Rosja zaatakowała Ukrainę. Europa zastanawia się nad bezpieczeństwem energetycznym na Starym Kontynencie. Czy Polska może czuć się bezpiecznie? Rozmawiamy z ekspertem portalu WysokieNapiecie.pl, Rafałem Zasuniem.
Jestem redaktorem prowadzącym INNPoland.pl. Pracowałem m.in. dla Vice, newonce, naTemat i Next.gazeta.pl. W INN piszę swoje "rakoszyzmy". Prywatnie tworzę własne "Walden" w nadwarciańskim zaciszu. Poza tym co jakiś czas studiuję coś nowego.
Rafał Zasuń, WysokieNapiecie.pl: Przede wszystkim nie wierzę w to, że Miedwiediew na Twitterze steruje cenami gazu. Póki co Rosja wywiązuje się z kontraktów długoterminowych i nie wierzę w to, żeby one przestały być realizowane. To, co robi Rosja to ograniczanie dostaw gazu na spocie.
Dmitrij Miedwiediew może sobie pisać na Twitterze, co chce. Jak dotąd ceny gazu nie doszły do grudniowych poziomów, kiedy faktycznie były za 2 tys. za dcm. Unia Europejska poradziła sobie całkiem nieźle. Wzrosły dostawy LNG, sprowadzono gaz z innych kierunków. Problemu nie było.
Co jeszcze można zrobić?
Tu zresztą nie chodzi o to, żeby wymusić dostawy z innego kierunku, bo tego się szybko zrobić nie da. To, co można zrobić, i nad czym Komisja Europejska już pracuje, jest zmiana zasad handlu. Tak, żeby właściciele magazynów musieli w nich utrzymywać odpowiedni zapas surowca.
W ostatnim czasie Gazprom wysuszył własne magazyny, których kilka ma w Niemczech i w Austrii, przez co wywołał lekką panikę na rynku. Do której dołączyły się zresztą inne czynniki, jak brak wiatru, awarie w elektrowniach jądrowych we Francji i zwiększony pobór.
Tak. Ogólnie w Europie nie ma problemu z dostawami gazu. Gazu nie brakuje. Jest problem z ceną.
Z końcem roku zakończymy kontrakt długoterminowy z Gazpromem. Zakładając, że zrezygnujemy z zakupu gazu z Rosji, zniknie ok. 9 mld m sześc., które w ostatnich latach PGNiG kupowało od rosyjskiej spółki. Uruchamiamy za to Baltic Pipe, mamy dostawy LNG do Świnoujścia. Wystarczy?
To nie jest tak, że tego gazu nie będzie można uzupełnić. Będzie można to zrobić rewersem z Niemiec. Baltic Pipe to będzie dodatkowe źródło – możliwość zapewnienia dostaw gazu z jeszcze jednego kierunku. Tak samo jak poprzez gazoport LNG. Będziemy mogli także zapewnić sobie dostawy ze wschodu – przez Litwę, gdzie powstaje nowy gazociąg – oraz z południa, przez Słowację. Wreszcie gazociąg jamalski, którym płynął gaz z kontraktu długoterminowego z Gazpromem.
On nie będzie rozebrany i oddany na złom. Ciągle będzie istniał. Zawsze będzie nim można sprowadzić gaz z Rosji.
Czyli zakończenie kontraktu długoterminowego z Gazpromem nie oznacza, że całkiem zrezygnujemy z rosyjskiego gazu?
Tego nie wiemy. Po pierwsze nie wiemy, czy ktoś w ogóle będzie chciał handlować tym gazem. O tym zdecyduje rynek. Działa to tak, że operator gazociągu ogłasza aukcje i jeżeli ktoś jest zainteresowany dostawą gazu, to w tych aukcjach bierze udział.
Zatem, jeśli zatem znajdzie się w Polsce firma, która będzie miała umowę z Rosjanami i będzie miała gwarancję, że ten gaz popłynie, to wystartuje w danej aukcji. Oczywiście, o ile Rosjanie będą chcieli sprzedawać swój gaz do Polski.
Chciałbym jeszcze zapytać o to, na ile powinniśmy obawiać się słów niemieckiej minister środowiska w kontekście planowanej budowy reaktorów SMR w Polsce. "Jeśli w Polsce dojdzie do budowy reaktorów, to będziemy pracować z użyciem odpowiednich instrumentów prawnych, dla mnie to oczywistość" – stwierdziła krytycznie nastawiona do rozwoju energii atomowej w Polsce Steffi Lemke.
Nie czytam tego jako zapowiedzi wejścia Niemiec na drogę sądową w przypadku budowy reaktorów w Polsce. Rozumiem to w ten sposób, że Niemcy będą zainteresowane tym, żeby elektrownia atomowa powstała w całkowitej zgodzie ze wszystkimi przepisami środowiskowymi, które w takiej sytuacji mają zastosowanie. Tak, żeby uniknąć takiej sytuacji jak np. w Turowie.
Orzeczenie TSUE ws. Turowa mogłoby zostać potraktowane jako precedens prawny dla ewentualnego zablokowania rozwoju energetyki atomowej w Polsce?
Moim zdaniem tak nie jest. Turów był bardzo złym przykładem próby obejścia prawa przez Polskę. Obejścia dyrektyw unijnych. Uchwalono ustawę, która umożliwiała przedłużenie koncesji dla Turowa, na skróty. Bez wydania wszystkich decyzji środowiskowych, zgodnych z unijnymi dyrektywami.
W przypadku elektrowni atomowej czegoś takiego sobie nie wyobrażam. Tego, że Polska mogłaby dopuścić się takich zaniedbań. Niemcy wolą jednak dmuchać na zimne. Stąd ta deklaracja niemieckiej minister. Stefii Lemke wywodzi się zresztą z partii Zielonych, szczególnie uczulonej na sprawy ekologii. Poza tym Niemcy, jak i wszystkie kraje sąsiadujące z Polską, mają prawo zgłaszać uwagi do inwestycji oddziaływających na ich środowisko.
Przede wszystkim jednak, my się nie przejmujmy tym, co robią nasi sąsiedzi. Zajmujmy się tym, co my mamy do zrobienia. Róbmy swoje.