Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Przedstawiciele samorządów nie chcą dłużej dopłacać do edukacji, a w związku z tym ograniczać realizację innych zadań i wydatki inwestycyjne. Postulują więc przejęcie przez rząd wynagrodzeń nauczycielskich oraz wprowadzenie czesnego w przedszkolach samorządowych – takie m.in. sugestie w sprawach oświatowych zgłosili premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. Teraz ruch po stronie szefa rządu - pisze PortalSamorzadowy.pl.
Teoretycznie za finansowanie systemu edukacji w Polsce - w tym przedszkoli - odpowiada rząd. W praktyce wygląda to tak, że rachunki za szkoły oraz pensje nauczycieli płacą samorządy. W zamian dostają od rządu tzw. subwencję oświatową, która powinna zrównoważyć wydatki na edukację. Wydatki rosną, ale subwencja nie. W efekcie pieniądze, jakie samorządy dopłacają np. do wynagrodzeń nauczycieli, są coraz większe.
Grzegorz Cichy, burmistrz Proszowic, a zarazem przewodniczący Unii Miasteczek Polskich w rozmowie z Portalem Samorządowym przekonuje, że dzisiaj nie ma w Polsce samorządu, który by nie dopłacał do funkcjonowania oświaty.
Wyjść z tej sytuacji jest kilka. Albo rząd zwiększy subwencję oświatową, albo weźmie na siebie np. pensje nauczycieli, albo powinien pozwolić na wprowadzenie czesnego w przedszkolach - twierdzą samorządowcy.
Ze zwiększeniem subwencji nie jest łatwo. Mamy tu do czynienia z przesuwaniem odpowiedzialności. Za edukację płacą samorządy, subwencję dostają od Ministerstwa Edukacji i Nauki. MEiN zrzuca jednak kwestię pieniędzy na Ministerstwo Finansów, które dzieli budżet.
Samorządowcy uważają, że najlepiej byłoby, gdyby państwo zaczęło płacić pensje nauczycieli. Dostają oni pensję z dołu, mają różne przywileje - rozliczanie tego wszystkiego nie jest dla samorządów łatwe. Poza tym pensje nauczycieli to największy koszt w budżetach samorządów przeznaczonych na edukację. Dochodzi przy tym do absurdów - jeśli nauczyciele wywalczą jakąś podwyżkę, to wyższe pensje płaci nie budżet centralny, ale samorządy.
Grzegorz Cichy w rozmowie z Portalem Samorządowym dodał, że samorządowcy przekazali premierowi, by wprowadzić czesne za pobyt dziecka w przedszkolu.
— To znaczy znieść tę "ulgę złotówkową", żeby chociaż te 50-100 zł miesięcznie od dziecka wpływało. Bo to pozwoliłoby na uzupełnianie pomocy dydaktycznych, np. zakupu tablic magnetycznych, magicznych dywanów czy też oczyszczaczy powietrza lub innych rzeczy, których rodzice chcą dla swoich dzieci — powiedział.
Zauważył przy tym, że rodzice otrzymują duże wsparcie ze strony państwa – 400 zł dopłaty do żłobków, 500 plus, karty dużej rodziny itd. więc niewielkie czesne nie powinno stanowić dla nich problemu. - A gdyby do przedszkola od dziecka wpływało miesięcznie 100 zł czy 50 zł to byłaby to realna pomoc dla samorządu - mówi Cichy.