Skoro bank jest taki uprzejmy i przechowuje twoje pieniądze, to ty mu teraz za to zapłać. Brzmi absurdalnie? Niestety, to całkiem realny scenariusz - ujemne oprocentowanie lokat już wkrótce może stać się faktem. Do takiego kroku ma szykować się jeden z dużych, polskich banków. Zapytaliśmy ekspertów, czy powinniśmy obawiać się, że płacenie za depozyty bankowe może stać się standardem.
Obecna sytuacja na rynku depozytów bankowych jest - łagodnie mówiąc - nieciekawa. Jeden z naszych czytelników, Maciek z Warszawy, pisze o swoim mocnym rozczarowaniu lokatami.
– Rok temu, na początku pandemii, chciałem założyć jedną lokatę testowo, bo nigdy wcześniej się w to nie bawiłem. Poczytałem, znalazłem sensowną ofertę, która jakościowo i ilościowo była ówcześnie najlepsza na rynku. Oprocentowanie na okres, który mnie interesował od 2 proc. w górę, więc nawet nieźle. Ale to był początek końca – wspomina.
Jak wyznaje, po roku na swoim mailu ma już całą serię wiadomości, w których firma informuje, jak zmniejsza oprocentowanie dla nowo zakładanych lokat.
– Konsekwentnie równali w dół, do tego stopnia, że tydzień temu poinformowali o tym, że oprocentowanie praktycznie dla wszystkich lokat niezależnie od kwoty i czasu trwania wynosi... 0,01 proc. A oni i tak zrobili to dość późno w porównaniu do innych. Jeśli ktoś widzi logikę mrożenia pieniędzy na wiele miesięcy dla 0,01 proc., od którego jeszcze trzeba odprowadzić podatek, to życzę powodzenia – kwituje.
Wtóruje mu Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. – Bankowe depozyty już dziś nie pozwalają uchronić siły nabywczej naszych oszczędności – przyznaje ekspert. Wynika to z tego, że inflacja pochłania siłę nabywczą oszczędności znacznie szybciej niż banki doliczają do kapitału rachityczne odsetki.
Niestety, poprawy tego stanu nie widać w prognozach co najmniej do końca 2022 roku.
– To oczywiście powoduje, że wielu Polaków szuka jakiejś alternatywy dla swoich pieniędzy: zamykają lokaty, a kupują jednostki funduszy inwestycyjnych, mieszkania, złoto, czy obligacje. Co miesiąc te przepływy idą w miliardy złotych – zaznacza Bartosz Turek.
Ujemne lokaty
A sytuacja na rynku lokat może zrobić się jeszcze mniej korzystna dla klienta. Gdyż według nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej", do wprowadzenia ujemnych lokat ma przygotowywać się jeden z czołowych polskich banków.
Jak pisaliśmy w InnPoland, ujemne oprocentowanie to praktyka już znana w przypadku lokat firmowych. Zwykle jest to od 0,05 do 0,1 proc. Nie wiadomo jeszcze, czy bank, który chce tym niepopularnym rozwiązaniem obciążyć również indywidualne lokaty, zdecyduje się na objęcie ujemnym oprocentowaniem wszystkich, czy tylko tych, którzy mają bardzo dużo pieniędzy. Pewne jest jedno - klienci będą wściekli, bo depozyty mogą nas zacząć kosztować.
Czy ujemne lokaty będą standardem?
Ogłoszenie tej decyzji przez jeden z banków może się wiązać z ryzykiem, że część klientów po prostu przeniesie oszczędności gdzie indziej. Dlaczego więc jakikolwiek bank miałby zdecydować się na taki krok?
– W związku z tym, że wielu klientów to zirytuje, a najbardziej mobilni mogą rozważyć przeniesienie oszczędności do innej instytucji, to muszę przyznać, że byłby to bardzo odważny ruch. Sam zachodzę w głowę czy informowanie publicznie o takim zamierzeniu ma za zadanie wysondować klientów, czy raczej dać znać reszcie banków, że sami mogą już zacząć nad takimi produktami pracować, bo szykuje się zmiana imperatywu - spadek oprocentowania depozytów poniżej zera – zastanawia się Bartosz Turek.
Jak dodaje, za tym wszystkim tak czy inaczej kryje się jednak jedna bardzo zła informacja – depozyty mogą zacząć nas kosztować.
– Na płaceniu bankom za trzymanie na ich rachunkach pieniędzy nie kończą się jednak testowane przez banki „nowinki finansowe”. Coraz więcej niecodziennych mechanizmów znaleźć możemy też na rynku kredytów. Póki co omijają one całe szczęście szerokim łukiem Polskę, ale tak samo przez wiele lat było z lokatami, na których nie da się zarobić – wskazuje.
Przykładów nie trzeba szukać daleko - takie paradoksy spotkamy m.in. w Niemczech czy Szwecji. – Jeśli pożyczymy pieniądze na zakup mieszkania w ramach kredytu, w którym mamy 10-letnią gwarancję tego, że rata nam się nie zmieni, to pożyczka będzie nas kosztowała mniej niż gdybyśmy byli narażeni na zmiany wysokości raty – zauważa analityk.
Wartym odnotowania jest również oferta duńskiego Jyske Banku z 2019 roku, w której proponowano kredyt... z ujemnym oprocentowaniem.
Ujemne oprocentowanie dla klientów detalicznych
– Nie wydaje mi się, żeby ujemne oprocentowanie dla klientów detalicznych stało się powszechną praktyką – uspokaja z kolei Mikołaj Lemańczyk, analityk z biura maklerskiego mBanku. – Dopóki mamy do czynienia z nieujemną stopą referencyjną, ujemne oprocentowanie powinno pozostać w sferze teoretycznych rozważań.
Jego zdaniem, klienci mogą natomiast spodziewać się tego, że banki “odbiją” sobie niskie stopy procentowe innymi opłatami.
A co, jeśli stopy wzrosną? Czy sytuacja na rynku lokat wróci do opłacalnej dla klienta normy? Zdaniem Mikołaja Lemańczyka, niezbyt prędko.
– W przypadku podwyższenia stóp procentowych, spodziewałbym się, przynajmniej w początkowej fazie, że oprocentowania depozytów pozostałby na niezmienionym poziomie lub rosłyby istotnie wolniej niż wskazywałby na to ruch stóp, co oczywiście w pozytywny sposób przełożyłoby się na wyniki sektora.
Jak tłumaczy, asymetryczny wzrost oprocentowania miałby wynikać z nadpłynności jaką obecnie można zaobserwować w sektorze bankowym. Banki mogą sobie po prostu pozwolić na pewien odpływ depozytów.
"Już zakładając przeciętną roczną lokatę na przełomie lat 2015/16 musieliśmy liczyć się z tym, że po odjęciu podatku od przeciętnego rocznego depozytu i skorygowaniu pieniędzy o inflację realnie na trzymaniu pieniędzy w bankach traciliśmy. W najbliższym czasie perspektywa jest taka, że na statystycznym rocznym depozycie realnie tracić będziemy 2-3 proc. w skali roku."
Bartosz Turek
Główny analityk HRE Investments
W praktyce wyglądało to tak, że osoba z takim długiem musiała co miesiąc oddawać część pożyczonego kapitału, a potem jako bonus bank odejmował od salda kredytu jeszcze „parę koron” tytułem ujemnych odsetek. W efekcie dochodziło do paradoksu, w którym bank płacił kredytobiorcy za możliwość pożyczenia mu pieniędzy np. na remont. Mimo to bank i tak na całym interesie zarabiał – sam bank mógł bowiem pozyskiwać kapitał jeszcze taniej, a ponadto wciąż kredytobiorca musiał przecież ponieść koszty prowizji i ubezpieczeń związanych z zaciągnięciem i posiadaniem zadłużenia.
Mikołaj Lemańczyk
Analityk z biura maklerskiego mBanku
"Nie wykluczam, że w poszukiwaniu dodatkowych przychodów banki wprowadzą w swoich TOiPach dodatkowe opłaty za wysokie salda depozytów na koniec miesiąca lub inny rodzaj opłaty powiązany z wielkością depozytu, nie powinno to jednak dotyczyć masowego klienta, tylko klientów trzymających na depozytach wystarczająco duże środki np. 100k EUR lub 1 mln PLN."