Kaprys multimiliardera twierdzącego, że walczy o wolność słowa? A może stworzenie w pełni wolnego medium społecznościowego? Bo raczej nie decyzja ekonomiczna - Twitter nie zarabia i nikt nie wie, jak wytrząsnąć z niego pieniądze. Po co Elon Musk kupił to medium?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
- Kiedy jest się najbogatszym człowiekiem na Ziemi, z przewagą kilkudziesięciu miliardów nad Bezosem czy Gatesem, zakup Twittera za 44 miliardy nie jest żadnym problemem – uśmiecha się Monika Czaplicka, szefowa agencji social media Wobuzz. Na poważnie dodaje, że Musk nie musi kupować dla zysku.
- Może realizować inne swojej cele. Jest adwokatem wolności słowa, sam dużo korzysta z Twittera i zapowiada zmniejszenie na nim cenzury. Wierzy, że Twitter ma potencjał, który chce uwolnić. Jest po prostu entuzjastą tego portalu. A skoro go stać, to go kupił. Nie musi mu się zwracać. Sprawia mu frajdę – mówi Czaplicka w rozmowie z INNPoland.pl.
Przypomnijmy – sytuacja finansowa Twittera nigdy nie była różowa. Zeszły rok zamknął stratą, przychody i wydatki falują. Raz trochę zarobi, raz jest pod kreską. To po prostu nie jest zdrowy biznes o stabilnych finansach. Twitter jest zadłużony, ale inwestorzy ciągle wierzą w jego potencjał. Tylko wiarą można uzasadnić wycenę giełdową na poziomie ponad 40 miliardów dolarów, skoro od 2014 platforma miała tylko dwa kwartały z zyskiem netto powyżej pół miliarda dolarów.
Monika Czaplicka tłumaczy, że patrzenie na ten zakup Twittera przez Elona Muska poprzez pryzmat czysto ekonomiczny po prostu nie ma sensu. Miliarder spokojnie może zarabiać gdzie indziej, ma więcej pieniędzy niż może wydać i jego priorytetem nie jest zarabianie na Twitterze. Ale gdyby chciał, to może zrobić kilka rzeczy.
- Jeśli już mówimy o monetyzacji Twittera, to jest pomysł, żeby przejść z modelu zarabiania na reklamach na model subskrypcyjny. W końcu jest już Twitter Blue (w Kanadzie USA, Nowej Zelandii i Australii. Za ok. 3 dolary można rozszerzyć funkcję, m.in. o cofanie wysłania tweeta). Ciężko powiedzieć czy to się sprawdzi, biorąc pod uwagę, że generalnie media społecznościowe są "niepłatne" (w kontekście pieniędzy, bo przecież płacimy za nie w inny sposób). Czy ludzie zapłacą pieniędzmi, żeby nie płacić danymi i nie widzieć reklam? Czas pokaże – mówi Monika Czaplicka.
- Jeszcze inną opcją jest integracja z PayPalem. Nie musi zarabiać na Twitterze, wystarczy, że przekona część użytkowników do korzystania z płatności PayPalem – zauważa Monika Czaplicka.
Kupił. I co dalej?
Powstaje za to pytanie co Musk zrobi z Twitterem.
- Wedle tego co Musk do tej pory mówił, chce więcej wolności. Czyli nikogo nie będzie wyrzucał. Wręcz przeciwnie, może przywracać zbanowane konta (np. Trumpa). Chce zorganizować wirtualną agorę, gdzie każdy będzie mogł budować demokrację przez wypowiedzenie swojego zdania – mówi Czaplicka.
Dodaje, że brak moderacji zapowiadany przez Muska oznacza mowę nienawiści, obrażanie ludzi, wysyp teorii spiskowych, dezinformacji itp.
- To cudowne pole do pracy dla putinowskich trolli, politycznych podżegaczy, antyszczepionkowców i foliarzy, radykałów itp. To, że każdy ma swoje zdanie, nie oznacza, że powinien je wyrażać – zauważa Monika Czaplicka.
- Dla jednych to woda na młyn - wreszcie będzie można bez zahamowań pisać co się chce, dla drugich będzie to szambo, do którego nie chcą wchodzić - już wiele gwiazd i osobistości ze świata napisało swoje pożegnalne tweety. Fakt, że Musk zapowiedział walkę z botami wcale nie pomoże w tym, żeby było to miejsce bardziej przyjazne ludziom – dodaje ekspertka.
Podobnie myśli publicysta amerykańskiej sekcji BBC, James Clayton.
- Wystarczy spojrzeć na to, ile krytyki otrzymał Facebook za nieusuwanie grup powiązanych z teorią spiskową QAnon lub ruchem Stop the Steal, aby wyobrazić sobie, ile krytyki czeka Elona Muska. Niebezpieczeństwo, przed którym stoi teraz Twitter, polega na tym, że nieskrępowana wolność słowa w mediach społecznościowych może stać się bardzo brzydka i bardzo szybko – zauważa Clayton.
- Czy naparzanie się ludzi i gorące dyskusje to rozrywka? Dla niektórych - może. Ale nie sądzę, żeby Elon miał czas to czytać, poza tym, co dzieje się u niego lub o nim. Tu raczej chodzi o ideę, że świat wymaga rozmowy. I myślę, że wszyscy (poza dyktatorami) się co do tego zgadzamy. Głównym problemem jest to, że nie da się tak naprawdę rozmawiać, kiedy ktoś kogoś obraża czy atakuje. Mam nadzieję, że Twitter będzie demokratyczną agorą - otwartą dla wszystkich, ale i bezpieczną – konkluduje Monika Czaplicka.