INNPoland_avatar

Masz 1000 zł? Tak naprawdę to 556 zł, resztę zżarła inflacja. Te liczby nie kłamią

Paweł Orlikowski

18 lutego 2023, 07:55 · 5 minut czytania
Zarobki, oszczędności, emerytury i wszelkie świadczenia kurczą się za sprawą wysokiej inflacji. W całym 2022 roku ta wyniosła 14,4 proc., ale w kilka lat to już blisko 50 proc. Siła nabywcza spada, koszty rosną, jest źle.


Masz 1000 zł? Tak naprawdę to 556 zł, resztę zżarła inflacja. Te liczby nie kłamią

Paweł Orlikowski
18 lutego 2023, 07:55 • 1 minuta czytania
Zarobki, oszczędności, emerytury i wszelkie świadczenia kurczą się za sprawą wysokiej inflacji. W całym 2022 roku ta wyniosła 14,4 proc., ale w kilka lat to już blisko 50 proc. Siła nabywcza spada, koszty rosną, jest źle.
Skumulowana inflacja w Polsce podchodzi pod 50 proc. Ogromny spadek wartości pieniądza Fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER/Zofia i Marek Bazak/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • Skumulowana inflacja w Polsce sięga 50 proc.
  • GUS podaje dane rok do roku i miesiąc do miesiąca, ale – jak zaznacza dr Sławomir Dudek – należy spojrzeć na dane w szerszym ujęciu
  • W ten sposób od 2020 roku 500+ to już mniej niż 280 zł

Skumulowana inflacja w Polsce w ciągu tej kadencji Sejmu (od 2019 roku) sięga już blisko 50 proc. W te cztery lata skurczyły się nasze oszczędności, wzrosły koszty życia, a 500+ warte jest jakieś 278 złotych.

– Po pierwsze trzeba patrzeć na skumulowaną inflację, a nie tylko na tę liczoną rok do roku, bo my nie żyjemy rok do roku, tylko w dłuższej perspektywie czasu – powiedział INNPoland dr Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych (IFP) oraz wykładowca SGH. 

– Właśnie ta skumulowana inflacja przebije 50 proc. na koniec tego roku, a już na pewno odbędzie się to w 2024, czyli już po wyborach – dodał.

Jak podkreślił dr Dudek, to oznacza, w uproszczeniu, że jedna złotówka z 2019 roku będzie warta 50 groszy w sile nabywczej. To z kolei oznacza ogromną utratę wartości i to w relatywnie krótkim czasie.

Pensje rosną? Nominalnie, realnie maleją

Spójrzmy na tzw. przeciętne wynagrodzenie w Polsce, czyli dane GUS o średniej krajowej. W 2019 roku była to kwota 4918 zł brutto, w 2020 – 5167 zł, w 2021 – 5662 zł, a w 2022 roku rekordowe 6346 zł brutto miesięcznie.

A więc średnia krajowa wzrosła o 29 proc. Skumulowana inflacja to już 44,4 proc. Wniosek nasuwa się sam. Nominalnie na nasze konta wpływa więcej, ale realnie jest to mniej niż w 2019 roku.

Patrząc na najniższą krajową, również w kwotach brutto miesięcznie, w 2019 roku wynosiła ona 2250 zł, w 2020 r. – 2600 zł, w 2021 r. – 2800 zł, w 2022 r. – 3010 zł, a w 2023 roku w styczniu wzrosłą do poziomu 3490 zł, od lipca wyniesie już 3600 zł.

Tu wzrost liczony procentowo między rokiem 2019 a styczniem 2023 roku to 55 proc. W lipcu będzie to już 60 proc. Więcej niż skumulowana inflacja, ale ta nie ustępuje. Poza tym, wyższa najniższa krajowa to większa presja płacowo-cenowa.

Drugi aspekt – gospodarka najlepiej rozwija się tam, gdzie więcej osób zarabia średnią krajową, a nie najniższą, a te osoby tracą w Polsce na zbyt wysokiej inflacji.

Inflacja na przestrzeni lat

Na papierze, nominalnie, jesteśmy coraz bogatsi, realnie – im lepiej zarabiający, tym biedniejsi. Teraz spójrzmy, jak w tym samym czasie kształtowała się inflacja.

W 2019 roku wyniosła 2,3 proc., w 2020 r. – 3,4 proc., w 2021 r. – 5,1 proc. , a w 2022 roku rekordowe 14,4 proc.

Inflację liczy się do poprzedniego roku, ten staje się bazą. Więc w ujęciu skumulowanym – wychodzi na to, że od 2019 roku sięga ona 44,4 proc. To oznacza, że to, co w 2019 roku kupowaliśmy za 1000 zł, dziś kosztowałoby nas 1444 zł.

Tysiąc złotych z 2019 roku jest więc obecnie wart zaledwie 556 zł. Patrząc po 500+, świadczeniu wypłacanemu na każde dziecko, to już zaledwie 278 zł. Skumulowana inflacja dobija do 50 proc., więc już wkrótce będzie to jedynie 250 zł. Spadek o połowę w 4 lata.

Rząd chwali się emeryturami, wynagrodzeniami, ale kompletnie zapomina o oszczędnościach Polaków, bo właśnie inflacja, ten podatek inflacyjny najbardziej uderza w oszczędności. Te, które gromadziliśmy przez kilka – osiem-dziesięć lat, utraciły połowę swojej wartości – powiedział w INNPoland dr Sławomir Dudek.

Emerytury

Minister rodziny Marlena Maląg ostatnio na Twitterze pochwaliła się grafiką, z której wynika, że rzekomo sytuacja osób na emeryturze poprawiła się za sprawą rządów PiS.

"Pokazują to kwoty netto na przykładzie minimalnej emerytury. Dzięki trzynastkom, czternastkom i Emeryturze Bez Podatku w kieszeniach seniorów zostaje znacznie więcej pieniędzy niż za czasów PO" – zapewniła minister Maląg. Czy ma rację? Znowu jest to wykorzystywanie danych na własną korzyść i ukrywanie nieprzyjemnych faktów.

Na to swoją odpowiedź ma dr Sławomir Dudek. – A dlaczego minister Maląg nie bierze do wyliczeń przeciętnej emerytury? To teraz chwalimy się najniższymi emeryturami? – zapytał retorycznie ekonomista.

– Jeśli kwota 1500 zł najniższej emerytury będzie rosła, ale wszyscy będą dostawać emerytury bliskie najniższej, to dramat, a nie powód do chwalenia się. A niestety liczba najniższych emerytur gwałtownie rośnie – dodał.

Inflacja emerycka

Rokrocznie GUS podaje też wskaźnik tzw. inflacji emeryckiej, czyli średnioroczny wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów.

W 2019 roku ta inflacja wynosiła 2,6 proc., w 2020 r. – 3,9 proc., w 2021 r. – 4,9 proc., a w 2022 roku rekordowe 14,8 proc. Każdego roku inflacja emerycka jest wyższa od tej "zwykłej", czyli konsumenckiej.

– Co z tego, że emerytura będzie wysoko zwaloryzowana w 2023 roku? Jest tak waloryzowana tylko dlatego, że bieżąca inflacja jest bardzo wysoka i waloryzacja nawet nie dogania tej inflacji – podkreślił dr Sławomir Dudek.

Jak dodał, koszt tego podatku inflacyjnego, czyli kwota liczona od utraty wartości oszczędności to, przy tak wysokiej skumulowanej inflacji w Polsce, są już miliardy złotych.

– Z drugiej strony, rząd chwali się, że relacja długu do PKB spadła, ale w Argentynie i Turcji też spadła, czyli w tych krajach, gdzie jest ogromna inflacja – dodał ekonomista.

– Węgry i Polska wybijają się na czołówkę, czyli dwa kraje, w których prowadzono nieodpowiedzialną politykę gospodarczą. A w Polsce, co jest jeszcze gorsze niż na Węgrzech, to struktura oszczędności. Polacy bardzo dużo swoich oszczędności trzymają w postaci gotówki lub depozytów, które to bezpośrednio tracą na inflacji – zaznaczył dr Dudek.

Jesteśmy w recesji

Według szybkiego szacunku GUS, PKB Polski w IV kw. 2022 r. zwiększył się o 2 proc. rdr. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że mamy wzrost gospodarczy, ale tak naprawdę to spowolnienie. I to bardzo niebezpieczne.

– Moim zdaniem to jest recesja. Oczywiście nie jest to taka wyraźna recesja, ale patrząc z perspektywy tych trzech kwartałów, to mieliśmy duży spadek w drugim kwartale, lekkie odbicie w trzecim i w czwartym znowu spadek – powiedział INNPoland dr Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych (IFP) oraz wykładowca SGH.

– Od szczytu wartości PKB z pierwszego kwartału 2022 roku, poziom wyrównanego sezonowo PKB, który służy ekspertom do wyliczeń, łącznie spadł o 4 proc. – dodał.

Ekonomista podkreślił, że spadek w momencie pandemii COVID-19 sięgnał 9 proc. Z tą różnicą, że była to reakcja szokowa, która zdarza się raz na 100 lat, z której też szybko się odbiliśmy. Tu jednak jest gorzej, bo wskazuje to na stałą tendencję, a to już niezwykle groźne dla naszej gospodarki.

Czy to jest recesja całej gospodarki? Sprawa jest bardziej złożona. By mówić o recesji całej gospodarki, taki spadek powinien dotyczyć większości branż oraz nazwijmy to umownie dochody ludności też powinny spadać, również zatrudnienie. Obecnie niektóre branże jeszcze się bronią, ale już samo PKB na tym poziomie to jest bardzo zły sygnał. Jesteśmy w tendencji recesyjnej.dr Sławomir Dudekprezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych

Ten zły sygnał, zdaniem dr Dudka, polega na tym, że mamy tu spore podobieństwo do kryzysu z 2008 roku, gdy Polska jednak obroniła się przed recesją. Teraz jest inaczej.

Śladem tego, co działo się wtedy w strefie euro, w Polsce obecny wskaźnik PKB, jak mówi ekonomista, to sygnał spowolnienia gospodarczego, efekt błędów w polityce gospodarczej.

Co więcej, przyjęty przez rząd budżet na 2023 rok bazuje na zbyt optymistycznych założeniach, które nie mają odbicia w rzeczywistości. – Moim zdaniem, wchodzimy w recesję – podkreślił raz jeszcze dr Sławomir Dudek.

Próg kryzysu finansowego

W rozmowie z INNPoland ekonomista podkreślił, że wskazany poziom PKB Polski jest złym sygnałem z jeszcze jednego powodu. Pytany, czy jesteśmy u progu kryzysu finansowego, raz jeszcze odniósł się do kryzysu strefy euro sprzed 15 lat.

Skoro według wyliczeń dr Sławomira Dudka, spadek wyrównanego sezonowo PKB między pierwszym a czwartym kwartałem 2022 roku wyniósł 4 proc., to oznacza, że jest u nas bliska do okresu wspomnianego kryzysu. Podobnie liczona recesja w 2008 w całej UE wyniosła bowiem 5,4 proc. od szczytu w pierwszym kwartale 2008 r. do drugiego kwartału roku 2009.

Wszelkie prognozy wskazują, że inflacja w Polsce w 2023 roku będzie jedną z najwyższych w Unii Europejskiej, a właściwie wyższy odczyt spodziewany jest jedynie na Węgrzech.

– Oczywiście te dane GUS są wstępnymi danymi, szacunkowymi. Jednak na uczelni zajmuję się cyklami koniunkturalnymi i datowaniem cykli. Dla mnie to jest poważny sygnał – podsumował dr Sławomir Dudek, prezes i główny ekonomista IFP oraz wykładowca SGH.

Czytaj także: https://innpoland.pl/190907,recesja-w-polsce-dane-o-pkb-daja-sporo-powodow-do-obaw