INNPoland_avatar

Rząd dłubie przy ustawie wiatrakowej. Zorientowali się, że bez niej nie będzie miliardów z KPO

Konrad Bagiński

13 grudnia 2022, 19:53 · 3 minuty czytania
Przez pół roku leżała w sejmowej zamrażarce, a ministrowie mydlili oczy i twierdzili, że wkrótce się nią zajmą. Kiedy w końcu ktoś zorientował się, że bez niej nie będzie pieniędzy z KPO, prace ruszyły z kopyta. Co teraz proponuje rząd w sprawie wiatraków?


Rząd dłubie przy ustawie wiatrakowej. Zorientowali się, że bez niej nie będzie miliardów z KPO

Konrad Bagiński
13 grudnia 2022, 19:53 • 1 minuta czytania
Przez pół roku leżała w sejmowej zamrażarce, a ministrowie mydlili oczy i twierdzili, że wkrótce się nią zajmą. Kiedy w końcu ktoś zorientował się, że bez niej nie będzie pieniędzy z KPO, prace ruszyły z kopyta. Co teraz proponuje rząd w sprawie wiatraków?
Minister Anna Moskwa przyspieszyła prace nad ustawą wiatrakową. o tej pory je blokowała, ale stawką są miliardy z KPO Wojciech Olkusnik/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • Rząd zorientował się, że ustawa wiatrakowa jest jednym z tzw. kamieni milowych KPO
  • Bez odblokowania energetyki wiatrowej możemy zapomnieć o miliardach z Unii
  • Ustawa przez pół roku leżała w sejmowej zamrażarce
  • Teraz prace nad nią ruszyły z kopyta

Obowiązująca od 2016 roku zasada 10H oznacza, że odległość turbin wiatrowych od zabudowań musi wynosić przynajmniej dziesięciokrotność wysokości wiatraków. Według analizy przygotowanej przez Instrat ustawa wyłączyła 99,7 proc. powierzchni kraju z inwestycji w lądową energetykę wiatrową, doprowadzając do zahamowania tej dynamicznie rozwijającej się branży.

Zasada 10H narzuciła minimalną odległość na poziomie około 2 000 metrów między turbinami a zabudowaniami – to cztery razy więcej niż 500 metrów przyjęte w większości europejskich krajów. Likwidacja barier dla energetyki wiatrowej na lądzie to jeden z kamieni milowych dla Krajowego Planu Odbudowy. To zobowiązania, jakie złożył polski rząd, by odblokować unijne środki finansowe. Chodzi o ok. 160 mld złotych, które mają być przeznaczone na odbudowę gospodarczą po pandemii, w tym także na energetykę.

Ustawa odblokowująca energetykę wiatrową leżała sobie w tzw. sejmowej zamrażarce od lipca tego roku. Nie była ona zresztą ani jedynym, ani pierwszym pomysłem na liberalizację tej branży. O odblokowanie energetyki wiatrowej apelowały już branżowe stowarzyszenia, branża energetyczna, ekonomiści. Rząd szedł w zaparte.

Okazuje się jednak, że prawo trzeba zmienić, i to szybko. Dlaczego? Bo ustawa wiatrakowa, inaczej zwana 10H, jest jednym z 37 kamieni milowych, które Polska ma zrealizować, aby spełnić wymogi wynikające z Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, by uruchomić środki z Krajowego Planu Odbudowy.

Okazało się, że spośród owych 37 kamieni milowych objętych pierwszym wnioskiem o płatność w ramach KPO, do tej pory niezrealizowany jest jeden: ustawa wiatrakowa. Rząd ruszył więc do akcji. Minister Anna Moskwa, szefowa resortu klimatu i środowiska ogłosiła, że przygotowano kilka poprawek.

W skrócie chodzi o to, by lokalne społeczności mogły zdecydować o lokalizacji nowych lądowych elektrowni wiatrowych. Dotyczyć to będzie także dalszego rozwoju budownictwa mieszkalnego w sąsiedztwie tych elektrowni. Jednocześnie co najmniej 10 proc. energii produkowanej z farmy wiatrowej będzie przekazywane na rzecz mieszkańców danej gminy. Moskwa dodała, że "to wyraźna korzyść dla lokalnych społeczności i szansa na tańszą energię elektryczną".

Nowe wiatraki będą mogły być stawiane wyłącznie na podstawie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego. Ale bez zachowania zasady 10H. Ustawa o OZE wprowadzi też definicję prosumenta wirtualnego. To nowy typ prosumenta, który wytwarza energię poza miejscem, w którym zużywa energię. Prosumentem wirtualnym energii odnawialnej mogą być firmy i konsumenci - na przykład mieszkańcy gminy.

Skąd zasada 10H?

Przepis ten wprowadzono w 2016 roku, tuż po wygranych przez PiS wyborach. Jedną z jego największych orędowniczek była Anna Zalewska, późniejsza ministra edukacji. – Nie chcę, aby pewnego dnia śmigło wielkości autobusu spadło mi na głowę – mówiła Zalewska podczas jednego z licznych spotkań na przeciwników wiatraków. Straszenie śmiercionośnymi śmigłami spadającymi z nieba to tylko jeden pocisk z arsenału Anny Zalewskiej. Wiele mówiła też o rosnących cenach prądu i bezcelowości inwestowania w wiatraki.

Co ciekawe, jej współpracownikiem w tym zakresie był Marcin Przychodzki, założyciel portalu Stop Wiatrakom, który piastował stanowisko dyrektora Departamentu Prawnego Ministerstwa Infrastruktury. Ta dwójka skutecznie blokowała rozwój energetyki wiatrowej.

Czytaj także: https://innpoland.pl/181270,to-ona-8-lat-temu-blokowala-wiatraki-przez-ten-czas-stracilismy-miliardy