Na płonącym na Atlantyku statku Felicity Ace znajduje się 189 aut marki Bentley, 1100 Porsche i nieokreślona liczba Lamborghini. Oprócz tego Audi i Volkswageny - łącznie prawie 4000 samochodów. Załoga została bezpiecznie ewakuowana przez portugalską marynarkę wojenną.
Statek towarowy Felicity Ace, załadowany prawie 4 tysiącami pojazdów Grupy VW, nadal płonie ponad tysiąc mil od wybrzeży Portugalii, pośrodku Oceanu Atlantyckiego. Wiózł auta do amerykańskich klientów. Załodze nic się nie stało - 22 osoby zostały ewakuowane przez portugalską marynarkę.
Dryfujący bez załogi statek staje się dymiącym cmentarzyskiem samochodów. Na jego pokładzie znajdują się głównie auta koncernu Volskwagen. Ale nie tylko - największą stratę poniesie marka Porsche. Felicity Ace wiezie 1100 aut wyprodukowanych w Zuffenhausen.
Na pokładzie znajduje się też 189 Bentleyów i setki aut marki Audi. Wśród maszyn mogło się też znaleźć kilkanaście Lamborghini - ale nie ma co do tego pewności. Reszta to Volskwageny - łącznie na pokładzie jest 3965 samochodów.
Na razie nie wiadomo, ile z nich spłonęło. Priorytetem było oczywiście uratowanie ludzi z płonącego statku, dopiero teraz nadchodzi czas na akcję ratowania ładunku. Nie ma pewności czy jest jeszcze co ratować ani jak będzie prowadzona akcja. Sytuacji nie poprawia położenie Felicity Ace - jest pośrodku Atlantyku. Statek pod panamską banderą wyszedł w rejs z niemieckiego portu 10 lutego, do amerykańskiego wybrzeża miał dotrzeć ok. 23 lutego.
Brakuje chipów
Problem z płonącym statkiem wypełnionym samochodami to niemały cios dla branży. Obecnie produkcja aut jest utrudniona - od początku lutego media donoszą o tzw. "chip shortage" – czyli niedoborach mikroprocesorów, które odbijają się na bardzo wielu gałęziach przemysłu.
Według analizy Goldman Sachs, globalny niedobór mikroprocesorów dotknął aż 169 branż, od stali i betonu towarowego po urządzenia klimatyzacyjne i browary. Braki zgłaszają m.in. producenci elektroniki, urządzeń AGD oraz koncerny motoryzacyjne.
Ci ostatni – producenci samochodów w Ameryce, Japonii i Europie – zostali zmuszeni przez to do spowolnienia, a nawet zatrzymania produkcji. Przez to do salonów samochodowych na całym świecie wjedzie o 3,9 miliona aut mniej niż w roku ubiegłym.
Głównym powodem kryzysu ma być pandemia COVID-19. Poza utrudnioną logistyką i przerwami w łańcuchach dostaw, na produkcji odbiły się też zmniejszone nakłady i fundusze na rozwój oraz zwiększona podaż.