To dopiero są rachunki grozy. Opłaty za centralne ogrzewanie w blokach wzrosły o kilkaset procent. Tak drastycznych wzrostów nie zatrzymała nawet rządowa ustawa, choć miało być inaczej.
Reklama.
Reklama.
Miały być oszczędności, nawet 1100 zł. I jest tyle, ale do zapłaty
Centralne ogrzewanie w blokach drastycznie podrożało. Nowe czynsze zawierają prognozy opłat nawet o kilkaset procent wyższych niż w 2022 roku
A wszystko po zapewnieniach rządu, że rachunki nie wzrosną więcej niż o 40 proc.
Polacy dostają rachunkigrozy za centralne ogrzewanie w blokach. Rządowa ustawa nie zahamowała drożyzny, opłaty rosną nawet o 300 proc. – podaje "Fakt". A dzieje się to wbrew rządowym zapewnieniom, że ceny te zostaną zamrożone do pewnego poziomu.
Tu należy przypomnieć słowa minister klimatu. Anna Moskwa jeszcze niedawno przekonywała, że taryfy dla osób korzystających z ciepła sieciowego nie wzrosną o więcej niż 40 proc. Miało to oznaczać oszczędność od 1100 do nawet 3900 zł dla każdego odbiorcy, który korzysta z ogrzewania sieciowego z ciepłowni.
Nijak ma się to do prognoz opłat za ciepło, jakie otrzymują osoby mieszkające w blokach w ramach nowych czynszów. Winna ma być luka w rządowych przepisach.
Jeden z czytelników przesłał dziennikowi swoją prognozę. "To są podwyżki rzędu 100 i 200 proc. w skali roku. Ludzie tego nie wytrzymują. Płacili po 400 zł za mieszkanie, a dostają podwyżki na 1000 albo 1200 zł miesięcznie".
Jak czytamy, w Piotrkowie Trybunalskim jedna z największych spółdzielni mieszkaniowych zmuszona jest podnieść stawki o ponad 90 proc. W Puławach podwyżka opłat za ciepło ma wzrosnąć od maja o 80 proc. Przedsiębiorstwo Ciepłowniczo-Usługowe "Piaseczno" zamierza podnieść ceny o... 350 proc.
Haczyk w ustawie
"Fakt" wskazuje, że w rządowej ustawie jest haczyk. Nie określono w niej podwyżki procentowej. "Ustawa nie mrozi cen ciepła, a wprowadza pułap cen, którego firmy ciepłownicze nie mogą przekroczyć w rozliczeniach z odbiorcami. Takimi odbiorcami chronionymi są co do zasady odbiorcy w gospodarstwach domowych" – przekazał dziennikowi Urząd Regulacji Energetyki (URE).
Rachunki rosną o znacznie więcej niż 40 proc. właśnie z tego powodu. URE wskazał, że odbiorca objęty ochroną w sezonie grzewczym nie zapłaci więcej niż 150,95 zł za GJ ciepła wytwarzanego z gazu ziemnego lub oleju opałowego i nie więcej niż 103,82 zł za GJ ciepła z innej technologii.
Dla przykładu, Urząd Miasta i Gminy Piaseczno w nowej taryfie określił wysokość opłat za 1 GJ ciepła na 142 zł, przed zmianą, czyli w ubiegłym roku były to 52 zł. To wzrost o 173 proc. Mimo to mieści się w rządowym limicie, bo jest kwotowy, a nie procentowy.
W czwartek 12 stycznia Polska Agencja Prasowa, powołując się na rządowe źródła podała, że "w najbliższych dniach rząd ma przyjąć rozwiązania, które będą przeciwdziałać skokowym, nawet kilkuset procentowym podwyżkom za ciepło".
Mowa jest tam o mechanizmie, który zakładałby limit podwyżek do wskazywanych przez minister Annę Moskwę 40 proc.
O wyliczenia dotyczące najbardziej – i najmniej – opłacalnych form ogrzewania pokusili się eksperci Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła (PORT PC). W swoich rachunkach uwzględnieniem najnowszych taryf zatwierdzonych przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.
Koszty ogrzewania w 2023 r. w dalszym ciągu będą wysokie– ale część konsumentów będzie mieć znacznie gorzej od innych. Najmocniej po kieszeniach oberwą osoby grzejące za pomocą kotłów elektrycznych; posiadacze 150-metrowego, przyzwoicie docieplonego domu zapłacą w rok prawie 15 tys. zł – w tej kwocie uwzględnione są już rządowe dopłaty.
Właściciel takiego samego domu, który korzysta z kotła na olej opałowy, musi liczyć się z wydatkiem ponad 10 tys. zł, zaś osoby wciąż korzystające ze starych "kopciuchów" na węgiel – niemal 7 tys. zł w ciągu całego roku.
Co jednak ciekawe, ogrzewanie węglem wciąż może być relatywnie opłacalne. Warunkiem jest jednak to, że nie spalamy go w mało wydajnym "kopciuchu", a w piecu nowej generacji. Wówczas roczny koszt ogrzewania może zamknąć się w ok. 4,5 tys. zł.
Najbardziej opłacalne zdają się w obliczeniach PORT PC pompy ciepła (przy czym warto podkreślić, że organizacja ta promuje tę formę ogrzewania) – w przypadku, w którym równocześnie dom posiada instalację fotowoltaiczną. W tym przypadku całościowy koszt wahać się będzie pomiędzy tysiącem a 3 tys. zł. Bez fotowoltaiki pompy ciepła stanowić będą w przyszłym roku wydatek od 4 do 5 tys. zł.
– Niestety wiele budynków w Polsce jest o dużo gorszym standardzie energetycznym niż ten, który przyjęliśmy do obliczeń, dlatego też wraz z wymianą źródła ciepłą podstawową kwestią jest dokonanie termomodernizacji, która zmniejszy straty energii i ochroni przed wysokimi kosztami ogrzewania budynków – podkreśla Paweł Lachman, prezes PORT PC.