W mediach społecznościowych rozprzestrzenia się zdjęcie pokazujące, że na Powszechnych Planach Kapitałowych można stracić. Zawiadujący programem Polski Fundusz Rozwoju zaczął na dodatek wysyłać ludziom listy z pytaniami dlaczego nie zgłosiły niań i pomocy domowych do PPK. PFR ruszył więc z odsieczą.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Obecne problemy PPK zostały pogłębione przez dwie sytuacje. Jedna z nich to rozprzestrzenianie się w mediach społecznościowych zdjęcia jednego z uczestników programu. Nie wiadomo oczywiście, czy grafika jest prawdziwa. Obrazek przedstawia saldo jednego z uczestników PPK. Wpłaty wyniosły 8418,06 zł, obecna wartość portfela to 7661,52 zł. Strata wynosi więc 756,54 zł. Jeśli założymy, że grafika nie jest tzw. fejkiem, okazuje się, że są osoby, które na PPK realnie straciły. Warto dodać, że taka sytuacja jest jak najbardziej możliwa – nikt nie gwarantuje, że nasze środki w PPK przyniosą zysk. Fundusze zarządzające PPK mogą też notować straty.
Czytaj także:
Drugą sprawą, która nie wpłynęła dobrze na postrzeganie PPK jest fakt, że PFR wysłał tysiące listów do osób zatrudniających nianie i pomoce domowe. Pytał w nich dlaczego nie zapisały ich do PPK. Wyjaśnijmy – osoby fizyczne zatrudniające legalnie osoby do pracy (np. nianie czy pomoce domową) nie mają żadnego obowiązku zgłaszania ich do PPK. Obowiązek mają tylko firmy, zatrudniające przynajmniej 19 osób. Listy z PFR wywołały irytację tysięcy ludzi, którzy zostali przez PRF po prostu wystraszeni.
PFR próbuje bronić PPK
Na odsiecz programowi ruszył więc Bartosz Marczuk, zawodowo wiceprezes PFR, odpowiedzialny m.in. za PPK. Publicznie zapewnił, że "konstrukcja Pracowniczych Planów Kapitałowych skutecznie zapobiega utracie wartości oszczędności". Ale dodał też, że "PPK są z definicji produktem długoterminowym i na zawirowania na rynkach trzeba patrzeć ze spokojem, oceniając skuteczność inwestowania środków w długim okresie". Można więc tracić w krótkiej perspektywie, ale finalnie i tak będziemy na plus.
- Dzięki wpłatom pracodawców i dopłatom od państwa, uczestnik PPK ma na swoim koncie od 96 proc. do 115 proc. więcej niż sam wpłacił - powiedział Marczuk. W wersji minimum uczestnik programu PPK wpłaca 2 proc. swojej pensji, 1,5 proc. dokłada pracodawca.
Ze środków gromadzonych przez uczestnika PPK instytucja finansowa może pobierać wynagrodzenie za zarządzanie funduszem - w wysokości do 0,5 proc. wartości aktywów netto funduszu inwestycyjnego w skali roku (opłata za zarządzanie) oraz wynagrodzenie za osiągnięty wynik - do 0,1 proc. wartości aktywów netto funduszu inwestycyjnego w skali roku.
Co więcej - uczestnicy PPK, którzy zarabiają miesięcznie nie więcej niż 120 proc. minimalnego wynagrodzenia, mogą obniżyć swoją wpłatę podstawową do 0,5 proc. wynagrodzenia (wpłata podstawowa pracodawcy zostaje na tym samym poziomie, co oznacza, że pracodawca w takiej sytuacji będzie wpłacał na nasz rachunek PPK 3 razy więcej niż my sami).
Niestety, pogłębia to problemy z wdrażaniem PPK. Niestety – bo jak pokazują wszelkie wyliczenia, program powinien być opłacalny dla pracowników. Większość nie będzie miała okazji się o tym przekonać, bo z niego zrezygnowała. Dlaczego? Wszelkie badania mówią o tym, że po zniszczeniu OFE, Polacy stracili resztki zaufania do promowanych przez rząd sposobów oszczędzania na emeryturę.