Po przejęciu Twittera Elon Musk po raz kolejny wbija kij w mrowisko. Ostatni komentarz dotyczy tego, że miliarder zażąda od niektórych opłaty za dostęp do popularnego serwisu społecznościowego. Bogacz wylicza, kto konkretnie miałby płacić, a kto byłby zwolniony z subskrypcji.
Elon Musk technicznie nie posiada jeszcze Twittera, ale miliarder spędza całe dni wymyślając nowe kierunki dla platformy. Ostatni z nich jest dość ciekawy – dostęp do Twittera miałby być płatny dla korporacji i rządów państw. Dla zwykłych użytkowników pozostałby darmowy.
"Upadek wolnomularzy zapoczątkował jeden fakt – oferowali swoje usługi kamieniarskie za darmo" – tajemniczo wskazał Musk na Twitterze. Dopiero po pewnym czasie dodał "Twitter zawsze będzie darmowy dla zwykłych użytkowników. Ale może wprowadzimy niewielka opłatę dla użytkowników komercyjnych i rządowych".
Serwis The Verge ocenia, że pomysł Muska może być trudny w implementacji. Czy miliarder chce, by firma wielkości Coca-Cola Company płaciła tą samą stawkę co lokalna kawiarnia? Jeśli nie, jakie byłyby stawki i do czego miałyby zależeć? Jeśli za dostęp mają płacić "rządy" – co z innymi politykami? Opozycją?
Jak przypomina serwis, wcześniej Musk rozmyślał nad wprowadzeniem opłaty od cytowania tweetów i umieszczania ich w artykułach medialnych. Także i ten pomysł wiązał się z luźną ideą i koszmarnie trudną implementacją.
Wprowadzenie opłat od cytowania bezpośrednio uderzało by w wolność słowa, która powiewa na banerach Muska od przejęcia platformy. Zmiana byłaby zaś niezwykle skomplikowana do przeprowadzenia – technicznie i prawnie. A przypomnijmy, że Musk chce też mocno odchudzić Twittera z pracowników.