Xiaomi od dawna robi sprzęty, które nie udają high-endowych. Są porządne i tanie. Wiele z nich kosztuje niewiele więcej, niż tzw. tandetna chińszczyzna, lecz prezentuje nieporównywalnie wyższą jakość. I podobnie jest ze słuchawkami Redmi Buds 4 Pro. One – na tle konkurencji – wręcz tanie. I to wcale nie znaczy, że gorsze.
Bądźmy szczerzy: to nie są najlepsze słuchawki na świecie, ale nie takie jest ich zadanie. Są naprawdę porządne i trudno się do czegokolwiek przyczepić. Nie mają poważnych wad, może jedynie lekkie niedogodności.
Zacznijmy od wyglądu. Małe, zgrabne etui w kolorze matowej szarości. Jeden przycisk, jedna dioda. W środku dwie słuchawki TWS (true wireless). Lekko napakowane, również w szarym macie z dwoma bardziej połyskującymi paskami wzdłuż.
Wyglądają bardzo porządnie. Po kilku tygodniach użytkowania może przeszkadzać dość lekko pracujący zawias etui. Nie otwiera się sam, ale mógłby być lepiej spasowany. To jedyne, do czego mam uwagi. Być może nie pomaga fakt, że na ogół etui lata sobie po plecaku.
Po włożeniu do uszu zaskakuje lekkość Redmi Budsów 4 Pro. Jedna słuchawka waży 4,9 grama, obie łącznie z etui - 55 gramów. Co dla mnie bardzo ważne – nie wypadają mi z uszu. Używanie "pchełek" jest dla mnie często problematyczne, bo najwyraźniej moje uszy mają inny kształt niż przeciętnego Ziemianina. Efekt jest taki, że po jakimś szybszym ruchu, muszę się schylać po pchełkę. Te się trzymają – plus.
Co dalej? Jakość dźwięku jest zaskakująco dobra, wszystko brzmi bardzo neutralnie. Tu mała podpowiedź – teraz do słuchawek trzeba ściągać aplikację. No, może nie trzeba, ale warto. Xiaomi Earbuds pozwala na zarządzanie kilkoma najważniejszymi funkcjami.
Możemy zaktualizować oprogramowanie słuchawek, ustawić sobie wybrane efekty (podbicie tonów wysokich, niskich, dźwięk zrównoważony i poprawienie głosu – to głównie do rozmów oraz niezależnie od tego "dźwięk przestrzenny"). Nie ma tu pełnego equalizera, co może rozczarować grupkę audiofilów. Ale 99 procentom użytkowników wystarczy to, co jest.
Możemy też sobie ustawić tzw. gesty, czyli po prostu sposób sterowania słuchawkami. Tu jest pewne przekłamanie, bo owe gesty to po prostu stukanie w słuchawki. Przesuwanie palcem nie działa (w droższych słuchawkach możemy w ten sposób zmieniać głośność). Działa tylko stukanie oraz przyciskanie.
Możemy więc sobie puścić następną piosenkę, poprzednią, zrobić głośniej, ciszej, odebrać i rozłączyć rozmowę. Używam jednocześnie kilku rodzajów słuchawek, więc obsługa Budsów nie była dla mnie prosta. Ale jak się już zapamięta, ile razy trzeba stuknąć, żeby coś zrobić, problem znika.
Przyciśnięcie słuchawki zmienia tryb ANC. Zdecydowanie warto dobrze sobie wszystko poustawiać w aplikacji, dzięki temu okaże się, że słuchawki potrafią naprawdę sporo.
Dochodzimy do najważniejszego. ANC to active noise cancelling, czyli aktywna redukcja hałasu. Xiaomi Redmi Buds 4 Pro są w stanie wyłapać i skasować hałas do 43 decybeli. Jak to działa w praktyce? Natura malkontenta podpowiada, że mogłoby być lepiej. Rozum realisty kontruje: ale i tak jest nieźle.
To fakt, ANC radzi sobie dobrze z jednostajnymi dźwiękami, ale nagłe i o wyższej częstotliwości nieco się przebijają. W sumie trudno oczekiwać lepszego tłumienia hałasu w słuchawkach za niecałe 400 złotych.
Do dyspozycji mamy kilka trybów tłumienia hałasu – od lekkiego, do głębokiego. Miałem okazję porównać je do ponaddwukrotnie droższych słuchawek Huawei Free Buds Pro 2 (899 złotych). Budsy od Huaweia są odrobinę lepsze w tłumieniu dźwięków, do uszu przebija się nieco mniej (mowa o najwyższym trybie tłumienia, który najłatwiej porównać).
Różnica polega na tym, że w droższych słuchawkach dźwięk otoczenia jest generalnie bardziej stłumiony, w tańszych Xiaomi przebija się nieco wysokich tonów. Nie znaczy to, że ANC w Redmi Budsach 4 Pro działa źle. Wręcz przeciwnie – jest zaskakująco dobrze.
Dla mnie olbrzymią zaletą jest możliwość obsługiwania dwóch urządzeń jednocześnie. Czyli słuchawki można połączyć jednocześnie z komputerem i telefonem, słuchać muzyki z jednego czy drugiego i nie przejmować się koniecznością przełączania, kiedy ktoś zadzwoni albo zacznie się telekonferencja.
Co więcej – te słuchawki mają też opcję wyłączania się, gdy jedna z nich zostanie wyciągnięta z ucha. I to jest rzecz, do której faktycznie można się przyczepić, bo działa to losowo. W pierwszej chwili pomyślałem sobie "Bagiński, może źle wyciągasz słuchawkę z ucha?". No ale bez przesady, jak można źle wyjmować słuchawkę?
Ta losowo działająca funkcja bywa wkurzająca. Specyfika mojej pracy wymaga czasem wejścia w tryb "nie mów do mnie teraz". Ale czasem ktoś coś chce, więc wyciągam słuchawkę z ucha, ale druga ciągle gra, w tym czasie ktoś do mnie coś mówi. A ja mam zawiechę.
Hej, Xiaomi – dopracujcie to, albo wyłączcie. Hm, w sumie można to samemu wyłączyć w aplikacji i w ten sposób wiedzieć, że wyjęcie słuchawki z ucha nie zatrzyma muzyki.
A jak ci jedna wypadnie i się zgubi, możesz ją znaleźć za pomocą aplikacji. Piszczy lewa, prawa, albo obie naraz. Muszą być jednak wyjęte z etui i połączone z telefonem. Dźwięk nie obudzi umarłego, ale w znalezieniu słuchawki pomoże.
Baterie trzymają długo, nie grozi nam odcięcie od muzyki po godzinie słuchania. Musicie mi wybaczyć, że nie sprawdziłem deklarowanej przez producenta długości działania, ale słuchanie muzyki przez 9 godzin bez przerwy przekracza moje możliwości. W każdym razie 2-3 dni normalnego używania i ładowania tylko w etui są możliwe.
Reasumując: Xiaomi Redmi Buds 4 Pro sprawiają sporo radości, są bardzo wszechstronne i uniwersalne. Jeśli pominiemy kilka mało uciążliwych drobiazgów, zdecydowanie warto je polecić. Szczególnie, że cena jest bardzo atrakcyjna. Za 399 złotych trudno kupić lepsze słuchawki TWS z ANC i tyloma przydatnymi funkcjami.