Wojna w Ukrainie powoduje, że tanieją uprawnienia do emisji CO2. Ich cena w tydzień spadła o jedną trzecią. Zgodnie z retoryką koncernów energetycznych i polskiego rządu, powinniśmy teraz płacić mniej za prąd. Czy tak się stanie?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W lutym 2022 roku uprawnienia do emisji CO2 kosztowały już prawie 100 euro za tonę. Dziś można je kupić za niecałe 60 euro. To potężny spadek, najbardziej odczuwalny od momentu, gdy wojska Putina napadły na Ukrainę. Ceny uprawnień ciągle się zmieniają, ale w ciągu tygodnia zaliczyły tąpnięcie - ich cena w ciągu tych kilku dni spadła o jedną trzecią.
Dlaczego uprawnienia tanieją? Bezpośrednią przyczyną jest atak Rosji na Ukrainę i wojna wywołana przez Putina. Wiadomo, że spowoduje to na całym kontynencie pewien kryzys. Jego siła i czas trwania nie są znane, jest jednak jasne, że produkcja spadnie. W efekcie firmy będą potrzebowały mniej energii. A skoro będzie się jej konsumować mniej, to handel emisjami nie będzie żyłą złota. Ich ceny spadają.
Czytaj także:
Doszło nawet do tego, że Niemiecka giełda European Energy Exchange (EEX), która, w imieniu Polski organizuje sprzedaż polskich uprawnień do emisji CO2 unieważniła aukcję. Tydzień temu, 2 marca, zapotrzebowanie na uprawnienia było mniejsze, niż oferowany wolumen. Polska nic nie sprzedała, więc nie zarobiła ani grosza.
Czy ceny prądu spadną?
Trudno powiedzieć. Szef Polskiego Funduszu Rozwoju sugeruje na Twitterze, że powinny. Ale tak naprawdę wszystko w rękach państwowych koncernów energetycznych, które jak na razie nie kwapią się do obniżania cen. Nie są też skore do dzielenia się radością z powodu spadających cen emisji.
Pewne jest na razie to, że cała unijna polityka klimatyczna stanęła na głowie.
– Wszystko się zmieniło. Tydzień temu historia zatoczyła koło i musimy się z tą historyczną zmianą pogodzić – powiedział serwisowi "Politico" wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans, odpowiedzialny za wdrażanie Zielonego Ładu. Dodał, że Polska i kilka innych krajów planowało odejście od węgla, poprzez tymczasowe wykorzystanie gazu ziemnego, a następnie przejście na odnawialne źródła energii. Zdaniem Timmermarsa obecnie lepiej będzie, jeśli pozostaną przy węglu, a następnie od razu przejdą na odnawialne źródła energii.
Jak działa handel emisjami?
ETS – czyli unijny system handlu uprawnieniami do emisji – nie jest doskonały. I zauważają to nie tylko podmioty z Polski, ale również z innych krajów. System handlu emisjami powstał już w 2005 roku, ale na początku nie odgrywał istotnej roli w unijnej energetyce. Jednak im bardziej UE zacieśnia pętlę na emisji dwutlenku węgla, tym bardziej ETS staje się dla niektórych państw problemem.
Czytaj także:
Celem ETS jest ograniczenie emisję dwutlenku węgla i wykorzystanie do tego celu rynku. Wszystko działa na zasadzie "cap and trade" (ang. ograniczaj i handluj). UE tworzy i stopniowo ogranicza limit dozwolonej emisji gazów cieplarnianych. Finalnie ma to sprawić, by paliwa kopalne były jak najmniej opłacalnym źródłem energii.
Każdy podmiot, który emituje dwutlenek węgla musi dostać lub kupić uprawnienia. Jedno uprawnienie pozwala na wyemitowanie jednej tony CO2 do atmosfery. Uprawnienia można sprzedawać i kupować. Od 2018 roku zaczął się dynamiczny wzrost ich cen. Jeszcze kilka lat temu za uprawnienie płaciło się poniżej 5 euro, niedawno dobiły do prawie 100 euro, by spaść w okolice 60 euro.