Dominujący w Warszawie dostawca prądu E.ON (dawniej Innogy) podwyższył ceny energii elektrycznej. Informacje o podwyżkach klienci otrzymali jeszcze w grudniu. Co ciekawe – nawet ci, którzy zagwarantowali sobie stałe stawki prądu w umowie. O co chodzi? Firma wyjaśnia zamieszanie.
Jeszcze pod koniec grudnia E.ON (dawniej Innogy) wysłała do wszystkich klientów informację, że od stycznia cena energii elektrycznej wzrośnie o 33, 2 proc. Dodatkowo wzrosła też opłata handlowa – do maksymalnie 1,91 zł/mc. Oświadczenie zaniepokoiło niektórych klientów.
"Pod koniec 2020 r. zagwarantowałem sobie stałą cenę energii przez 36 miesięcy. Czy E.ON nie zamierza dotrzymywać zawartej umowy?" – pyta jeden z czytelników serwisu Business Insider.
Taryfy E.ON nie podlegają zatwierdzeniu przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, ale takie złamanie umowy byłoby niespotykanym przypadkiem. Firma szybko wyjaśniła jednak powstałe zamieszanie.
Ogłoszenie o podwyżce trafiło bowiem do wszystkich zarejestrowanych klientów E.ON, niezależnie od ich umowy. Jak wskazuje przedsiębiorstwo, osoby z gwarancją stałej ceny prądu nie muszą się martwić podwyżkami, choć otrzymały takie informacje.
"Zmiana cen i stawek w taryfach sprzedażowych nie powoduje zmiany ceny energii elektrycznej w umowach podpisanych na czas oznaczony, w których określona została stała cena jej sprzedaży. W nich E.ON Polska gwarantuje ceny jednostkowe sprzedaży energii elektrycznej przez cały czas oznaczony obowiązywania danej umowy" – zapewniło dziennikarzy biuro prasowe E.ON.
Bardziej skomplikowana jest jednak sprawa opłaty handlowej. Wszystko zależy od treści kontraktu z firmą.
"Jeżeli treść umowy z takim klientem w grupie taryfowej G11 przewiduje, poza stałą ceną energii elektrycznej, również stałą stawkę opłaty handlowej, to zmiana cen i stawek taryfowych nie wpłynie na stawkę opłaty handlowej naliczanej klientowi" – wyjaśnia spółka.
Przy braku takich zapisów opłata handlowa wzrośnie. Ceny zmienią się także po upływie terminu umowy na czas określony ze stałą ceną, jeśli klient postanowi pozostać z dostawcą na dłużej.
Ceny energii a firmy
Jak pisaliśmy w INNPoladn.pl, podwyżki cen energii nie dotyczą tylko gospodarstw domowych, a rząd najwyraźniej nie zamierza objąć firm jakąkolwiek tarczą.
Jak wylicza "Rzeczpospolita", według cenników PGNiG odbiorca biznesowy musi płacić za gaz 798 zł za MWh, czyli o 480 proc. więcej niż rok temu. Energia elektryczna drożeje "tylko" ok. 100–200 proc.
– Do tego trzeba doliczyć rosnące obciążenia podatkowo-składkowe, które niesie dla biznesu Polski Ład, wysokie ceny materiałów i surowców, presję na podwyżki wynagrodzeń, co oznacza większe wydatki na płace itp. To będzie trudny rok dla przedsiębiorców – podkreśla Łukasz Bernatowicz, wiceprezes Business Centre Club.
Rozwiązanie jest jedno – firmy będą musiały podwyższyć ceny towarów i usług, by poradzić sobie z rosnącymi kosztami nośników energii. Nawet 0 proc. VAT na żywność nie sprawi, że ceny tych produktów spadną. Będą jedynie wolniej wzrastały.
Najbardziej zagrożoną branżą jest w obecnej sytuacji gastronomia.
– Gastronomia, hotelarstwo i turystyka to branże poszkodowane najmocniej przez pandemię, a politycy nie są w stanie zaoferować żadnego sensownego rozwiązania – wskazuje Jacek Czauderna, prezes Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
Według ekspertów, zagrożone szybkim bankructwem mogą być też m.in. piekarnie. To w tej branży ceny energii stanowią często "być albo nie być". Dla wielu mniejszych spółek obecne ceny nie pozwalają na opłacalny biznes.