Inflacja w kwietniu spadnie o kolejny punkt procentowy – prognozują ekonomiści. Na koniec roku faktycznie może zjechać do jednocyfrowego poziomu. Ale dojście do celu (plus minus 2,5 proc.) będzie długie i mozolne. A przez ten czas inflacja będzie nam wyrywać kolejne pieniądze.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Inflacja faktycznie zaczyna mocniej hamować – mówią analitycy.
Ten proces nie potrwa wiecznie, po zejściu poniżej 10 proc. inflacja się ustabilizuje.
Dopiero w roku 2026 uda nam się dotrzeć do celu – inflacji w wysokości ok. 2,5 proc.
Ankietowani przez "Rzeczpospolitą" ekonomiści szacują, że wskaźnik cen konsumpcyjnych, czyli główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w kwietniu o 15 proc. rok do roku (dane GUS poznamy w piątek 28 kwietnia). Jeśli ich prognozy się sprawdzą, będzie to oznaczało, iż inflacja zjechała w dół o mniej więcej 1 punkt procentowy.
Co więcej, analitycy pytani przez "Rz" wskazują, że hamować zaczęła też inflacja bazowa. Ich zdaniem w kwietniu wyniesie ona 12,1 proc. To oznaczałoby jej lekkie cofnięcie do poziomu z lutego, kiedy wyniosła 12 proc. W marcu dobiła za to do 12,3 proc.
Inflacja bazowa to niezwykle ważny wskaźnik. Wskazuje na tempo wzrostu bez uwzględnienia żywności i energii – paliw, gazu, energii elektrycznej, centralnego ogrzewania, opału i ciepłej wody. To właśnie ceny energii i żywności są najbardziej narażone na sezonowe wahania i mogą zaburzać pomiary.
Wyłączenie tych dwóch kategorii z koszyka inflacyjnego pozwala w lepszy sposób ocenić skalę przekładania wzrostu kosztów przez przedsiębiorców na konsumentów. Jak dodaje sam NBP, inflacja bazowa jest "przydatna w analizach ex–post kierunku i skali wpływu prowadzonej polityki pieniężnej na inflację".
Wysoka inflacja bazowa nie jest więc dobrą wiadomością dla rządu i NBP, które to instytucje uparcie mówią o przede wszystkim zewnętrznych powodach inflacji. Tymczasem po odarciu wskaźnika ze zmian cen prądu, gazu i żywności – czyli najbardziej zmiennych elementów – inflacja pozostaje nienaturalnie wysoka.
Co dalej z inflacją?
Ekonomiści ankietowani przez "Rz" wciąż obawiają się, że presja inflacyjna w polskiej gospodarce pozostaje silna. Mówiąc najprościej: wzrost cen może faktycznie hamować, w tym roku inflacja może zjechać do jednocyfrowego poziomu. Ale długo nie dojdzie do tzw. celu inflacyjnego NBP. Został on określony na 2,5 proc. rocznie, z możliwym odchyleniem 1 punktu procentowego w dowolną stronę.
Dziennik przytacza analizę ekonomistów z BNP Paribas, którzy przewidują, że powrót inflacji do celu NBP nastąpi prawdopodobnie dopiero w 2026 r. W przyszłym roku, ich zdaniem, inflacja w Polsce wyniesie średnio 7,5 proc., a rok później średnio 4 proc.
– O ile jednak spadek inflacji poniżej 10 proc. nie wydaje się problemem, trudno przewidzieć, jak szybko dynamika cen powróci w okolice celu inflacyjnego NBP. Prognozowane przez nas od wiosny ożywienie konsumpcji ograniczać będzie presję na cięcie marż przez przedsiębiorstwa. Jednocześnie koszty pracy dalej będą żwawo rosnąć. W tym świetle ścieżka inflacji w przyszłym roku może być bardziej płaska – mówi Marcin Kujawski, starszy ekonomista w BNP Paribas BP.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Co to oznacza? Pamiętajmy, że hamowanie inflacji nie oznacza spadku cen. One po prostu będą rosnąć wolniej, ale nieubłaganie. Nasze pieniądze będą ciągle tracić na wartości, ale nieco słabiej. Zdaniem analityków inflacja będzie więc nas męczyć jeszcze przez ponad dwa lata.
A co ze stopami?
Wielu analityków i ekonomistów wieszczyło niedawno, że do spadku stóp procentowych droga jest bliska. Ale ostatnie dane i bardzo ostrożne wypowiedzi członków Rady Polityki Pieniężnej wskazują na to, że obniżka stóp jest pieśnią przyszłości. Nie ma co liczyć na to, że RPP obniży je na najbliższym posiedzeniu.