logo
Producenci odzieży oszukują nas na każdym kroku Lidia Mukhamadeeva/REPORTER
Reklama.
  • UOKiK skontrolował ubrania dostępne w handlu
  • Okazało się, że jedna czwarta metek jest źle napisana
  • Prawie jedna trzecia ubrań miała inny skład, niż deklarowany na metce
  • Ubrania najczęściej miały o wiele więcej sztucznych włókien, niż powinny
  • Inspekcja Handlowa w pierwszej połowie 2022 r. przeprowadziła kontrole produktów włókienniczych u producentów, importerów oraz dystrybutorów, a także w hurtowniach oraz sklepach detalicznych, w tym w popularnych sklepach sieciowych.

    Wyniki kontroli są zatrważające. Inspektorzy Inspekcji Handlowej sprawdzili ogółem 647 partii odzieży wierzchniej, kwestionując jedną czwartą z nich (24,9 proc., czyli 161 partii). Mowa zarówno o odzieży krajowej, jak i importowanej. W trakcie kontroli sprawdzono wyroby produkcji krajowej – 280 partii, kwestionując 57 partii (20,35 proc.), z obrotu wewnątrzunijnego – 65 partii, kwestionując 40 partii (61,53 proc.) oraz z importu – 302 partii, kwestionując 64 partie (21,19 proc.) W ramach tej kontroli sprawdzano poprawność metek. Okazało się, że producenci często używają innych nazw tkanin i włókien, niż wymaga polskie prawo. W składzie można więc było znaleźć "cotone, cottone, coton, baumwolle" zamiast bawełny oraz mnóstwo innych nieprzetłumaczonych nazw. W wielu przypadkach skład ubrania był inny na etykiecie i wszywce.

    Włókna muszą być też wymieniane w odpowiedniej kolejności – od tych, których jest najwięcej, do tych, których jest najmniej. Producenci wolą jednak pochwalić w pierwszej kolejności wełną i bawełną, choćby w składzie były jej śladowe ilości. To, że producenci z olbrzymią dowolnością podchodzą do składu ubrań, wyszło po kolejnych badaniach.

    Wzięli ubrania pod lupę

    Laboratorium Urzędu Ochrony Konkurencji i  Konsumentów w  Łodzi zbadało 62 partii produktów pończoszniczych i zakwestionowało 18 z nich, z uwagi na rozbieżności między rzeczywistym składem surowcowym a deklaracją producenta. Do zakwestionowanych produktów należały m.in. kurtki i płaszcze.

    UOKiK i IH podały przykładowe nieprawidłowości z największymi rozbieżnościami. Należy do nich okrycie ORWELL LUGO wyprodukowane dla LAVARD sp. z  o.o. siedzibą w  Krakowie. Deklarowany skład tkaniny to 75 proc. poliester, 25 proc. poliamid, zaś podszewki - 50 proc. poliester, 50 proc. wiskoza. Badania laboratoryjne wykazały, że tkanina to stuprocentowy poliester, podobnie jak większość podszewki. Jedynie dolna część podszewki była z wiskozy.

    Płaszcz damski "LENITIF" wyprodukowany przez GLOBALTEX Piotr Pociecha w Konopiskach miał się składać w 64 proc. z akrylu, 30 proc. poliestru i 6 proc. wełny. Badania laboratoryjne wykazały, że tkanina to 98,3 proc. poliestru i 1,7 wiskozy.

    Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl

    W większości przypadków przedsiębiorcy, po otrzymaniu wyników badań wyrobów włókienniczych, oznaczali zakwestionowane wyroby składem surowcowym określonym w badaniach laboratoryjnych.

    Jak powinna wyglądać etykieta?

    UOKiK i IH przypominają, że przy każdym produkcie włókienniczym, zgodnie z obowiązującymi przepisami musi znajdować się wszywka lub etykieta, na której producent podaje skład surowcowy wyrobu, używając nazw włókien określonych w przepisach. Na przykład zamiast włókna poliestrowego powinno podawać się poliester.

    Co więcej, nazwy włókien wymienione w składzie surowcowym produktu włókienniczego sprzedawanego w Polsce, muszą być podane w języku polskim od największej ilości włókna do najmniejszej (w porządku malejącym).

    Czytaj także: