Jak ma działać nowy pomysł Ministerstwa Rozwoju i Technologii? Otóż rząd chce uruchomić stronę internetową, na której będzie można podejrzeć ceny transakcyjne mieszkań w danej okolicy. Strona ma umożliwić określenie miejscowości, dzielnicy i metrażu oraz oczywiście ceny mieszkania. Dane mają pochodzić wprost od notariuszy.
Minister rozwoju, Waldemar Buda, twierdzi, że teraz taką analizę cenową można przeprowadzić z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Nie jest to do końca prawda, bo istnieje na rynku kilka serwisów, które udostępniają świeże dane transakcyjne. Są jednak płatne, nowa strona resortu ma być bezpłatna.
Buda w rozmowie z PAP argumentuje, że w ten sposób chce walczyć ze sztucznym popytem na rynku mieszkań. Jego zdaniem rynek opiera się o "pewnego rodzaju bańkę, gdzie funkcjonują flipperzy", na dodatek dokonywane są cesje na rynku pierwotnym oraz "nie ma wiedzy o tym, za ile realnie sprzedawane są mieszkania".
Flipperzy wykupujący okazyjnie mieszkania, remontujący je i sprzedający za wyższą cenę faktycznie mogą zostać uznani za problem. Przez nich z rynku znikają tanie mieszkania, zamieniając się o wiele droższe. Handel cesjami polega z kolei na rezerwowaniu kilku czy kilkunastu mieszkań u jednego dewelopera, by za jakiś czas sprzedać je o wiele drożej klientom końcowym. Ten spekulacyjny proceder też może być uznany za tzw. flipperkę.
Nikt jednak nie wie, jaka jest realna skala działalności spekulantów i w jakim stopniu odpowiadają za wysokie ceny mieszkań. Dla osób chcących kupić mieszkanie informacja ile kosztują mieszkania w danej okolicy, również nie jest tajemnicą, oferty można sprawdzać na wielu portalach ogłoszeniowych. Jedna strona byłaby jednak wygodniejsza w użyciu.
Eksperci, z którymi rozmawiał portal money.pl, wskazują, że dużym ułatwieniem byłby obowiązek publicznego podawania cen przez deweloperów. Dziś wielu z nich unika ich publikacji, wymagając osobistego kontaktu ze strony klienta. Eksperci powątpiewają jednak w to, czy system podawania cen i stronę uda się stworzyć w obiecanym przez Budę terminie – do początku 2024 roku.
Na początku lutego 2023 roku Urząd Komisji Nadzoru Finansowego złagodził warunki oceny zdolności kredytowej. Obecnie przy obliczaniu zdolności kredytowej banki doliczają do stopy procentowej i marży dodatkowo 5 punktów procentowych. To zapas na nieprzewidziane sytuacje. Obecnie KNF obniżyła ten bufor o połowę – do 2,5 punktu procentowego.
Według decyzji KNF najniższy, minimalny poziom bufora, wynoszący 2,5 punktu procentowego, powinien być stosowany dla kredytów z tymczasowo stałą stopą procentową. Powinno się to było przełożyć na wzrost zdolności kredytowej Polaków starających się o kredyt.
I tak się faktycznie stało. Dostępna kwota kredytu hipotecznego wzrosła nawet o 130 000 zł – wylicza Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera.
– Z danych zebranych przez Expandera wynika, że w bankach, które wprowadziły taką zmianę dostępna kwota kredytu wzrosła średnio o 16 proc. Rekordzistą jest Millennium, w którym wzrost to aż 26 proc. Dla przykładu rodzina z dwójką dzieci i dochodem 10 000 zł netto może uzyskać 630 000 zł, czyli aż o 130 000 zł więcej niż w lutym.
– Sprawdzając dostępne kwoty kredytów hipotecznych i porównując je z poziomem sprzed decyzji KNF, można precyzyjnie określić, które banki skorzystały z możliwości obniżenia bufora. Z zebranych przez nas danych wynika, że taką zmianę wprowadziły już: Alior Bank, Bank Pekao, BNP Paribas, BOŚ, Citi Handlowy, ING Bank Śląski, Millennium i Santander – mówi Sadowski.
Czytaj także: https://innpoland.pl/191759,zdolnosc-kredytowa-polakow-rosnie