12 lipca weszły w życie nowe przepisy dotyczące dyplomów lekarskich. Muszą być drukowane na specjalnym papierze z zabezpieczeniami. Problem w tym, że w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych ten papier się skończył. Część lekarzy ma więc uprawnienia, ale leczyć nie może – bo nie ma dyplomu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kilka tygodni temu Ministerstwo Zdrowia zmieniło swoje rozporządzenie dotyczące wzoru dyplomów potwierdzających kwalifikacje lekarzy. Nowe dokumenty mają być świetnie zabezpieczone - drukowane na specjalnym papierze z włóknami i drobinami zabezpieczającymi, z elementami świecącymi w świetle UV i mikronadrukami. Chodziło o to, by jak najtrudniej było je podrobić.
Okazało się jednak, że większym problemem jest ich drukowanie. Jak donoszą przedstawiciele Porozumienia Rezydentów, nowi lekarze nie dostają swoich dyplomów. Dlaczego? Bo w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych zabrakło tego nowego, świetnie zabezpieczonego papieru. Dyplomów nie da się wydrukować na innym, bo będą nieważne - rozporządzenie działa w pełni od 12 lipca.
Jak pisze Marcin Dobski z Salon24.pl, nowi lekarze nie mogą więc leczyć, wystawiać recept, robić badań. Jeśli po jednej specjalizacji chcą kształcić się dalej - nic z tego. Nie mają przecież dyplomów.
W przepisach zapisano, że lekarz specjalista musi mieć papierowy dyplom. Wersje elektroniczne czy innego rodzaju zaświadczenia nie wchodzą w grę.
- Pomijając uprawnienia, to bez specjalizacji onkolog nie może podać choremu na raka chemii. Lekarz bez tego dyplomu, choć ze zdanym egzaminem, nie może zrobić opisu tomografii komputerowej, rezonansu magnetycznego czy rentgena - wyjaśnia w Salon24.pl jeden z lekarzy.
Szef PiS-u Jarosław Kaczyński podczas niedawnego wystąpienia w Białymstoku zapewniał, że ochrona zdrowia w kraju ma się coraz lepiej, a w niedalekiej przyszłości "nie będzie gorsza niż na Zachodzie", gdyż do Polski zaczną wracać lekarze.
Rozmawialiśmy z Anną Bazydło, rezydentką psychiatrii i byłą wiceprzewodniczącą Porozumienia Rezydentów, która w ub.r. była twarzą strajku medyków. Lekarka wskazuje wprost: sytuacja w ochronie zdrowia jest dramatyczna.
- W chwili obecnej mamy zarówno emigrację wewnątrz kraju, czyli z systemu publicznego do prywatnego, jak i emigrację poza granice kraju. Nie ma trendu wracania do publicznej opieki zdrowotnej w Polsce, a to jest najbardziej odczuwalne dla pacjentów, bo ta część systemu była niewydolna już przed pandemią, a oprócz pandemii - która wciąż trwa - doszły dodatkowe obciążenia związane z kryzysem wywołanym wojną w Ukrainie. Jest dramatycznie - mówi w rozmowie z INNPoland.pl.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl