Tego uczucia doznaje coraz więcej osób. Idziesz na zakupy do Biedronki, Lidla, Aldi a po powrocie wyciągasz zza wycieraczki wezwanie do uiszczenia 95 złotych za parkowanie bez biletu. Co dalej? Płacić, wyrzucić, reklamować? Zapytaliśmy o to prawników.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Coraz więcej osób styka się z żądaniami opłat za parkowanie pod sklepami
Zarządcy tych parkingów wydają się wprost polować na kierowców i żądać opłat
Jak wskazuje prawnik, w wielu przypadkach opłat można uniknąć
Wezwań lepiej jednak nie wyrzucać – zarządcy coraz częściej pozywają kierowców do sądu
Mnóstwo parkingów pod supermarketami i dyskontami jest teoretycznie bezpłatnych. Wystarczy pobrać darmowy bilet ze specjalnego parkomatu. Niestety są one często umieszczone w mało dostępnych miejscach, na przykład stoi tylko jeden i to przy wejściu do sklepu. Jeśli zaparkowałeś na końcu parkingu, musisz iść do parkomatu, wziąć bilet, wrócić do auta i dopiero iść na zakupy.
Wielu osobom nie chce się chodzić. Inni faktycznie nie widzą parkomatów – szczególnie w sklepach, do których przyjeżdżają pierwszy raz. Inni zapominają. Wszystkie te osoby narażają się na konieczność uiszczenia "opłaty dodatkowej" w wysokości ok. 100 złotych.
Skąd wziął się problem? Wiele parkingów przy Lidlach czy Biedronkach położonych jest w sąsiedztwie osiedli mieszkaniowych. Nic więc dziwnego, że sporo osób patrzy na nie jako na miejsca, gdzie można zostawić swoje auto. Ale to właściciel marketu ponosi koszty takiego parkowania (budowa, oświetlenie, utrzymanie), wolałby więc nie mieć klientów, którzy nie zostawiają pieniędzy w jego sklepie.
Wiele firm zleciło więc nadzorowanie swoich parkingów firmom zewnętrzynym. I to one właśnie wystawiają słynne "mandaty". W większości przypadków parkowanie w takich miejscach jest darmowe przez 1,5 godziny pod warunkiem wzięcia biletu z parkomatu albo zarejestrowania parkowania w aplikacji mobilnej.
"Mandaty", czyli opłaty dodatkowe można skuteczne reklamować, jeśli pokaże się paragon z danego supermarketu z godziną pokrywającą się mniej więcej z godziną wystawienia dokumentu. Dokładne zasady określa regulamin parkingu.
Wokół parkowania, "mandatów" i opłat narosło sporo mitów. Wiele osób uważa, że wezwanie do zapłaty można zignorować.
Czy naprawdę trzeba to płacić?
– Na takie pytanie nie można udzielić generalnej odpowiedzi. Możliwość ewentualnego zakwestionowania roszczeń zarządcy parkingu – a, patrząc od drugiej strony, skutecznego dochodzenia roszczeń przez zarządcę parkingu – warunkowana jest przez szereg czynników, w szczególności takich jak: sposób oznakowania parkingu, sposób poinformowania o obowiązku uiszczenia opłaty, sposób udostępnienia regulaminu użytkownikom i wyeksponowanie tego regulaminu, treść regulaminu, wysokość kary etc. – mówi w rozmowie z INNPoland.pl adwokat Jakub Brzeski z kancelarii Gessel.
A jak powiem, że to nie ja?
Pytamy też, czy prawdą jest, że zarządca parkingu nie ma możliwości identyfikacji kierowcy po numerze rejestracyjnym auta.
– W świetle art. 80cd ustawy Prawo o ruchu drogowym dane z CEPiK udostępnia się szerokiemu kręgowi podmiotów (inne niż wymienione wprost w ustawie), jeśli dany podmiot wykaże swój interes prawny. Pojęcie interesu prawnego nie jest w tym wypadku w pełni jednoznaczne – natomiast jak się wydaje tendencja jest w tym przypadku taka, że dochodzenie roszczeń cywilnoprawnych może uzasadniać udostępnienie danemu podmiotowi danych z CEPiK – mówi nam mecenas Brzeski.
Dodaje, że potwierdzeniem takiej tendencji jest choćby wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z dnia 19 lutego 2021 r., VII SA/Wa 1966/20. W internecie znaleźć można także orzeczenia w konkretnych sprawach dot. takich "mandatów", z których wynika, że dane z CEPiK były udostępniane.
W sieci można znaleźć też dobre rady, by w razie otrzymania "mandatu" stosować stary trik znany z obrony przed mandatami z fotoradarów i nie wskazywać kto kierował autem.
– Ewentualna "linia obrony" właściciela polegająca na tym, że pojazd był w danym czasie użytkowany przez osobę trzecią w sposób pozostający poza zakresem wiedzy i zgody właściciela – wydaje się, że ta kwestia może być bardzo różnie rozstrzygana przez różne sądy, także w zależności od konkretnego szczegółowego stanu faktycznego – przestrzega jednak mec. Brzeski.
W sądach bywa różnie
Pytamy też prawnika, czy ten "mandaty" są poprawnie napisane, czy da się je obalić na przykład w sądzie?
Mecenas Brzeski tłumaczy, że nie da się generalnie odpowiedzieć na to pytanie. Są różne regulaminy, wezwania o różnej treści, różna sytuacja na parkingach etc. Dodaje, że znane są przypadki, gdy zarządca parkingu docierał z pozwem do osoby, która zaparkowała niezgodnie z regulaminem i teoretycznie powinna uiścić jakąś opłatę.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Podał nam przykład sprawy ze Szczecina, która zakończyła się oddaleniem powództwa zarządcy parkingu (w II instancji). Pozwana była pani, autem kierował zaś mężczyzna. Aż dziwne, że sprawa musiała dotrzeć aż tak wysoko.
W innym przypadku sąd oddalił roszczenia zarządcy parkingu z powodu złego poinformowania o opłatach. Pod znakiem z literą "P" był dopisek "Parking prywatny" i wyciąg z jakiegoś regulaminu. A to za mało, by skutecznie żądać opłaty w określonej wysokości.
W kolejnej sprawie pozwany obronił się przed pozwem, bo strona powódki (czyli zarządcy parkingu) nie udowodniła, iż to on kierował autem. A przecież to nie auto się pozywa, tylko osobę. Sposobów na wygranie z zarządcą parkingu jest więc całkiem sporo. Ale są kosztowne i czasochłonne.