Zeszłoroczne zamknięcie cmentarzy na 1 listopada przyniosło gigantyczne straty wielu przedsiębiorcom. Obiecano im rekompensaty. Do tego grona chciał się też załapać 29-latek spod Kalisza, który zgłosił utratę 36 tysięcy chryzantem. Okazało się, że w rzeczywistości miał ich... 400.
O sprawie pisze serwis TVN24.pl. Młody przedsiębiorca zgłosił się do oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Kaliszu z wnioskiem o rekompensatę za stracone 36 tysięcy chryzantem o wartości 722 tysięcy złotych. Urzędnicy zdecydowali się przeprowadzić u niego kontrolę. Okazało się, że w miejscu, gdzie miały rosnąć, było tylko 400 doniczek.
29-latek tłumaczył następnie, że 36 tysięcy chryzantem dał mu 95-letni dziadek, który wkrótce potem zmarł. A kilkadziesiąt tysięcy doniczek udało mu się sprzedać na giełdzie. Urzędników nie przekonał, musiał więc zmierzyć się z prokuratorem.
W trakcie śledztwa okazało się, że na potwierdzenie swoich słów nie ma żadnych dokumentów. Ani aktu darowizny kwiatów, ani faktury za doniczki. Co więcej, śledczy sprawdzili, że nie ma też areału niezbędnego do hodowli takiej ilości kwiatów, nie zużył też odpowiedniej ilości wody. Słowem: hodowla nie była w żaden sposób udokumentowana.
Przedsiębiorca stanął przed sądem, który wymierzył mu karę grzywny w wysokości 10 tysięcy złotych i rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata. W sumie kara nie jest przesadnie wysoka, bo domniemanemu hodowcy groziło nawet 12 lat odsiadki.
Straty były gigantyczne
Według nieoficjalnych informacji, zamykając cmentarze w 2020 roku rząd miał zapomnieć o sprzedawcach kwiatów i zniczy. Po inicjatywach samorządowców PiS zaproponował odkup niesprzedanych kwiatów przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.
Jeszcze wcześniej na sytuację zareagowały samorządy. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski oraz stołeczny ratusz ogłosili akcję #kuppanchryzanteme. W 6 miejscach stolicy udostępniono bezpłatnie handlarzom miejsce (bo ci już zapłacili wcześniej za zajęcie części drogi lub dzierżawę terenu).
Jednocześnie sami warszawiacy i mieszkańcy innych miast zmobilizowali się, by nieco ulżyć przedsiębiorcom. Łódzka "Wyborcza" donosi, że mieszkańcy zaczęli kupione kwiaty sadzić w pustych betonowych donicach przy Piotrkowskiej lub przynosić je pod siedzibę PiS w tym mieście.