Jak Polacy prezentują się na tle Europy? Pod względem ekonomicznym nadal nie jest zbyt wesoło. Średnia siła nabywcza Kowalskiego jest bowiem blisko o połowę mniejsza od ogólnoeuropejskiej. Od najbogatszych dzieli nas zaś olbrzymi kanion.
Siła nabywcza Polaka to średnio 8294 euro, czyli około 38 tys. złotych. Jest to suma blisko o 45 proc. mniejsza od europejskiej średniej, wynoszącej 13 894 euro (ok. 64 tys. zł). Znajdujemy się na 28. miejscu w stawce – referuje najnowsze badanie mocny nabywczej w Europie serwis Money.pl.
"GfK Purchasing Power Europe 2021" wskazuje też największych bogaczy Starego Kontynentu. W Liechtensteinie przeciętny mieszkaniec może rocznie wydać nawet 64 240 euro – w przeliczeniu na złotówki to zawrotne 294 tysiące zł.
Na 42 badane kraje tylko 16 znajduje się powyżej średniej, a pozostałe 26 jest poniżej tej wartości.
Nieco lepiej niż w Polsce mają na przykład Hiszpanie, którzy wydają 14 709 euro, czyli w przeliczeniu ok. 67,6 tys. zł. Gorzej od nas mają Ukraińcy – wydają tylko 1892 euro (ok. 8,7 tys. zł). To zaledwie 13 procent średniej z Europy.
Moc nabywcza na Starym Kontynencie nominalnie wzrosła o 1,09 proc. w porównaniu rok do roku. W 2021 r. Europejczycy wydali już łącznie 10,2 biliona euro na życie. Były to zakupy żywnościowe, mieszkaniowe, nowych sprzętów AGD i elektroniki, związane z usługami, rachunkami, wakacjami czy transportem.
– Wzrost siły nabywczej nie do końca oznacza, że mieszkańcy Polski będą mieli do dyspozycji więcej pieniędzy dostępnych na wydatki konsumpcyjne, usługi, wakacje i tym podobne. Przy tak wysokiej inflacji oznacza to jedynie, że wzrost cen dla części Polaków nie będzie aż tak bolesny – komentuje wyniki Agnieszka Szlaska-Bąk, Client Business Partner w GfK.
Typowy dyrektor zarządzający niemieckiej spółki ma 52 lata i dojeżdża do biura służbowym BMW. Pracuje co najmniej 47 godzin tygodniowo, a przez ostatni rok nie dostał podwyżki. Roczne zarobki osób na tym stanowisku wynoszą średnio ok. 176 tys. euro – wymienia PAP za niemieckim dziennikiem "Handelsblatt".
Podliczmy go. 176 tys. euro na rok (to suma z dodatkami i premiami) to ok. 14,7 tys. euro miesięcznie. Po obecnym kursie możemy więc liczyć 67 875 zł miesięcznie. Nie wiemy co prawda, czy kwoty są brutto czy netto, ale umówmy się, że niemiecki dyrektor raczej z głodu nie umrze.
Wynagrodzenie zależy też mocno od segmentu rynku. Dyrektor z cierpiącej przez pandemię branży motoryzacyjnej może liczyć na 120 tys. euro rocznie. Jego kolega z handlu spożywczego oczekiwać może nawet 180 tys., a dyrektor z branży handlu hurtowego – nawet na 200 tys. euro na rok.
Najprawdopodobniej dyrektorzy nie dostali jednak podwyżki, a inflacja rośnie. Jak się okazuje w 2020 r. pensje dyrektorów wręcz spadły w porównaniu poprzednim rokiem. Wzrost zarobków wystąpił jedyne w branżach, które dorobiły się na epidemii COVID-19. Chodzi tu m.in. o budownictwo, przemysł drzewny czy branżę farmaceutyczną.
Dużym bonusem jest służbowe auto i tu wystąpiły różnice między płciami. W poprzednim zestawieniu królowała tu marka Audi, teraz doszło jednak do zmiany. Podium to obecnie BMW, Audi i Mercedes. Jeśli chodzi o cenę – mężczyźni idą tu na całość, a kobiety-menedżerki korzystają zwykle z tańszych samochodów.
Najciężej pracują dyrektorzy spółek przemysłowych, którzy tygodniowo przesiadują w biurze ponad 50 godzin. Licząc zbiorczo ok. jedna trzecia menedżerów pracuje do 50 godzin, a kolejna jedna trzecia już po 30-40 godzin.