UOKiK znów udał się na łowy – tym razem na stacje paliw w Polsce. Wespół z Inspekcją Handlową instytucja przebadała próbki benzyny, oleju napędowego, gazu LPG i biopaliw. W porównaniu z poprzednim rokiem odsetek paliw złej jakości nieco się podniósł, ale nadal jest nieźle. Kontrolerzy zapewnili też mapę jakości paliw.
Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie próżnuje. Jak wskazuje na własnej stronie, jest już po badaniach jakości paliwa na stacjach benzynowych za 2020 r. Jakie są wnioski?
Inspekcja Handlowa zakwestionowała w ubiegłym roku 1,88 proc. skontrolowanych próbek paliw płynnych. To nadal dobra liczba, choć nieco wyższa od zanotowanych w 2019 roku 1,86 proc. Badań laboratoryjnych nie przeszło pozytywnie 28 próbek paliw ciekłych, w tym 23 próbki oleju napędowego i 5 próbek benzyny.
Urząd wskazał, że podczas pierwszej kontroli w 2003 r. odsetek "chrzczonych" paliw wynosił zawrotne 30 proc. Od tego czasu znacznie spadł i od 2016 r. utrzymuje się w granicach maksymalnie 4 procent.
UOKiK udostępnił nawet mapę jakości paliw w Polsce. W przeważającej większości jest ona poznaczona "na zielono". Jedną lokalizację, która nie przeszła testu pomyślnie, udało się znaleźć m.in. nieopodal Chełmna.
Urząd wskazuje, że kontrole toczą się dwutorowo. Po pierwsze prezes UOKiK losowo wybiera grupę stacji do testów. Ale kontrolerzy zapukają też do drzwi stacji, na które skarżyli się klienci, na oku miały organy ścigania, albo w przeszłości zdarzyło im się "cosik podolewać".
Prace są też dość szeroko zakrojone. Oprócz stacji paliw Inspekcja stawiła się także u producentów paliw, hurtowników i firm magazynujących benzynę czy olej napędowy.
Co się dzieje, gdy zatankujemy "chrzczone" paliwo?
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, na szczęście dawno zostawiliśmy za sobą afery z przełomu wieków. Jeszcze w 1995 czy 2000 roku rozcieńczanie paliwa była praktyką niemalże powszechną. Zwłaszcza na stacjach nie należących do wielkich sieci.
Nadal jednak zdarzają się przypadki, gdy do baku wraz z benzyną trafia nadmiar wody. Czasem nie jest to nawet wina chęci dorobienia i cwaniactwa.
Taki przypadek zdarzył się pewnego razu na jednej ze stacji stacji firmy Shell w Katowicach. Kto zatankował tam rano, ten miał okazję przejechać... kilka następnych metrów. Potem silnik dławił się i gasł.
Firma potwierdziła, że wody było w dystrybutorach znacznie za dużo. – Czujniki wskazały, że w paliwie jest woda, którą faktycznie następnie wypompowaliśmy z paliwa. Niestety, nim czujniki zareagowały, część kierowców zdążyła zatankować – tłumaczył rzecznik Shell Polska.
Jak do tego doszło? Chodzi o prostą reakcję. W benzynie naturalnie znajduje się woda. Gdy jest ona w zbiorniku, po jakimś czasie "odstaje się" i rozwarstwia – paliwo opada wtedy na dno zbiornika. Dzieje się tak nie tylko pod dystrybutorami, ale też może się zdarzyć w baku samochodu.
Podziemne zbiorniki pod stacjami muszą więc być regularnie odwadniane - czyli należy odpompowywać z nich resztki, w których jest najwięcej wody. Ponadto pracownicy mogą zbyt nisko opuścić końcówkę węża pobierającego paliwo – wtedy będzie ona zasysać mieszankę z większą ilością wody.
Pocieszające jest też to, że woda nie uszkadza trwale auta. Owszem, doprowadza do sytuacji, w której silnik dławi się i gaśnie, konieczna jest interwencja mechanika oraz czyszczenie przewodów auta. Jednak nie wiąże się to z koniecznością dokonywania wymiany elementów samochodu.