Portal money.pl podaje, że dotarł do dokumentu Krajowego Planu Odbudowy, który 30 kwietnia trafił do Brukseli. Według portalu ma w nim nie być ani słowa o polityce mieszkaniowej, w tym 75 tys. mieszkań obiecanym Lewicy.
Jak pisze money.pl, “w Krajowym Planie Odbudowy nie ma ani słowa o budowie 75 tysięcy tanich mieszkań – czyli warunku, który miała wynegocjować Lewica w zamian za poparcie dla tego programu”.
Według portalu “KPO w ogóle nie porusza wątków budownictwa, z wyjątkiem zapewnienia poprawy energetycznej budynków i zakazów palenia węglem”.
Aktywizacja na rynku pracy
Dużo w dokumencie ma być natomiast na temat aktywizacji ludzi na rynku pracy. Jak pisze money.pl, rząd zamierza wspierać tzw. elastyczne formy zatrudnienia i pracę zdalną.
Dla rodziców przygotował natomiast program "Maluch+”, polegający na budowie i remoncie żłobków.
Oprócz tego dokument uwzględnia “prace nad utworzeniem Strategii Deinstytucjonalizacji, która obejmować będzie między innymi reformę funkcjonowania opieki długoterminowej w Polsce, w szczególności całodobowych instytucji opieki".
Podwyżka podatków?
Portal podkreślił, że w dokumencie znajduje się także akapit sugerujący możliwą podwyżkę podatków.
– Celem ogólnym reformy ram fiskalnych jest wprowadzenie systemu budżetowego wspierającego osiąganie celów strategicznych i priorytetów rozwojowych w perspektywie wieloletniej – ma brzmieć fragment.
Jak będzie wyglądać kontrola wydawania funduszy?
Za wpisanie własnych postulatów do Krajowego Planu Odbudowy, głosowanie za ratyfikacją Funduszu zadeklarowała Lewica. Reszta opozycji zarzuca jej, że nie ma gwarancji prawidłowego wydania środków przez rząd i powołanie komisji, tu nic nie zmieni. Lewica odpowiada, że ratyfikacje trzeba poprzeć już w pierwszym głosowaniu, bo odrzucenie będzie antyeuropejskie i spowoduje ogromne problemy nie tylko dla Polski, ale też dla całej Unii Europejskiej.
Czy w takim razie możliwe jest, że jakieś pieniądze z tej puli wylądują w “funduszu wyborczym" PiS?
– Zapewne się to zdarzy i będzie ciężko temu zapobiec. To będzie tak dużo programów i pieniędzy, a w efekcie tak wiele decyzji w różnych programach, że jest duże prawdopodobieństwo skutecznego preferowania np. tych samorządów, które są we władzy partii rządzącej – stwierdza Grzeszczak.
Z drugiej strony ekspert przestrzega, że głosowanie przeciwko Funduszowi byłoby ogromnym błędem.
– Odrzucenie przez Sejm lub Senat Funduszu to byłby dramat i wylanie dziecka z kąpielą. Przez odrzucenie nie tylko sami nie dostalibyśmy tych pieniędzy, ale zablokowalibyśmy je też dla wszystkich innych państw – mówi prof. Grzeszczak.
Jak tłumaczy ekspert, w przypadku zablokowania przez Polskę tych funduszy, reszta państw mogłaby rozdysponować te pieniądze miedzy sobą poza ramami UE, tzn. na podstawie specjalnej umowy, ale już bez Polski.
Z drugiej strony pojawiły się też głosy mówiące, że “Unia zaczeka" i należy odrzucić Fundusze w pierwszym głosowaniu i uchwalić go w kolejnym bądź jeszcze następnym. Ale prof. Grzeszczak dostrzega duży błąd w takim rozumowaniu.
– Unia zaczeka, to prawda. Ale trzeba pamiętać, że polityka i korzyści dla tej czy innej partii to jest jedna sprawa i raczej doraźna. Druga to jest to, że z Unią na dodatkowe środki będą czekać obywatele tych krajów, którzy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. To byłaby cena tych rozgrywek politycznych – tłumaczy ekspert.