Mieszkańcy mogli obserwować tęczową "aureolę", która pojawiła się nad chmurami tuż przed zachodem Słońca. Wielobarwny obłok został uwieczniony na nagraniach publikowanych w mediach społecznościowych. Wiemy, jak powstało to niezwykłe, podniebne zjawisko.
Reklama.
Reklama.
"Tęczowe chmury" pojawiły się nad miastem Haikou w południowych Chinach
W mediach społecznościowych można zobaczyć nagrania z niesamowitym widowiskiem
Wiemy, od czego rozpoczął się ten podniebny spektakl
Zjawisko, które mogli oglądać Chińczycy, to tzw. scarf cloud lub pileus. Tęczowy obłok pojawił się nad miastem Haikou położonym na wyspie Hajnan w południowych Chinach. Portal meteorologiczny theweathernetwork.com pisze o "wielobarwnej chmurze tańczącej nad burzą z piorunami".
Tęczowa chmura w Chinach
Nagrania pokazujące to niezwykłe zjawisko rozlały się w mediach społecznościowych. Tęczowe chmury z Haikou można zobaczyć m.in. w serwisie YouTube.
Również na Twitterze udostępniono krótkie filmy, na których zarejestrowano ulotne piękno podniebnego zjawiska.
Opalizowanie chmur następuje w wyniku załamania światła słonecznego na kropelkach wody i kryształkach lodu w chmurach. W efekcie rozprasza się ono na fale różnej długości. Tak powstaje tęcza pileusa, którą możemy oglądać na powyższych nagraniach.
"Zwykle widzimy tylko kilka kolorów naraz. Ale niski kąt padania słońca i rozmiar pileusa doprowadziły do fantastycznego i rzadkiego blasku żywej tęczy tańczącej nad miastem przed zachodem Słońca" – czytamy w theweathernetwork.com.
Nowe zdjęcia prosto z kosmosu. Co na nich widać?
Pierwszą fotografię wykonaną teleskopem Webba pokazano podczas briefingu w Białym Domu. Poza NASA w wydarzeniu wzięli udział nawet prezydent USA Joe Biden i wiceprezydent Kamala Harris. Agencja kosmiczna podkreśliła, że jest to "najgłębsze i najbardziej szczegółowe zdjęcie Wszechświata, które do tej pory wykonano". Kilkanaście godzin później pokazano kolejne fotografie.
O to, co tak naprawdę na nich widać portal innpoland.pl postanowił zapytać popularyzatora astronomii Karola Wójcickiego. Okazuje się, że od zespołu zarządzającego kosmicznym teleskopem Jamesa Webba dostaliśmy na raziewersję demonstracyjną jego możliwości. - Z jednej strony pokazano nam najodleglejszy fragment Wszechświata sięgający aż 13 mld lat świetlnych od nas. Z drugiej strony poznaliśmy skład chemiczny planety, krążącej wokół odległej gwiazdy na naszej Drodze Mlecznej. Mogliśmy zobaczyć miejsce, gdzie rodzą się nowe gwiazdy i miejsce, gdzie gwiazda "umiera" - tłumaczy.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
To, co zobaczyliśmy wczoraj, to jednak dopiero początek. Dla astronomów prawdziwa praca dopiero się rozpocznie. To analiza danych, które zebrano z teleskopu. - Jedno zdjęcie teleskopem Webba robi się w kilka do kilkunastu godzin, ale analiza fotografii może zajmować nawet lata - przyznaje Wójcicki.
Przy okazji publikacji zdjęć NASA zdradziła, że jest to fragment nieba sprzed 13 mld lat. Jak to możliwe, że oglądamy te zdjęcia dopiero teraz? - Wszechświat jest bardzo duży. W skali najbliższego Wszechświata, czyli Układu Słonecznego, najszybsza rzecz - światło, potrzebuje trochę czasu, żeby do nas dotrzeć. Gdy patrzymy na zdjęcie z kosmicznego teleskopu Webba, które ukazuje odległe gromady galaktyk na tle jeszcze bardziej odległych galaktyk, to światło podróżowało do nas przez 13 mld lat - wyjaśnia ekspert.
Jeśli spojrzelibyśmy w najbliższą noc w niebo, moglibyśmy zobaczyć piękny Księżyc w takiej wersji, w jakiej był nieco ponad jedną sekundę temu. Gdybyśmy spojrzeli na oślepiające Słońce w ciągu dnia, to będziemy widzieli je takim, jakie było osiem minut temu. W przypadku odległych galaktyk podróż światła trwa 13 mld lat - czyli mniej więcej tyle, ile wynosi wiek Wszechświata. - Oznacza to, że widzimy pierwsze galaktyki, które emitowały swoje światło bardzo dawno temu. One prawdopodobnie już nie istnieją lub bardzo się zmieniły - dodaje.
Jestem redaktorem prowadzącym INNPoland.pl. Pracowałem m.in. dla Vice, newonce, naTemat i Next.gazeta.pl. W INN piszę swoje "rakoszyzmy". Prywatnie tworzę własne "Walden" w nadwarciańskim zaciszu. Poza tym co jakiś czas studiuję coś nowego.