
Zarobki, oszczędności, emerytury i wszelkie świadczenia kurczą się za sprawą wysokiej inflacji. W całym 2022 roku ta wyniosła 14,4 proc., ale w kilka lat to już blisko 50 proc. Siła nabywcza spada, koszty rosną, jest źle.
Skumulowana inflacja w Polsce w ciągu tej kadencji Sejmu (od 2019 roku) sięga już blisko 50 proc. W te cztery lata skurczyły się nasze oszczędności, wzrosły koszty życia, a 500+ warte jest jakieś 278 złotych.
– Po pierwsze trzeba patrzeć na skumulowaną inflację, a nie tylko na tę liczoną rok do roku, bo my nie żyjemy rok do roku, tylko w dłuższej perspektywie czasu – powiedział INNPoland dr Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych (IFP) oraz wykładowca SGH.
– Właśnie ta skumulowana inflacja przebije 50 proc. na koniec tego roku, a już na pewno odbędzie się to w 2024, czyli już po wyborach – dodał.
Jak podkreślił dr Dudek, to oznacza, w uproszczeniu, że jedna złotówka z 2019 roku będzie warta 50 groszy w sile nabywczej. To z kolei oznacza ogromną utratę wartości i to w relatywnie krótkim czasie.
Pensje rosną? Nominalnie, realnie maleją
Spójrzmy na tzw. przeciętne wynagrodzenie w Polsce, czyli dane GUS o średniej krajowej. W 2019 roku była to kwota 4918 zł brutto, w 2020 – 5167 zł, w 2021 – 5662 zł, a w 2022 roku rekordowe 6346 zł brutto miesięcznie.
A więc średnia krajowa wzrosła o 29 proc. Skumulowana inflacja to już 44,4 proc. Wniosek nasuwa się sam. Nominalnie na nasze konta wpływa więcej, ale realnie jest to mniej niż w 2019 roku.
Patrząc na najniższą krajową, również w kwotach brutto miesięcznie, w 2019 roku wynosiła ona 2250 zł, w 2020 r. – 2600 zł, w 2021 r. – 2800 zł, w 2022 r. – 3010 zł, a w 2023 roku w styczniu wzrosłą do poziomu 3490 zł, od lipca wyniesie już 3600 zł.
Tu wzrost liczony procentowo między rokiem 2019 a styczniem 2023 roku to 55 proc. W lipcu będzie to już 60 proc. Więcej niż skumulowana inflacja, ale ta nie ustępuje. Poza tym, wyższa najniższa krajowa to większa presja płacowo-cenowa.
Drugi aspekt – gospodarka najlepiej rozwija się tam, gdzie więcej osób zarabia średnią krajową, a nie najniższą, a te osoby tracą w Polsce na zbyt wysokiej inflacji.
Inflacja na przestrzeni lat
Na papierze, nominalnie, jesteśmy coraz bogatsi, realnie – im lepiej zarabiający, tym biedniejsi. Teraz spójrzmy, jak w tym samym czasie kształtowała się inflacja.
W 2019 roku wyniosła 2,3 proc., w 2020 r. – 3,4 proc., w 2021 r. – 5,1 proc. , a w 2022 roku rekordowe 14,4 proc.
Inflację liczy się do poprzedniego roku, ten staje się bazą. Więc w ujęciu skumulowanym – wychodzi na to, że od 2019 roku sięga ona 44,4 proc. To oznacza, że to, co w 2019 roku kupowaliśmy za 1000 zł, dziś kosztowałoby nas 1444 zł.
Tysiąc złotych z 2019 roku jest więc obecnie wart zaledwie 556 zł. Patrząc po 500+, świadczeniu wypłacanemu na każde dziecko, to już zaledwie 278 zł. Skumulowana inflacja dobija do 50 proc., więc już wkrótce będzie to jedynie 250 zł. Spadek o połowę w 4 lata.
– Rząd chwali się emeryturami, wynagrodzeniami, ale kompletnie zapomina o oszczędnościach Polaków, bo właśnie inflacja, ten podatek inflacyjny najbardziej uderza w oszczędności. Te, które gromadziliśmy przez kilka – osiem-dziesięć lat, utraciły połowę swojej wartości – powiedział w INNPoland dr Sławomir Dudek.
Emerytury
Minister rodziny Marlena Maląg ostatnio na Twitterze pochwaliła się grafiką, z której wynika, że rzekomo sytuacja osób na emeryturze poprawiła się za sprawą rządów PiS.
"Pokazują to kwoty netto na przykładzie minimalnej emerytury. Dzięki trzynastkom, czternastkom i Emeryturze Bez Podatku w kieszeniach seniorów zostaje znacznie więcej pieniędzy niż za czasów PO" – zapewniła minister Maląg. Czy ma rację? Znowu jest to wykorzystywanie danych na własną korzyść i ukrywanie nieprzyjemnych faktów.
Na to swoją odpowiedź ma dr Sławomir Dudek. – A dlaczego minister Maląg nie bierze do wyliczeń przeciętnej emerytury? To teraz chwalimy się najniższymi emeryturami? – zapytał retorycznie ekonomista.
– Jeśli kwota 1500 zł najniższej emerytury będzie rosła, ale wszyscy będą dostawać emerytury bliskie najniższej, to dramat, a nie powód do chwalenia się. A niestety liczba najniższych emerytur gwałtownie rośnie – dodał.
Inflacja emerycka
Rokrocznie GUS podaje też wskaźnik tzw. inflacji emeryckiej, czyli średnioroczny wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów.
W 2019 roku ta inflacja wynosiła 2,6 proc., w 2020 r. – 3,9 proc., w 2021 r. – 4,9 proc., a w 2022 roku rekordowe 14,8 proc. Każdego roku inflacja emerycka jest wyższa od tej "zwykłej", czyli konsumenckiej.
– Co z tego, że emerytura będzie wysoko zwaloryzowana w 2023 roku? Jest tak waloryzowana tylko dlatego, że bieżąca inflacja jest bardzo wysoka i waloryzacja nawet nie dogania tej inflacji – podkreślił dr Sławomir Dudek.
Jak dodał, koszt tego podatku inflacyjnego, czyli kwota liczona od utraty wartości oszczędności to, przy tak wysokiej skumulowanej inflacji w Polsce, są już miliardy złotych.
– Z drugiej strony, rząd chwali się, że relacja długu do PKB spadła, ale w Argentynie i Turcji też spadła, czyli w tych krajach, gdzie jest ogromna inflacja – dodał ekonomista.
– Węgry i Polska wybijają się na czołówkę, czyli dwa kraje, w których prowadzono nieodpowiedzialną politykę gospodarczą. A w Polsce, co jest jeszcze gorsze niż na Węgrzech, to struktura oszczędności. Polacy bardzo dużo swoich oszczędności trzymają w postaci gotówki lub depozytów, które to bezpośrednio tracą na inflacji – zaznaczył dr Dudek.
Jesteśmy w recesji
Według szybkiego szacunku GUS, PKB Polski w IV kw. 2022 r. zwiększył się o 2 proc. rdr. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że mamy wzrost gospodarczy, ale tak naprawdę to spowolnienie. I to bardzo niebezpieczne.
– Moim zdaniem to jest recesja. Oczywiście nie jest to taka wyraźna recesja, ale patrząc z perspektywy tych trzech kwartałów, to mieliśmy duży spadek w drugim kwartale, lekkie odbicie w trzecim i w czwartym znowu spadek – powiedział INNPoland dr Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych (IFP) oraz wykładowca SGH.
– Od szczytu wartości PKB z pierwszego kwartału 2022 roku, poziom wyrównanego sezonowo PKB, który służy ekspertom do wyliczeń, łącznie spadł o 4 proc. – dodał.
Ekonomista podkreślił, że spadek w momencie pandemii COVID-19 sięgnał 9 proc. Z tą różnicą, że była to reakcja szokowa, która zdarza się raz na 100 lat, z której też szybko się odbiliśmy. Tu jednak jest gorzej, bo wskazuje to na stałą tendencję, a to już niezwykle groźne dla naszej gospodarki.
dr Sławomir Dudek
prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych
Ten zły sygnał, zdaniem dr Dudka, polega na tym, że mamy tu spore podobieństwo do kryzysu z 2008 roku, gdy Polska jednak obroniła się przed recesją. Teraz jest inaczej.
Śladem tego, co działo się wtedy w strefie euro, w Polsce obecny wskaźnik PKB, jak mówi ekonomista, to sygnał spowolnienia gospodarczego, efekt błędów w polityce gospodarczej.
Co więcej, przyjęty przez rząd budżet na 2023 rok bazuje na zbyt optymistycznych założeniach, które nie mają odbicia w rzeczywistości. – Moim zdaniem, wchodzimy w recesję – podkreślił raz jeszcze dr Sławomir Dudek.
Próg kryzysu finansowego
W rozmowie z INNPoland ekonomista podkreślił, że wskazany poziom PKB Polski jest złym sygnałem z jeszcze jednego powodu. Pytany, czy jesteśmy u progu kryzysu finansowego, raz jeszcze odniósł się do kryzysu strefy euro sprzed 15 lat.
Skoro według wyliczeń dr Sławomira Dudka, spadek wyrównanego sezonowo PKB między pierwszym a czwartym kwartałem 2022 roku wyniósł 4 proc., to oznacza, że jest u nas bliska do okresu wspomnianego kryzysu. Podobnie liczona recesja w 2008 w całej UE wyniosła bowiem 5,4 proc. od szczytu w pierwszym kwartale 2008 r. do drugiego kwartału roku 2009.
Wszelkie prognozy wskazują, że inflacja w Polsce w 2023 roku będzie jedną z najwyższych w Unii Europejskiej, a właściwie wyższy odczyt spodziewany jest jedynie na Węgrzech.
– Oczywiście te dane GUS są wstępnymi danymi, szacunkowymi. Jednak na uczelni zajmuję się cyklami koniunkturalnymi i datowaniem cykli. Dla mnie to jest poważny sygnał – podsumował dr Sławomir Dudek, prezes i główny ekonomista IFP oraz wykładowca SGH.
