Już teraz zwykłe "lody na molo" mogą poważnie uszczuplić stan naszego portfela. Eksperci z branży zapowiadają zaś, że to jeszcze nic. Niedługo gałka lodów za 10 zł może stać się standardem w turystycznych miejscowościach. Wszystko oczywiście przez Covid-19, który ostro uderzył w producentów i przedsiębiorców.
– W branży lodziarskiej jeszcze nie ma paragonów grozy, ale wszystko do tego prowadzi. Podwyżki cen na pewno będą, zmagamy się z brakiem pracowników oraz wyższymi cenami towarów, to sprowadza się do tego, że niedługo lody będą kosztowały 10 zł za gałkę – wskazał w programie "Money. To się liczy" Radosław Charubin, właściciel marki Lody Bonano.
Przedsiębiorca przekonuje, że ceny może nie osiągną jeszcze takich poziomów w nadchodzące wakacje 2021, ale i tak nas nie ominą.
– Cena lodów już oscyluje wokół 5-7 złotych. Pewnie w tym roku nas to nie dogoni, ale za rok, w szczególności w kurortach, zakładam, że będzie to około 10 zł za dobrej jakości gałkę – dodał.
Ekspert wyliczał też, co składa się na tak horrendalną w oczach Polaków cenę. Okazuje się, że połowa z niej to sam koszt materiałów. Zdrożały bowiem ceny produktów spożywczych. Droga śmietana, mleko, mleko w proszku czy owoce, znacznie wpływają na cenę gałki lodów. Wzrasta też koszt pracowniczy, bo wiele osób odeszło z branży gastronomicznej.
Ile kosztują lody i ryba z frytkami nad morzem?
jak pisaliśmy w INNPoland.pl, prowadzenie biznesu w reżimie sanitarnym balansuje na granicy opłacalności. Lokale usługowe, by przeżyć, muszą więc podnieść ceny.
– Entuzjazm z otwarcia gospodarki to jedno, a chłodny rachunek ekonomiczny to drugie. Nie ukrywamy, że wielu przedsiębiorców cieszy się mniej gdy policzy, jakie ryzyka mogą nieść ze sobą najbliższe miesiące – mówi Filip Kiżuk z Centrum Doradztwa Gospodarczego Kiżuk & Michalska.
Eksperci są przekonani, że ci przedsiębiorcy, którzy przetrwali, będą stawiać na wysoką jakość obsług, by zachęcić konsumentów. Co równie pewne, przed nami szybki wzrost cen.
– To już widać w pasie nadmorskim. Pobyty w hotelach są droższe niż przed pandemią. Wzrosły również ceny w restauracjach i kawiarniach. Zaskoczyła mnie w miniony weekend cena lodów nad morzem, gdzie jedna gałka kosztuje 6 złotych, a w ubiegłym roku było to maksymalnie 4,50 – mówi Katarzyna Michalska.
Kilo pieczonej ryby w nadmorskiej restauracji kosztuje już zaś zawrotne 140 złotych. Za zestaw złożony z fileta, frytek i odrobiny surówki trzeba zatem płacić już prawie 80 złotych.