Niemieckie sklepy zmagają się z problemem pustych lub co najmniej nie w pełni zastawionych półek od miesięcy. Polacy dopiero ostatnio zaczęli zauważać braki w cukrze i innych podstawowych produktach. Jak radzą sobie z tą sytuacją nasi zachodni sąsiedzi? Oto ich rady.
Dziennikarz Business Insider udał się na objazd niemieckich miejscowości przy granicy z Polską – Löcknitz i Pasewalk. Jak referuje, w każdym ze sklepów znajdziemy puste półki lub braki w towarach, ale klienci są daleko od paniki.
Problemy z dostępnością towarów w Niemczech rozpoczęły się tuż po wybuchu wojny w Ukrainie. Wtedy tamtejsze media głośno opisywały brak oleju słonecznikowego, który był szeroko importowany od Ukraińców. Potem zabrakło makaronów, następnie karmy dla zwierząt i innych towarów. Ale teraz Niemcy mówią, że już się do tego przyzwyczaili.
Zapytani o zdanie niemieccy klienci jasno mówią, że najgorszym możliwym wyjściem jest panika i kupowanie za dużej liczby towarów na zapas. Wtedy towaru brakuje na półkach (nawet jeśli leży w magazynach), a owczy pęd podnosi też ich ceny.
– Rozumiem, że przechodzicie w Polsce teraz coś podobnego z cukrem. Co ja mogę powiedzieć? Warto zachować spokój – opowiada klientka sklepu Netto w Löcknitz.
Kolejne osoby przyznają, że braki bywają irytujące. Zwykle można kupić "jakiś ketchup", ale być może zabraknie naszego ulubionego. Czasem brakuje jednego typu produktu, czasem drugiego, więc ciężko przyjść do sklepu i kupić dosłownie wszystko z listy.
Rozmówcy przekonują jednak, że "nie ma dramatu" i są to raczej "problemy pierwszego świata". – Nie zginiemy – zapewniają.
Do tego sklepy mają ściśle pilnować, by najbardziej podstawowe produkty – woda, mleko, pieczywo – były zawsze. Klienci ufają sieciom handlowym i mówią, że mogą liczyć na obecność tego typu towarów.
Niemcy wskazują, że najczęściej i najszybciej znikają towary na promocji. Radzą też, by "hakować" promocje i dowiedzieć się u obsługi, o której godzinie zwykle są realizowane dostawy. Wtedy można zaplanować odpowiednio zakupy i trafić na produkty w obniżonej cenie i większy wybór towarów.
Niemcy rzucili się na grzejniki olejowe
Nasi zachodni sąsiedzi mają też sposób na zimę, nawet w obliczu kryzysu gazowego.
Jak donosi dziennik "Bild", Niemcy wykupują elektryczne grzejniki olejowe. To urządzenia zasilane na prąd z gniazdka, które można kupić np. w sklepach z narzędziami. Zainteresowanie tego typu alternatywą dla tradycyjnego grzejnika wzrosło gwałtownie w ciągu ostatnich tygodni.
Jak działa ten sprzęt? Grzejnik olejowy jest wypełniony olejem termalnym i jest ogrzewany elektrycznie. Może być używany jako uzupełnienie do już zamontowanego grzejnika tradycyjnego lub służyć jako jedyna metoda ogrzewania.
Grzejniki olejowe najczęściej stosuje się w pomieszczeniach, które są ogrzewane przez krótki czas. To także przekonująca alternatywa dla osób, którym typowa instalacja grzewcza po prostu się nie opłaca.
Jednak sam grzejnik olejowy wcale nie gwarantuje zbyt dużych oszczędności. Według obliczeń portalu porównawczego "Verivox" ceny gazu musiałyby wzrosnąć co najmniej trzykrotnie, aby całkowite przejście na ogrzewanie grzejnikowe było ostatecznie opłacalne.
Wyliczenia wskazują, że ogrzewanie grzejnikiem olejowym kosztuje niemal 6500 euro rocznie. Skąd ta wysoka cena? Do ogrzania tego typu sprzętem potrzeba średnio 100 W/mkw. Przeciętne niemieckie mieszkanie o wielkości 92 mkw. musiałoby być zatem ogrzewane kilkoma urządzeniami o łącznej mocy 9200 W.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl