Nie zdziw się, jeśli za kilka tygodni w Polsce wejdzie w życie prawo pozwalające policji na pałowanie każdego obywatela na ulicy albo delegalizujące sprzedaż samochodów używanych. Dlaczego? Bo już może dziś, może za kilka dni oficjalnie nikt w Polsce nie będzie miał prawa do uczciwego procesu. To nie jest żart – nad tym właśnie debatuje Trybunał Julii Przyłębskiej. I za jednym zamachem może zadać śmiertelny cios polskiej gospodarce.
Dzisiejsza rozprawa w Trybunale Konstytucyjnym to tylko zalążek tego, na co stać obecną władzę. Przypomnę – dotyczy zgodności z Konstytucją europejskiej konwencji praw człowieka, gwarantującej szereg praw i wolności obywatelom 47 państw Rady Europy. Trybunał, któremu przewodniczy Stanisław Piotrowicz, komunistyczny prokurator, a sprawozdawcą jest sędzia dubler Mariusz Muszyński.
Wspólnie i w porozumieniu będą obalali artykuł 6 konwencji. Brzmi on tak: "Każdy ma prawo do sprawiedliwego rozpatrzenia sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony ustawą". Jeśli dziś lub za kilka dni Piotrowicz z Muszyńskim uznają, że artykuł 6 w Polsce nie obowiązuje, bo jest niezgodny z Konstytucją, wyroki będzie wydawał prokurator. A może od razu policjant?
Już kilka dni temu okazało się, że mamy w Polsce nielegalnych obywateli. Ba – nielegalne dzieci! Zgodnie z przeprocedowaną ustawą – gdyby trzymać się literalnie jej zapisów – dzieci par jednopłciowych nie dostaną w Polsce paszportu. Drobne, ale znaczące zmiany w zapisach ustawy przeszły dzięki lobbingowi Ordo Iuris.
Dziś w Polsce władza może ustawić dowolne prawo, z dowolnie idiotycznymi zapisami. Mogą one krzywdzić ludzi, mogą być niezgodne ze światowymi czy europejskimi konwencjami. Trybunał Konstytucyjny przyklepie je jako zgodne z polskim prawem. A w razie czego uzna, że umowy i międzynarodowe traktaty nas nie obowiązują.
Pierwszy krok Kaczyńskiego
Jarosław Kaczyński świetnie się przygotował do bycia dyktatorem. Co było jego pierwszym krokiem po dojściu do władzy? Wybicie zębów najważniejszemu sądowi w Rzeczpospolitej – Trybunałowi Konstytucyjnemu. Obsadził w nim swoich sędziów i swoją prezes. To był rok 2015, ledwie chwila po wygranych wyborach. Protesty były, ale większość ludzi nie miała (ani wtedy, ani dziś) pojęcia o tym, czym zajmuje się TK. A dziś okazuje się, że ten sąd może zawiesić dowolnemu Polakowi prawo do uczciwego procesu, zapewnić bezkarność dowolnemu przedstawicielowi władzy.
Tak już się stało – przecież to właśnie Trybunał Przyłębskiej uznał, że Andrzej Duda mógł ułaskawić Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika przed zakończeniem procesu. To wbrew elementarnej logice. Dziś obaj panowie cieszą się bezkarnością i rządowymi profitami, Wąsik bryluje jako jeden z najważniejszych elementów w aferze Pegasusa. Dostali coś w rodzaju licencji na zabijanie - nie wiadomo czy i czym przewinili, ale zostali z tego prewencyjnie rozgrzeszeni.
To też cios w ekonomię
Wbrew pozorom sprawa nie jest tylko polityczna. Ona jest w stanie zniszczyć polską gospodarkę. Bo gospodarka opiera się na przepisach prawa. Kiedy te przestają obowiązywać a władza zmienia je w zależności od upodobań szefa grupy, filar państwa się chwieje.
Przypomnijmy – każdy uczył się w szkole o trójpodziale władzy. Każdy z tych fundamentów demokracji jest kontrolowany przez inny, zapewniając równowagę całemu krajowi. Dziś nie mamy już żadnych bezpieczników, ci sami ludzie pod przewodnictwem jednego szefa mają w rękach wszystkie filary, konsekwentnie niszcząc ich niezależność i samodzielność.
Kto przeszkodzi PiS-owi uznać, że państwowe firmy nie będą płaciły podatków a prywatne będą płacić dwa razy większe? Nikt. Kto będzie miał coś do powiedzenia, gdy władza uzna, że w Polsce nie mogą już działać prywatne banki i ubezpieczalnie? Nikt. Wbrew pozorom inwestorzy doskonale to widzą – i coraz częściej omijają Polskę szerokim łukiem. Wolą zapłacić więcej za grunt i pracę w innym kraju, ale mieć spokój i nie wikłać się w spory podatkowe i prawne.
Widać tu zresztą awersję Jarosława Kaczyńskiego do własności prywatnej i typowo socjalistyczne myślenie o gospodarce. Kaczyński demokracji i gospodarki nie rozumie, ani zrozumieć nie chce. Nieraz dawał wyraz swojej pogardzie dla przedsiębiorców. Kaczyński chce mieć przedsiębiorstwa państwowe, hołubi je. Widać to zresztą na przykładzie Orlenu – ta firma może wszystko. Nawet bez uzasadnionego interesu i wbrew rachunkowi ekonomicznemu zjeść swojego państwowego konkurenta. Żyjemy w kraju, gdzie banalna sprawa kopalni zabierającej Czechom wodę staje się zamachem na naszą niezależność.
Kilka lat temu Kaczyński mówił, że jego wizja warta jest poświęcenia gospodarki. Nie przejęzyczył się, nie przesadził. On naprawdę tak myśli. Problem w tym, że ma jednocześnie syndrom oblężonej twierdzy – myśli, że wszyscy, szczególnie zagranica, są przeciw niemu. Prezes nie chce też, by ludzie zarabiali – oni mają dostawać pieniądze od emerytowanego zbawcy narodu, mają być od niego zależni. Stąd 500+, 13 i 14 emerytura i wszelkie inne "plusy", stąd też rosnące podatki i kolejne daniny. Za jego urojenia płacimy wszyscy – stopniowym odbieraniem nam podstawowych praw i postępującą ekonomiczną izolacją. De facto budujemy socjalizm i kolejne wcielenie PRL.