INNPoland: Pamiętacie może “Wyjazd integracyjny”, tragicznie słabą komedię z Janem Fryczem, Tomaszem Karolakiem, Tomaszem Kotem i Katarzyną Figurą? Na ile zdezaktualizował się ukazany w tym filmie topos, czyli integracja firmowa rozumiana głównie jako picie hurtowych ilości alkoholu i zabawa do – w dosłownym tego słowa znaczeniu – upadłego?
Mateusz Siek: Oczywiście, w Polsce wciąż bardzo popularne są integracje w takim właśnie stylu. Jednak pamiętajmy, że od premiery tego filmu minęło już dwanaście lat, a w międzyczasie nastąpiło sporo pozytywnych zmian.
Tylko w tym roku, a mamy dopiero drugą połowę maja, z naszej oferty dla firm skorzystało już około dwóch tysięcy osób.To liczba, która chyba daje już do myślenia, a zaznaczmy, że zainteresowanie tą ofertą nieustannie się zwiększa. Wnioski? Może być tylko lepiej.
Piotr Łysik: Powiedzmy sobie wprost, że Runmageddon jest na totalnie przeciwległym biegunie od atrakcji, o których wspomniałeś.
Polskie integracje przy alkoholu, na których wszystkim urywa się film, a po których nikt nie pamięta nawet, z kim się bawił i o czym rozmawiał, powoli przechodzą do lamusa.
Ich miejsce zajmują natomiast pomysły wnoszące coś naprawdę dobrego – zarówno do życia każdego pracownika, jak i do funkcjonowania firmy.
No i właśnie na tym skupia się Runmageddon: zapraszamy ludzi do budowania grupowych przeżyć, wyzwalamy emocje, dzięki którym mogą zrozumieć, że pojedyncza osoba nie zrobi tego, co może zrobić w grupie.
Oto naturalny team working, który w świetle moich rozmów z wieloma działami HR staje się coraz bardziej doceniany przez firmy, coraz częściej traktowany jest jako jeden z naprawdę fajnych benefitów pracowniczych.
INNPoland: Zwykłeś żartować, że to również jedyna możliwość “legalnego” zmieszania szefa z błotem…
PŁ: Tak rzeczywiście jest (śmiech)! Chociaż można to również nazwać bardziej dyplomatycznie: Runmageddon łamie pewne bariery, usuwa granicę dotarcia pomiędzy szefem a jego podwładnym.
Gdy wspólnie brną przez to błoto, w sposób naturalny znikają dotychczasowe dysproporcje, w tym momencie obaj są równi. No a jeżeli w takich okolicznościach przełożony zaimponuje pracownikowi, efekt będzie wręcz niesamowity.
Przecież polać alkohol potrafi każdy, natomiast prawdziwy szacunek można zbudować wyłącznie w sytuacjach skrajnych, wypełnionych mnóstwem emocji.
W tym kontekście można powiedzieć, że dla każdej firmy błoto jest znacznie zdrowsze od wódki, no a świat biznesu rozumie to coraz lepiej.
MS: Ja wrócę jeszcze na moment do wątku pracy zespołowej, czyli tego, że Runmageddon pozwala zrozumieć – w praktyce, nie w teorii – że niezależnie od naszych ambicji, talentów i przygotowania, wsparcie przyjaciół ma naprawdę ogromne znaczenie w tych trudnych momentach. A to prawda, która dotyczy i szefów, i podwładnych.
Wszystko to sprawia, że ci, którzy w sobotę przemierzali wspólnie trasę Runmageddonu, przy poniedziałkowej kawie rozmawiają w sposób partnerski niezależnie od funkcji, które pełnią.
Ot, wiedzą już, że przez błoto – prawdziwe albo metaforyczne, rozumiane jako rozmaite problemy w firmie – najlepiej przedzierać się z naprawdę zaufaną osobą.
INNPoland: Gdyby zerknąć do waszej bazy klientów, która branża okazałaby się przodownikiem w “integracjach błotnych”?
MS: Mówiąc najogólniej, liderem jest tutaj świat dużych korporacji. Nie powinno to być zaskakujące, bo przecież właśnie tam najlepiej rozwinięty jest system benefitów, a do tego dochodzą bardzo sprawnie zorganizowane struktury firmowe, co ułatwia zebranie odpowiedniej grupy chętnych...
PŁ: …no a przechodząc do szczegółów: zdecydowanym numerem jeden jest tutaj branża IT. Z jednej strony chodzi tutaj o stosunkowo młodych pracowników. Z drugiej: o to, że dotychczasowy stereotyp informatyka zdezaktualizował się naprawdę mocno.
Okularnik, który spędza całe życie, garbiąc się przy komputerze i nie interesuje się aktywnością fizyczną? Gwarantuję, dzisiejsza rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
Zainteresowanie jest tak duże, że w ubiegłym roku, wspólnie z Pracuj.pl, zorganizowaliśmy nieoficjalne mistrzostwa polski informatyków. Wyszło tak świetnie, że do tego projektu na pewno jeszcze wrócimy.
Dodam w tym miejscu jeszcze jedną rzecz – otóż gdy zaglądam do naszej bazy klientów, cieszy nie tylko to, jak szybko pojawiają się w niej nowe firmy.
Niesamowity jest również fakt, że wiele przedsiębiorstw do nas wraca. Biegają z Runmageddonem regularnie, wiele razy w ciągu roku, do tego powstają różnorakie programy wewnętrzne, w ramach których nagradza się osoby trenujące regularnie, a współpracownicy motywują się wzajemnie do startów.
INNPoland: Zdradzicie, czy w tej beczce miodu można znaleźć również łyżkę dziegciu, czyli: co najczęściej blokuje firmy przed skorzystaniem z waszej oferty?
PŁ: Okazuje się, że chodzi np. o kwestię bezpieczeństwa, o możliwość narażenia pracowników na mnóstwo urazów. To oczywiście jest bzdurą, bo umówmy się: znacznie bardziej kontuzjogenne może być siedzenie w domu albo wybranie się na festiwal muzyczny.
Najpoważniejszy ostatnimi czasy wypadek? W ubiegłym roku pewien biegacz, pracownik jednego z dostawców telewizji cyfrowej i internetu, złamał sobie kciuk.
Jednak, co istotne, nie stało się to w trakcie dwunastokilometrowego biegu, ale już na mecie, gdy ów dżentelmen… otwierał puszkę piwa bezalkoholowego (śmiech).
INNPoland: Powiedzcie, proszę, jak zintegrować zespół pracowników, w którym występują bardzo duże “dysproporcje sportowe”, w którym są i osoby z rewelacyjną kondycją, i zadeklarowani kanapowcy, którzy wręcz panicznie boją się ruchu?
PŁ: Wszystko musi zacząć się od zrozumienia przez tę drugą grupę pracowników, że Runmageddon naprawdę jest dla każdego. Przecież w naszych biegach udział brała i pani po siedemdziesiątce, i osoby z najrozmaitszymi niepełnosprawnościami, włączając w to pana bez nogi.
Reszta jest już kwestią doboru optymalnej formuły biegu, dopasowanej do możliwości zespołu, odpowiedniego nastawienia psychicznego, no i mniejszej lub większej dawki przygotowań.
MS: Tutaj do gry wkraczają nasi specjaliści, którzy pomogą w takich właśnie przygotowaniach, uwzględniając możliwości poszczególnych osób.
Nasza oferta dla firm to nie tylko sam udział w biegu bądź też zorganizowanie eventu dedykowanego, ale też mnóstwo propozycji dodatkowych – począwszy od treningów (w formie stacjonarnej albo online’owej, do wyboru, które można rozpocząć np. trzy miesiące wcześniej, a skończywszy na wsparciu podczas startu.
Wtedy nasi trenerzy i ambasadorowie dołączają do ekipy danej firmy, najpierw prowadząc wspólną rozgrzewkę, a później, już na trasie, udzielając rozmaitych wskazówek i wspierając; nie tylko fizycznie, ale i – co najistotniejsze – mentalnie.
Bo w Runmageddonie zdecydowanie najważniejsza jest głowa: jeżeli największy nawet kanapowiec znajdzie w sobie motywację i uwierzy w to, że da radę, to… naprawdę da radę.
Oczywiście to, o czym mówiłem, to jeszcze nie koniec naszych propozycji, bo firmy mogą zamówić też np. koszulki drużynowe, relację foto-wideo i promocję marki na naszych kanałach, no i założyć zbiórkę charytatywną.
Polecamy zwłaszcza to ostatnie, bo naprawdę fajnie jest łączyć robienie czegoś dobrego i dla siebie, i dla innych. To właśnie dlatego Runmageddon nawiązał współpracę z Fundacją Cancer Fighters, której przekazujemy dwadzieścia procent wpłat ze startów firmowych i grup powyżej pięciu osób.
PŁ: Naprawdę cieszy mnie to, że wspomniane przez Mateusza zbiórki charytatywne stają się coraz popularniejsze wśród naszych klientów firmowych.
Pokazuje to fajne zmiany na polskim rynku pracy, gdzie dla osoby zatrudnionej nie liczy się już wyłącznie to, jaką pensję i jakie benefity otrzyma. Coraz ważniejsze staje się również to, co dobrego pracodawca robi dla świata.
No a przyznasz, że podobnych rzeczy – korzystnych nie tylko dla zdrowia personelu oraz kondycji całej firmy, ale i dla osób potrzebujących – nie zrealizuje się w ramach ekstremalnej imprezy w stylu “Wyjazdu integracyjnego”.
Materiał powstał we współpracy z Runmageddonem