UE będzie miała kłopot, bo Polska jest współżyrującym pożyczki przeznaczone na KPO – mówi wiceminister funduszy i polityki regionalnej Marcin Horała. Skoro Polska ciągle nic nie dostała, sugeruje wycofanie się z tego programu. Horała pewnie wie, ale nie mówi, że to nierealne.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
- Polska jest współżyrującym pożyczki, na których się KPO opierają, i nie będzie tak, że nie mając środków będziemy uczestniczyli w tym mechanizmie - powiedział w Programie Pierwszym Polskiego Radia Marcin Horała, wiceminister funduszy i polityki regionalnej, jednocześnie wiceminister infrastruktury oraz pełnomocnik rządu ds. CPK.
Mówiąc o kamieniach milowych KPO, wiceminister wyjaśnił, że "zawsze trzeba spełnić pewne warunki, żeby środki otrzymać".
- Natomiast to zupełnie jest co innego niż mechanizm "pieniądze za praworządność", gdzie sobie arbitralnie ktoś, np. KE mówi, że w Polsce praworządności nie ma, bo się sędziowie nie mogą podważać nawzajem - zaznaczył.
- Gramy z partnerem, który oszukuje - zauważył, dodając, że "sam fakt próby blokowania KPO to już było naruszenie zasad, na które państwa europejskie się umawiały".
Czy Polska może zawetować KPO?
Polski Krajowy Plan Odbudowy (KPO), opiewający na 24 mld euro dotacji i 12 mld euro tanich pożyczek, jest cały czas blokowany przez Brukselę, która żąda wykonywania wyroków TSUE. Horała zasugerował, że brak wypłat dla Polski z KPO będzie też kłopotem dla Unii Europejskiej. Co ciekawe, podobne pomysły podsuwali już wcześniej inni politycy prawicy, choćby Adam Bielan.
Cóż, zerwanie polskich zobowiązań wynikających z umów, dzięki którym w obecnej budżetowej siedmiolatce mamy dostać ok. 130 mld euro dotacji z różnych funduszy, byłoby dość nierozsądne. Na dodatek stanowiłoby złamanie prawa międzynarodowego, bo zarówno rząd, jak i parlament zgodziły się na warunki UE.
Horała nie mówi, że zapłacilibyśmy karę
Na taki ruch musiałby zareagować Trybunał Sprawiedliwości UE. Z pewnością zasądziłby karę, która potem musiałaby zostać wyegzekwowana. Przypomnijmy, że na nic zdało się prężenie muskułów przez rząd w sprawie kar za Turów i Izbę Dyscyplinarną. UE sama je potrąciła z bieżących wypłat.
Jak przypominaliśmy w INNPoland.pl, w styczniu Komisja Europejska odrzuciła wniosek Polski o wstrzymanie naliczania kar za nieprzestrzeganie wyroku TSUE. Chodzi o nakaz zawieszenia działalności Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
Polski rząd chciał, aby kara nie była naliczana do czasu wprowadzenia w Polsce odpowiednich reform. Kara, którą naliczono Polsce, dotyczy okresu od 3 listopada do 10 stycznia. Jednak Komisja Europejska się na to nie zgodziła.
Pod koniec października Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nałożył w tej sprawie karę na Polskę. Chodziło o niezawieszenie stosowania przepisów m.in dotyczących Izby Dyscyplinarnej. Co ciekawe, już wtedy premier Morawiecki twardo bronił na forum Parlamentu Europejskiego antyunijnej linii rządu PiS, ale przyznał, że należy zlikwidować Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Izba została zlikwidowana dopiero teraz, ale to nie rozwiązało w pełni problemu. Dlatego nadal w grę wchodzi nie tylko kara od KE, ale i wypłata kilkudziesięciu miliardów euro na odbudowę gospodarki.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl