Szef UOKiK posłańcem rządu: straszy branżę handlową wprowadzeniem cen regulowanych na żywność. Już wiadomo, że obniżka VAT-u na jedzenie nic nie da - zauważalnego spadku cen nie będzie. Rząd szuka więc sposobu na udowodnienie, że inflacji nie ma.
Rząd chciałby, by to sklepy tłumiły inflację. Mimo gróźb i połajanek ten plan nie ma szans powodzenia - czytamy w "Rzeczpospolitej". Inflacja i koszty prowadzenia biznesu wzrosły zbyt mocno i zauważalnego spadku cen po prostu nie będzie. Co gorsza - ceny mogą ostro podskoczyć.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów już zapowiedział kontrole cen w sklepach. zapowiedział już . Jak pisze "Rz" prezes Tomasz Chróstny na spotkaniu z branżą handlową powiedział, że w razie braku współpracy rząd rozważy ceny urzędowe na podstawowe towary, jak na Węgrzech.
To już kolejna zapowiedź wprowadzenia takiego rozwiązania. Kilka dni temu mówił o tym poseł PiS Kazimierz Smoliński, ale jego słowa nie zyskały potwierdzenia z kręgów rządowych. Teraz o identycznym pomyśle mówi prezes UOKiK.
Polska mogłaby pójść w ślady Węgier. Tam mąka pszenna, mleko krowie o 2,8-procentowej zawartości tłuszczu, cukier, olej słonecznikowy, udziec wieprzowy i piersi kurze będą miały od 1 lutego urzędowo zamrożone ceny. W sklepach muszą kosztować dokładnie tyle, ile 15 października zeszłego roku. Ceny regulowane na Węgrzech mają obowiązywać w każdym sklepie.
Na Węgrzech już wcześniej wprowadzono limit cen na paliwa. Benzyna 95 oraz olej opałowy nie mogą kosztować więcej niż w przeliczeniu 6,05 zł za litr. Państwo dofinansowuje też rachunki za media.
Na razie nie wiadomo jak polskie władze chciałyby regulować ceny w sklepach. Polska Izba Handlu pyta na przykład po jakiej cenie sklep ma sprzedawać towar, jeśli sama kupi go drożej - bo ceny w hurcie też przecież rosną. Na dodatek handlowcy płacą więcej za prąd czy gaz i jakoś muszą to sobie zrekompensować.
Obniżony VAT na żywność może przynieść co najwyżej nieznaczne obniżki przy dużej inflacji. Ale w tej sytuacji część sklepów może "wykorzystać okazję, by kosztem obniżki nieco poprawić własne marże".
Zyskają na tym przede wszystkim duże sieci spożywcze, które mają większe możliwości egzekwowania obniżek od dostawców. Łatwiej im zatem utrzymać ceny w ryzach. Już dziś kontrolują 38 proc. rynku, ale w nadchodzącym czasie będą miały więcej.
Lidl Aldi czy Kaufland ogłosiły już plan cięcia cen na część oferty. "Tak wielkich akcji małe sklepy nie są w stanie zrobić, dla nich obniżka oznacza pogłębienie kłopotów i stratę klientów" - pisze "Rz".