Niby nic, eksperci uspokajają, że czasy chrzczenia benzyny mamy za sobą. A jednak takich sytuacji zdarza się w ciągu roku kilkaset. Internauci szydzą z firmy – i całej branży – infolinie są oblężone, rzecznik niedostępny. Wizerunkowa wpadka pierwszej klasy.
„A może V-powera lejemy? Dobrze zrobi to układowi paliwowemu, przepłuka wtryskiwacze i wyczyści układ” - wyzłośliwia się jeden z czytelników strony „Informacje Drogowe – Katowice i Okolice” na Facebooku, która jako pierwsza zaczęła sygnalizować problemy w Katowicach.
Trudno jednak nie zrozumieć irytacji kierowców. Kto miał okazję zatankować w środę rano na stacji firmy Shell na ulicy Mikołowskiej w Katowicach, ten miał okazję przejechać... kilka następnych metrów. Potem silnik dławił się i gasł. Początkowe domniemanie – że zamiast benzyny kierowcy tankowali wodę – wkrótce przekształciło się w pewność. Co więcej, problem nie dotyczył wyłącznie tej stacji, ani też – wyłącznie w Katowic. Niemal jednocześnie sygnały o wodzie w dystrybutorach pojawiły się w Krakowie i Bielsku-Białej.
Firma potwierdziła, że wody było w dystrybutorach znacznie za dużo. – Czujniki wskazały, że w paliwie jest woda, którą faktycznie następnie wypompowaliśmy z paliwa. Niestety, nim czujniki zareagowały, część kierowców zdążyła zatankować – tłumaczył Wojciech Winkler, rzecznik Shell Polska radiu Eska. Jak poinformował nas później, "problem znajdował się w dostarczonym produkcie" i dotyczył tylko jednej stacji. Mimo to infolinia Shella była wręcz oblężona – mimo kilkukrotnych prób dodzwonienia się, można było jedynie wysłuchać komunikatu, że „wszystkie linie są zajęte”.
Szczęście w nieszczęściu: zarówno firma, jak i eksperci wykluczają „ochrzczenie paliwa” wodą. – To nie jest 2000 czy 1995 rok, kiedy rozcieńczanie paliwa była praktyką niemalże powszechną, zwłaszcza na stacjach nie należących do wielkich sieci – mówi INN:Poland Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliwowego i były szef Polskiej Izby Paliw Płynnych. – Teraz to raczej problem jakości ludzi na stacji, czy w którymś z ogniw ciągu logistycznego – dodaje.
O co dokładnie chodzi? O prostą reakcję – w benzynie znajduje się woda. Gdy paliwo znajdzie się w zbiorniku, po jakimś czasie „odstaje się” i opada na dno zbiornika. Nie tylko pod dystrybutorami, to samo w przypadku baku samochodu. Podziemne zbiorniki pod stacjami muszą więc być regularnie „odwadniane” - czyli należy odpompowywać z nich resztki, bo w nich jest najwięcej wody. Ponadto pracownicy mogą zbyt nisko opuścić końcówkę węża pobierającego paliwo – wtedy będzie ona zasysać mieszankę z większą ilością wody.
Rzecznik Shell wyklucza taką sytuację. - Rurarz, którym paliwo jest pompowane ze zbiornika do dystrybutora znajduje się zawsze w jednym położeniu zbiornika (zawsze na stałej wysokości) i nie występuje coś takiego jak możliwość dostosowywania wysokości położenia „węża pobierającego paliwo”. Paliwo do dystrybutora jest zawsze pobierane jest z jednego poziomu w zbiorniku - podkreśla Wojciech Winkler.
Takie przypadki zdarzają się, ale niezbyt często. Jak podkreśla Szczęśniak, w ciągu roku może to być kilkaset przypadków. – Na prawie 8 tysięcy stacji, 12 milionów samochodów oraz 25 miliardów tankowań, więc odsetek naprawdę jest niewielki – argumentuje.
Pocieszające jest też to, że woda nie uszkadza trwale auta. Owszem, doprowadza do sytuacji, w której silnik dławi się i gaśnie, konieczna jest interwencja mechanika oraz czyszczenie przewodów auta. Jednak nie wiąże się to z koniecznością dokonywania wymiany elementów samochodu. – Gdy wody jest dużo, po prostu się nie spala. Jeżeli silnik będzie miał wystarczająco silną mieszankę, będzie w stanie ją nawet wypchnąć – kwituje Szczęśniak.