1000 proc. więcej. Gigantyczna podwyżka za ogrzewanie
Kilkaset złotych więcej miesięcznie za samą zaliczkę na ogrzewanie. Tyle zapłaci pewna mieszkanka Wrocławia, a spółdzielnia tłumaczy, że nic się nie da zrobić, musi płacić.
Reklama.
Kilkaset złotych więcej miesięcznie za samą zaliczkę na ogrzewanie. Tyle zapłaci pewna mieszkanka Wrocławia, a spółdzielnia tłumaczy, że nic się nie da zrobić, musi płacić.
Gigantyczny wzrost opłat za ogrzewanie w całym kraju. Choć to akurat w tym przypadku to może być rekord. Mieszkanka Wrocławia w rozmowie z money.pl pokazała, ile musi zapłacić. Jednostkowa opłata ogrzewania za garaż wyższa o 1000 proc., a zaliczka za mieszkanie wyższa o 400 proc.
Tylko to sprawia, że na same zaliczki idzie kilkaset złotych więcej. Kobieta jeszcze w kwietniu 2021 r. płaciła zaliczkę eksploatacyjną za mieszkanie w wysokości 727,24 zł miesięcznie. W tym uwzględniony był koszt gazowego centralnego ogrzewania w kwocie 163,24 zł.
Wtedy obowiązywała cena jednostkowa 65,56 zł za 1 GJ, która od 2 stycznia wzrosła jednostkowa do poziomu 269,60 zł. Dlatego kobieta musi zapłacić 671,30 zł, czyli kilkaset procent więcej.
W jej przypadku roczna opłata za ogrzewanie mieszkania o powierzchni 68 mkw. wynosi ponad 8 tys. zł. W rozmowie z portalem Piotr Mrówczyński, prezes wrocławskiej spółdzielni mieszkaniowej Rolbud, przekonuje, że takie są obecne realia.
Jak podkreśla, cena jednostkowej opłaty nie wzrosła o 400 proc., tylko o 133 proc. Jednak wszystko jest kalkulowane zgodnie z regulaminem spółdzielni na podstawie zużycia we wcześniejszym okresie rozliczeniowym.
– To, co zostało zużyte w ciągu roku, mnoży się przez ostatnią stawkę. Wzrost zaliczki to nie jest tylko wzrost ceny. Jeśli mieszkanka w zeszłym okresie rozliczeniowym zużyła 80 proc. energii cieplnej więcej, to zaliczka będzie odpowiednio większa – powiedział money.pl. I dodał, że jeśli zużycie będzie niższe, to mieszkanka otrzyma zwrot nadpłaty.
Wcześniej w INNPoland opisywaliśmy inne rachunki grozy za ogrzewanie, które przychodziły do odbiorców z początkiem roku.
Jeden z czytelników przesłał dziennikowi "Fakt" swoją prognozę. "To są podwyżki rzędu 100 i 200 proc. w skali roku. Ludzie tego nie wytrzymują. Płacili po 400 zł za mieszkanie, a dostają podwyżki na 1000 albo 1200 zł miesięcznie".
Jak czytamy, w Piotrkowie Trybunalskim jedna z największych spółdzielni mieszkaniowych zmuszona jest podnieść stawki o ponad 90 proc. W Puławach podwyżka opłat za ciepło ma wzrosnąć od maja o 80 proc. Przedsiębiorstwo Ciepłowniczo-Usługowe "Piaseczno" zamierza podnieść ceny o... 350 proc.
"Fakt" wskazuje, że w rządowej ustawie jest haczyk. Nie określono w niej podwyżki procentowej. "Ustawa nie mrozi cen ciepła, a wprowadza pułap cen, którego firmy ciepłownicze nie mogą przekroczyć w rozliczeniach z odbiorcami. Takimi odbiorcami chronionymi są co do zasady odbiorcy w gospodarstwach domowych" – przekazał dziennikowi Urząd Regulacji Energetyki (URE).
Rachunki rosną o znacznie więcej niż 40 proc. właśnie z tego powodu. URE wskazał, że odbiorca objęty ochroną w sezonie grzewczym nie zapłaci więcej niż 150,95 zł za GJ ciepła wytwarzanego z gazu ziemnego lub oleju opałowego i nie więcej niż 103,82 zł za GJ ciepła z innej technologii.
Dla przykładu Urząd Miasta i Gminy Piaseczno w nowej taryfie określił wysokość opłat za 1 GJ ciepła na 142 zł, przed zmianą, czyli w ubiegłym roku były to 52 zł. To wzrost o 173 proc. Mimo to mieści się w rządowym limicie, bo jest kwotowy, a nie procentowy.
W czwartek 12 stycznia Polska Agencja Prasowa, powołując się na rządowe źródła, podała, że "w najbliższych dniach rząd ma przyjąć rozwiązania, które będą przeciwdziałać skokowym, nawet kilkuset procentowym podwyżkom za ciepło".