O tym, że ceny mieszkań rosły, rosną i będą rosnąć mówi się często. Ale nie jest to statystyka, którą można porównywać w próżni. Jak wskazują eksperci od rynku nieruchomości, jeszcze większą dynamikę wykazują bowiem... nasze płace. Dopiero przy porównaniu obu zmiennych widzimy, jak przedstawia się obecna sytuacja na polskim rynku.
Firma HRE Investments właśnie opublikowała najnowszą odsłonę indeksu koniunktury na rynku mieszkaniowym, nad którym stale czuwa HRE Think Tank.
W obszernym raporcie eksperci badają blaski i cienie rynku nieruchomości w 4 głównych grupach – cen mieszkań, sektorów bankowego i budownictwa oraz sytuacji gospodarstw domowych.
Jak się okazuje, ceny mieszkań rosną, ale nie są w próżni. Miarowo rośnie też bowiem przeciętne wynagrodzenie Polaków. HRE dowodzi, że koszt zakupu używanego mieszkania wzrasta wolniej od zwiększających się dość dynamicznie pensji. Przekonują do tego poniższym wykresem, na którym różnica w przyjętym indeksie zarysowuje się bardzo wyraźnie.
Z danych GUS wynika, że płace w przedsiębiorstwach zarówno w kwietniu, jak i w maju rosły z około 10-proc. dynamiką.
"Optymista mógłby powiedzieć, że pensje, przynajmniej przez pewien czas, znowu rosną szybciej niż ceny nieruchomości. Gdyby uwzględnić proste średnie wynagrodzeń i cen transakcyjnych mieszkań używanych, to było tak już w pierwszym kwartale br. i może być w kolejnym" – czytamy w raporcie.
Specjaliści ostrzegają jednak, że bardziej dokładne dane zapewnia nie prosta średnia cena kupna mieszkań, a cały tzw. hedoniczny indeks zmian cen. Zawarta jest w nim nie tylko średnia cena transakcyjna za lokal, ale także jego jakość.
Indeks hedoniczny "pokazuje wyższą dynamikę niż prosta średnia i niestety rośnie też szybciej niż dynamika wzrostu pensji szacowana przez urząd statystyczny" – przyznają eksperci HRE.
Prognozy sugerują, że do 2023 roku wynagrodzenia Polaków rosnąć mają w tempie od 6,2 do 7,5 proc. w skali roku.
Gdzie w Polsce mieszkania drożeją najbardziej?
To, że ceny mieszkań w Warszawie rosną jak szalone, nikogo już nie dziwi. Jedyne, nad czym można się zastanawiać w przypadku stolicy, to "jak bardzo podrożały" i "o ile". Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, nie tylko Warszawa ma monopol na drożyznę. Własne "M" staje się coraz większym wyzwaniem w wielu innych miastach w Polsce.
Nad zmianami cen mieszkań w różnych polskich miastach pochylił się bank Pekao. Analitycy porównali ze sobą pierwszy kwartał roku 2021 oraz analogiczny okres roku 2020.
Co ciekawe, najbardziej drożeją mieszkania w Gdyni - 14,4 proc. Na drugim miejscu jest Gdańsk - 12 proc., i dopiero na trzecim Warszawa - 8,6. Stosunkowo najmniej bolesny wzrost cen odnotowano natomiast we Wrocławiu - 0,8.