Sprawa respiratorów od handlarza bronią to jeden z największych blamaży polskiego rządu w okresie walki z pandemią. Jest to też incydent, który kompletnie zdruzgotał wiarygodność i dobrą opinię byłego ministra zdrowia - wszak początkowo bohatera - Łukasza Szumowskiego. Tym bardziej zadziwia fakt, że temat cały czas się kręci. Ostatnio rządowa agencja zapowiedziała, że planuje zakup felernego sprzętu.
O sprawie kupna respiratorów przez resort zdrowia od byłego handlarza bronią z czarnej listy ONZ, Andrzeja Izdebskiego, informowała w maju "Gazeta Wyborcza". Kontrowersje wzbudzała nie tylko przeszłość kontrahenta, ale również astronomiczna kwota transakcji – choć na rynku ceny respiratorów sięgają ok. 70-90 tys. zł, to firma E&K zażyczyła sobie ok. 160 tys. za sztukę.
W lipcu, w wyniku przeprowadzonej kontroli poselskiej, politycy z KO Dariusz Joński i Michał Szczerba odkryli, że ministerstwo zapłaciło za respiratory więcej, niż deklarowało. Ostateczna kwota miała opiewać na sumę 370 mln złotych za 2,2 tys. respiratorów. Wcześniej resort przekonywał, że zamówił 1,2 tys. sztuk respiratorów, a za sprzęt medyczny zapłacił „jedynie” 200 mln złotych.
To jednak nie wszystko, bo po wielomiesięcznych opóźnieniach firma E&K dostarczyła ich jedynie 200 - niekompletnych, bez gwarancji, serwisu i części zamiennych. Okazało się również, że Ministerstwo Zdrowia na trzy miesiące wstrzymało działania Prokuratorii Generalnej wobec firmy handlarza bronią.
Pieniądze za respiratory
Pod koniec 2020 roku ministerstwo wystąpiło w końcu do Prokuratorii Generalnej RP o wszczęcie postępowania o zabezpieczenie i zapłatę w związku z nieuregulowaniem zaległych płatności przez firmę E&K. Komornik zapukał do drzwi Izdebkiego w styczniu tego roku.
To jednak nie wszystko. W lutym 418 respiratorów zostało zajętych - w ramach zaległych roszczeń - przez komornika na Lotnisku Chopina w Warszawie. Wcześniej Sąd Okręgowy w Warszawie nałożył na właścicieli urządzeń zobowiązanie do wpłaty na konto ministerstwa zdrowia za każdy respirator, który będzie sprzedany.
Pod koniec września odbyła się licytacja przejętego sprzętu. Cena wywoławcza za sztukę wynosiła 30 tys. zł. Na przetargu nie pojawił się jednak nikt zainteresowany zakupem.
Afera respiratorowa - najnowszy odcinek
Jak się okazuje, pechowe respiratory mogą jednak już wkrótce znaleźć nowego właściciela. Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych podkreślił w rozmowie z “Pulsem Biznesu”, że sprzęt sam w sobie jest dobry, a problemy wynikły przecież wyłącznie z opóźnienia w jego dostawie. Przekazał też, że nie wyklucza ich odkupienia. Agencja miałaby nabyć je w ramach “uzupełniania rezerw w związku z pandemią".
Na przypomnienie, że zakupiony sprzęt nie miał gwarancji producenta i wymagał uzupełnienia certyfikacji, szef rządowej agencji odpowiedział, że "nie zgłosił się nikt zapewne dlatego, że na rynku jest bardzo dużo tego typu sprzętu, a szpitale od początku pandemii mogą liczyć na wsparcie agencji".
Respiratory miałyby być zakupione w kolejnej licytacji, gdy cena powinna być atrakcyjniejsza, albo w ramach indywidualnych ustaleń. – Zobaczymy, jaka będzie sytuacja w czwartej fali, jakie będą potrzeby, czy taki zakup byłby rynkowo uzasadniony, czy będzie to także korzystne dla skarbu państwa. Wtedy zdecydujemy – zapewnia Kuczmierowiski.
Ministerstwo Zdrowia wypowiedziało umowę i domaga się zwrotu zapłaty, a ponieważ dostawca nie ma pieniędzy, konieczne było zlicytowane sprzętu. To są dobre respiratory.
Michał Kuczmierowski
Oczywiście — tak jak to było już w zeszłym roku — respiratory kupujemy z myślą o polskich szpitalach. Jeśli pojawi się potrzeba ich dokupienia, będziemy szukać takich, które są dobre i mają atrakcyjną cenę. Respiratory często są też przekazywane w ramach pomocy humanitarnej innym krajom, które słabiej radzą sobie z walką z COVID-19.