W mieście upały powoli stają się nie do zniesienia, ale pomarańczowe ostrzeżenia IMGW nie oznaczają wolnego od pracy. Nie wszystko jest jednak stracone, bo pracodawca musi zapewnić swoim podwładnym odpowiednie warunki podczas spiekoty. Okazuje się, że może nawet wcześniej zwolnić nas z pracy!
"Panowie, żar leje się z nieba. Taka spiekota w mieście… to piekło" – dyskutowali podczas jednej z pierwszy ze scen bohaterowie "Hydrozagadki" Andrzeja Kondratiuka.
Podobnie jak oni odczuwamy teraz zupełnie realną falę upałów, a pracować trzeba. Jak się okazuje, szefostwo ma jednak parę obowiązków i musi zapewnić swoim podwładnym odpowiednie warunki pracy w upale.
Pracodawcy są zobowiązani zadbać o zdrowie pracowników w czasie upałów, niezależnie od specyfiki pracy. Powinni zapewnić zatrudnionym warunki pracy, które zabezpieczą ich zdrowie. Możliwe jest nawet skrócenie dnia pracy przy zachowaniu pełnego wynagrodzenia – pisze Business Insider.
Serwis wskazuje, że odpowiednie zapisy zawarte są w Kodeksie Pracy. Głosi on, że obowiązkiem pracodawcy jest zapewnienie pracownikom zatrudnionym w warunkach szczególnie uciążliwych, a takimi są upały, nieodpłatnie, odpowiednich posiłków i napojów, jeżeli jest to niezbędne ze względów profilaktycznych.
Co więcej, reguły interpretuje z naukową precyzją Rozporządzenie Rady Ministrów.
"Osoby zatrudnione na otwartej przestrzeni powinny otrzymać napoje od pracodawcy już przy temperaturze 25 st. C. W przypadku stanowisk pracy w zamkniętych pomieszczeniach obowiązek taki pojawia się, kiedy słupek rtęci przekroczy 28 st. C" – czytamy w dokumencie.
Pracodawca ma też obowiązek starać się obniżyć temperaturę w miejscu pracy. Tu niestety pojawia się dopisek o działaniach "w ramach możliwości". Nie można wymusić na pracodawcy kupna konkretnie klimatyzacji, ale możemy próbować starać się wynegocjować choć wiatraki lub wentylatory.
Pracodawca ma też prawo skrócić czas pracy w czasie upałów. Nie może wtedy obcinać pensji pracownikom. Niestety krótszy czas pracy nie jest obowiązkiem, ale przywilejem naszego szefa. Szanse na szybsze wyjście z nagrzanego biura są więc dość nikłe.
Zarzuty w kierunku pracodawcy
W INNPoland.pl pisaliśmy niedawno o pracodawcy, który nie popisał się traktowaniem swoich podwładnych.
Zaczęło się od anonimowego listu, który trafił do stowarzyszenia Stop Nieuczciwym Pracodawcom. Zarzuty "pracy na czarno" i braku opłacania składek to tylko część nieprawidłowości zarzucanych Hotelowi Gołębiewski przez budowlańców.
"Jest nas około 200-300 osób bez umów, także ludzie ze Wschodu" - można przeczytać w dokumencie. Nie wiadomo było jednak, czy chodzi o podwykonawcę, czy o główną firmę, która wykonuje prace.
Małgorzata Marczulewska z SNP zapewnia, że nie spotkała się do tej pory z narzekaniami na Hotel Gołębiewski. Ekspertka tłumaczy też, że chętnie zajmie się sprawą, choć w liście nie ma zbyt wielu konkretów. Dlatego przekazała list do mediów.
Na miejscu budowy grupa pochodząca z Ukrainy podała kuluary zarabiania na pracy przy hotelu.
– Ściągnął nas jeden Ukrainiec. Zapłaciliśmy mu 100 zł, miał nam załatwić pracę. 100 zł miał oddać. Trzeba było jeszcze zrobić test na COVID-19 za 140 zł. Też mieli oddać. Nie oddali nic. A patrz pan, ile zarobiliśmy. Łącznie 70 zł. Do tego żadnej umowy i żadnych składek – wytłumaczył dziennikarzowi Money.pl jeden z budowlańców.