Zgodnie z danymi na etykiecie, damski płaszcz miał się składać w 64 proc. z akrylu, w 30 proc. z poliestru i 6 proc. wełny. W badaniach wyszło, że to sam poliester z niewielką (1,7 proc.) domieszką wiskozy. Inspekcja Handlowa zbadała kilkaset partii ubrań. Wychodzi na to, że prawie jedna trzecia wyrobów ma inny skład, niż wykazano na etykiecie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Okazało się, że jedna czwarta metek jest źle napisana
Prawie jedna trzecia ubrań miała inny skład, niż deklarowany na metce
Ubrania najczęściej miały o wiele więcej sztucznych włókien, niż powinny
Inspekcja Handlowa w pierwszej połowie 2022 r. przeprowadziła kontrole produktów włókienniczych u producentów, importerów oraz dystrybutorów, a także w hurtowniach oraz sklepach detalicznych, w tym w popularnych sklepach sieciowych.
Wyniki kontroli są zatrważające. Inspektorzy Inspekcji Handlowej sprawdzili ogółem 647 partii odzieży wierzchniej, kwestionując jedną czwartą z nich (24,9 proc., czyli 161 partii). Mowa zarówno o odzieży krajowej, jak i importowanej. W trakcie kontroli sprawdzono wyroby produkcji krajowej – 280 partii, kwestionując 57 partii (20,35 proc.), z obrotu wewnątrzunijnego – 65 partii, kwestionując 40 partii (61,53 proc.) oraz z importu – 302 partii, kwestionując 64 partie (21,19 proc.)
W ramach tej kontroli sprawdzano poprawność metek. Okazało się, że producenci często używają innych nazw tkanin i włókien, niż wymaga polskie prawo. W składzie można więc było znaleźć "cotone, cottone, coton, baumwolle" zamiast bawełny oraz mnóstwo innych nieprzetłumaczonych nazw. W wielu przypadkach skład ubrania był inny na etykiecie i wszywce.
Włókna muszą być też wymieniane w odpowiedniej kolejności – od tych, których jest najwięcej, do tych, których jest najmniej. Producenci wolą jednak pochwalić w pierwszej kolejności wełną i bawełną, choćby w składzie były jej śladowe ilości. To, że producenci z olbrzymią dowolnością podchodzą do składu ubrań, wyszło po kolejnych badaniach.
Wzięli ubrania pod lupę
Laboratorium Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Łodzi zbadało 62 partii produktów pończoszniczych i zakwestionowało 18 z nich, z uwagi na rozbieżności między rzeczywistym składem surowcowym a deklaracją producenta. Do zakwestionowanych produktów należały m.in. kurtki i płaszcze.
UOKiK i IH podały przykładowe nieprawidłowości z największymi rozbieżnościami. Należy do nich okrycie ORWELL LUGO wyprodukowane dla LAVARD sp. z o.o. siedzibą w Krakowie. Deklarowany skład tkaniny to 75 proc. poliester, 25 proc. poliamid, zaś podszewki - 50 proc. poliester, 50 proc. wiskoza. Badania laboratoryjne wykazały, że tkanina to stuprocentowy poliester, podobnie jak większość podszewki. Jedynie dolna część podszewki była z wiskozy.
Płaszcz damski "LENITIF" wyprodukowany przez GLOBALTEX Piotr Pociecha w Konopiskach miał się składać w 64 proc. z akrylu, 30 proc. poliestru i 6 proc. wełny. Badania laboratoryjne wykazały, że tkanina to 98,3 proc. poliestru i 1,7 wiskozy.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
W większości przypadków przedsiębiorcy, po otrzymaniu wyników badań
wyrobów włókienniczych, oznaczali zakwestionowane wyroby składem surowcowym określonym w badaniach laboratoryjnych.
Jak powinna wyglądać etykieta?
UOKiK i IH przypominają, że przy każdym produkcie włókienniczym, zgodnie z obowiązującymi przepisami musi znajdować się wszywka lub etykieta, na której producent podaje skład surowcowy wyrobu, używając nazw włókien określonych w przepisach. Na przykład zamiast włókna poliestrowego powinno podawać się poliester.
Co więcej, nazwy włókien wymienione w składzie surowcowym produktu włókienniczego sprzedawanego w Polsce, muszą być podane w języku polskim od największej ilości włókna do najmniejszej (w porządku malejącym).