Do wiadomości publicznej podano, że premier Mateusz Morawiecki pozbył się niemal wszystkich swoich oszczędności i kupił za nie obligacje Skarbu Państwa. Sprawdziliśmy - może na tym zyskać nawet setki tysięcy złotych.
Polska gospodarka przechodzi kryzys wywołany najpierw pandemią koronawirusa, a następnie spotęgowany przez nieustannie rosnącą inflację i wojnę w Ukrainie. Rząd niespecjalnie sobie z tym radzi, w wyniku czego przez ostatnie miesiące drastycznie wzrosły koszty życia, w tym ceny paliwa, żywności, nieruchomości czy kredytów.
Choć podejmowane przez polskie władze działania antyinflacyjne są rozwiązaniami doraźnymi, do Polaków wysyłany jest komunikat, że wysoka inflacja nie będzie trwała wiecznie i musimy zacisnąć pasa. Tylko że działania premiera Mateusza Morawieckiego względem własnego majątku zdają się temu przeczyć.
Według najnowszego oświadczenia Mateusza Morawieckiego za 2021 rok, które zostało opublikowane przez Sejm w piątek, wynika, że szef rządu ulokował zdecydowaną większość (ponad 97 proc.) swoich oszczędności w obligacjach Skarbu Państwa. Jak wynika z wcześniejszego oświadczenia majątkowego, jeszcze w 2020 roku Morawiecki miał zaoszczędzone około 4,7 mln zł, zaś w 2021 roku kwota ta została drastycznie zredukowana do 56 tys. zł. A to oznacza, że premier kupił obligacje skarbowe o wartości 4,6 mln zł.
- Premier jako człowiek bardzo dbający o swoje oszczędności robi słusznie, kupując obligacje skarbowe, bo w ten sposób ma szansę nieco zmniejszyć straty, jakie ponosi na oszczędnościach. Jednak z drugiej strony jako premier powinien wiedzieć, że nadmierna emisja obligacji jest inflacjogenna. Rząd oferując obywatelom nieźle oprocentowane obligacje, jednocześnie powinien wypuszczać ich znacznie mniej niż obecnie wypuszcza - komentuje Witold Orłowski, ekonomista.
Ile premier zarobił na kupnie obligacji?
Z oświadczenia majątkowego Mateusza Morawieckiego możemy dowiedzieć się jedynie tego, za jaką kwotę kupił obligacje skarbowe. Nie wiadomo natomiast, na jakich warunkach wszedł w ich posiadanie.
- Szkoda, że pan premier nie poinformował, z jakim horyzontem kupuje obligacje, ponieważ to by nam więcej powiedziało o tym, co sądzi o wysokości inflacji w przyszłości. Gdyby na przykład kupił dziesięcioletnie obligacje skarbowe, akceptując 5 proc. dochodu rocznego, czyli w rzeczywistości akceptując stratę w momencie, kiedy inflacja jest wyższa, wtedy bylibyśmy bardziej pewni, że jest przekonany o spadku inflacji - mówi Witold Orłowski.
Jak wskazuje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments, gdybyśmy chcieli oszacować potencjalne zyski Mateusza Morawieckiego, trzeba by przyjąć wiele różnych założeń, czyli sprawdzić ile i jakich ma obligacji, kiedy były kupowane oraz kiedy aktualizowane będzie ich oprocentowanie.
- Efektem tych założeń są skrajnie różne wyniki. Najgorzej byłoby, gdyby pan premier w ubiegłym roku kupił dwuletnie detaliczne obligacje skarbowe. Wtedy inwestując 4,6 mln złotych, zarobiłby w całym 2022 roku tylko 1 proc. minus podatek, czyli około 37,3 tys. złotych - mówi Turek.
Jak szacuje, premier zarobiłby najwięcej, gdyby wybrał obligacje dziesięcioletnie, ponieważ obecnie oprocentowanie ich może wynieść nawet kilkanaście procent. - Nie wiemy jednak kiedy premier papiery te kupował. Gdyby dokonywał zakupów co miesiąc równomiernie przez cały rok, a do tego inflacja podążałaby ścieżką wyznaczoną w ramach dość zachowawczej projekcji inflacyjnej przygotowanej w marcu przez analityków NBP, to w bieżącym roku premier może zainkasować 253 tysięcy złotych odsetek i to już po skorygowaniu tej kwoty o podatek - analizuje Bartosz Turek.
Zaznacza przy tym, że chociaż może być to szokujące, nawet tak wysokie odsetki nie uchronią siły nabywczej oszczędności premiera przed destrukcyjnym działaniem dwucyfrowej inflacji. - Aby to było możliwe, inflacja musiałaby spaść do co najwyżej kilku procent w skali roku - wskazuje analityk.
Turek zwraca uwagę, że premier kupował obligacje w 2021 roku, ale nie znamy dokładnej daty. Więc jeśli kupował je na samym początku ub.r., wtedy prognozy dotyczące inflacji diametralnie różniły się od tych obecnych.
- Pod koniec ubiegłego roku było już jasne, że inflacja będzie wyższa od tej, jaką zakładano na początku 2021 roku. Więc jeśli ktoś wtedy zainwestował w obligacje skarbowe, w pierwszym roku co prawda stracił pieniądze, bo oprocentowanie nie było wysokie, ale już w drugim roku zaczyna te straty solidnie odrabiać - mówi Bartosz Turek.
Szef rządu daje przykład
Informacja o tym, że premier za miliony kupił obligacje skarbowe, zbiega się w czasie z planami Ministerstwa Finansów, które zapowiedziało, że w czerwcu wprowadzi do stałej oferty dwa nowe rodzaje obligacji oszczędnościowych. Propozycją rządu są obligacje: roczna i dwuletnia o zmiennym oprocentowaniu opartym o stopę referencyjną Narodowego Banku Polskiego, która obecnie wynosi 5,25 proc.
Obligacja roczna, która jest nowością, będzie stanowiła bezpośrednią referencję dla lokat bankowych. Z kolei obligacja dwuletnia zastąpi sprzedawaną dotychczas obligację o tym samym okresie zapadalności i stałym oprocentowaniu. Wiadomo już, że w pierwszym miesiącu oszczędzania w przypadku zapadalności rocznej będzie to 5,25 proc., a przy zapadalności dwuletniej - 5,5 proc. Jednocześnie dwuletnie obligacje o oprocentowaniu stałym nie będą już oferowane.
Zapytaliśmy eksperta, czy ruch premiera może świadczyć o tym, że już w 2021 roku przewidywał, że inflacja zostanie z nami długo?
- Nie, ponieważ obligacje mają zdolność do skutecznej ochrony naszych pieniędzy przed inflacją, ale tylko jeśli inflacja nie jest zbyt duża – maksymalnie około 4-7 proc. rocznie. Jeśli ceny rosną szybciej, to przez konieczność oddawania 19 proc. odsetek fiskusowi, siła nabywcza naszych oszczędności zaczyna topnieć, nawet jeśli kupimy długoterminowe obligacje, których oprocentowanie zależy od inflacji - uzasadnia Turek.
A może informacja o zakupie przez Morawieckiego obligacji skarbowych zachęci Polaków, aby poszli w jego ślady? - Tego nie wiemy. Na pewno w tym momencie jest to rozsądna decyzja człowieka, który nie chce stracić oszczędności, natomiast czy premier jest w tym temacie autorytetem, tego nie jestem pewny - mówi Witold Orłowski.
I dodaje: - Inflacja nie jest chwilowa i musimy nauczyć się żyć z nią. Pan premier ponosi za to dużą część odpowiedzialności, a nawet powiedziałbym, że odpowiada za jej większą część. Jak się prowadzi złą politykę, inflacja wcale nie musi spaść, a wręcz może mocno rosnąć. Także premier musi myśleć nie tylko o tym, jak dbać o własne oszczędności, ale także o tym, w jaki sposób zmieniać politykę rządu, żeby zapanować nad inflacją - stwierdza Orłowski. Podkreśla przy tym, że dopóki rząd nie zacznie walczyć z przyczynami inflacji, trzeba liczyć się z tym, że będzie ona wzrastać.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl