemu, ale nie mogą zrozumieć, dlaczego cudzoziemiec nie może wynajmować „na czarno” nawet jakby chciała – do ubiegania się o rzeczy takie jak karta pobytu potrzebny jest adres zameldowania, nawet tymczasowy.
    Dlatego też nasza bohaterka była bardzo szczęśliwa, kiedy udało jej się znaleźć kawalerkę w stolicy z (wydawać by się mogło) sensowym właścicielem. Pewnego dnia w kuchni popsuła się zmywarka – ale na takie sytuacje właściciel był przygotowany i wysłał do domu współpracującego z nim "złotą rączkę".
    Czytaj także:
    – Fachowiec naprawił usterkę bez problemów – ale stanowczo odmówił założenia maseczki – wspomina dziewczyna. – Po tym, jak wyszedł, zadzwoniłam więc do właściciela mieszkania i poprosiłam, żeby w przyszłości dopilnował, żeby jest współpracownicy stosowali covidowe środki ostrożności – dodaje.
    W odpowiedzi dziewczyna usłyszała, że "robi problemy" i… może już szukać nowego mieszkania. Z pomocą znajomych szybko udało jej się znaleźć nowy lokal, ale aż do dzisiaj jest pod niemiłym wrażeniem tego, jak została potraktowana.

    Landlord i kaucja

    O ile poprzedni właściciele aż do przesady cenili sobie spokój, historia Marka zaczyna się w trochę inny sposób. Trafił on bowiem na właściciela, który do swojego mieszkania był niezwykle przywiązany i nie wyobrażał sobie dłuższego z nim rozstania. Lokatorzy byli więc regularnie wizytowani przy okazji przekazywania pieniędzy za wynajem – a właściciel nie omieszkał informować, kiedy coś mu się nie podobało.
    – Kiedyś usłyszałam, że w łazience śmierdzi i mam poprawić moje zachowanie. Tak, na kwadrans przez przyjściem landlorda ośmieliłem się skorzystać z toalety... – opowiada.
    Właściciel nie odwiedzał jednak mieszkania tylko po to, żeby komentować fakt, że jest ono zamieszkane. Czasem po prostu musiał coś zabrać z piwnicy lub z pawlacza. Choć jedno i drugie było wymienione w ofercie wynajmu, w praktyce okazało się, że najemcom nie wolno z nich korzystać.
    Ukoronowaniem wszystkiego było jednak to, co stało się po wyprowadzce. Właściciel mieszkania akurat nie było w Warszawie, odbiór mieszkania przeprowadził więc pośrednik.
    – Przed wyprowadzką sprzęty zostały odkurzone, ich użyteczność sprawdzona, brak mechanicznych uszkodzeń sprzętu orzeczony w protokole zdawczo-odbiorczym, a jedna ściana, która miała uszkodzenia farby, została odmalowana – wylicza Marek.
    Na papierze wszystko więc wspaniale – ale na tym kontakt z właścicielem urwał się na dwa miesiące. Po wielu nieodebranych telefonach Marek otrzymał w końcu maila z informacją, że... kaucji w wysokości 2,5 tys. zł nie odzyska. Powody?
    – "Zepsuty" odkurzacz (w którym trzeba było po prostu wymienić worek), przepalona żarówka czy... zakurzony parapet – wzdycha Marek. Właściciel nie omieszkał też doliczyć do rachunku "istotne obciążenie finansowe", jakim był kosztu odesłania routera do dostawcy usług internetowych.
    Zwłaszcza ten ostatni punkt bardzo Marka zdziwił: router można było spokojnie odesłać na koszt dostawcy. – Pomyślałem sobie, że może nie wiedział i zapłacił, to akurat było możliwe – mówi.
    Nasz bohater zbyt jednak uwierzył w prawdomówność właściciela: ostatnio dostałem wiadomość od dostawcy, że obciążają mnie na 50 zł za niezwrócenie routera. I myślę, że tutaj można postawić kropkę – wzdycha.

    Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl