W zależności kogo zapytać, kasy samoobsługowe to wielka wygoda albo zło konieczne. Sposób, w jaki działają maszyny, okazuje się niewystarczalny, aby zapobiec kradzieżom. Te wzrosły nawet o 30 proc. w sklepach.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rozpowszechnienie się kas samoobsługowych stało się koniecznością w okresie pandemii. Minimalizowały kontakt z innymi ludźmi i przyspieszały zakupy, o ile ktoś nie miał pecha w dyskoncie słyszeć zbyt często komunikat "proszę poczekać na pomoc". Te kasy już stałym elementem zakupów i przynoszą sklepom wiele korzyści, ale także generują okazje dla złodziei.
Holenderskie sklepy wycofują kasy
Jak donosi Wprost, w Holandii dyskont Aldi zdecydował się na wycofanie ze sklepów innowacji. W Kolonii, w dzielnicy Niehl sklep Aldi odniósł szczególne straty w pieczywie i drobnych produktach spożywczych. Podejrzenia padają na trzy szkoły sąsiadujące ze sklepem, których uczniowie tłumnie odwiedzają na swoich przerwach. Monitoring przy kasach jest niedostateczny, by zapobiec kradzieżom.
Również w tym kraju, sieć Action usuwa swoje kasy. Rzecznik sieci twierdzi, że jest to podyktowane testami nowych technologii i rozwiązań, ale jak donosi "Wprost", pracownicy tłumaczą to masowymi kradzieżami.
Badania na świecie
Jak podaje serwis elektronicznego bezpieczeństwa Checkpoint, w raporcie ekspertów przeanalizowano 1 milion odwiedzin w sklepach z USA, Wielkiej Brytanii i innych krajów Europejskich. 850 tys. produktów nie zostało zeskanowanych poprawnie lub w ogóle, co stanowi 4 proc. całej sprzedaży badanych sklepów.
Według raportu firmy ECR kasy samoobsługowe w handlu detalicznym stanowią od 55 proc. do 60 proc. wszystkich transakcji. Straty w nich są o 31 proc. większe niż w sklepach, gdzie są jedynie tradycyjne kasy.
Co robią złodzieje?
Jest kilka rodzajów zachowania, na jakie wskazują eksperci bezpieczeństwa z Checkpoint. Część klientów przez przypadek wybiera inne produkty niż te, jakie kupuje, a system nie wychwytuje różnicy w wadze.
Większym problemem są ludzie, robiący to celowo. Najłatwiej jest podmienić pieczywo, wystarczy podać najtańszy rodzaj chleba czy bułki w miejsce kupionego. Podobnie ze słodyczami. W niektórych dyskontach dostępne są też opakowania utrudniające identyfikację produktów z zewnątrz, a w które można włożyć kilka różnych wypieków naraz.
Można też łatwo zmienić liczbę skanowanych towarów. Są też konsumenci, którzy wynoszą produkty bez skanowania, licząc na to, że nie zostaną przyłapani.
Sklepy nie wykrywają problemu na czas
Monitoring i zabezpieczenia przy kasach samoobsługowych są niewystarczalne, by zapobiec zjawisku. O ile w kontekście jednych zakupów wyniesiona kwota może różnić się o kilka złotych, w szerszej skali urasta to do poważnych strat.
Kradzieże wychodzą na jaw po czasie. Problemy stają się widoczne najczęściej podczas inwentaryzacji, gdy nie zgadza się liczba sprzedanych towarów z tym, co powinno być na półkach. Sklepy przeprowadzają takie co kwartał albo pół roku.
Inwestycje w bezpieczeństwo
Firmy Crime&Tech i Checkpoint przeprowadziły badania "Bezpieczeństwo w handlu detalicznym w Europie". Według nich, aż 50,4 proc. odnotowanych przestępstw w sklepach przypada na sektor spożywczy.
W tych samych badaniach wychodzi, że Polscy sprzedawcy detaliczny wydają około 1,1 proc. swoich obrotów na zabezpieczenia. Jest to najwyższy odsetek ze wszystkich badanych krajów.
Jednym z sugerowanych rozwiązań, jest zastosowanie systemów radiowych, czyli rozwiązań z bramkami znanymi m.in. ze sklepów z odzieżą, które wzbudzają alarm, gdy klient próbuje opuścić sklep bez dezaktywacji zabezpieczenia na etykiecie. Północnoamerykańska sieć drogerii miała wprowadzić ten system z dużym sukcesem.
Problemy z samoobsługą
Kontrowersje z kasami samoobsługowymi dotyczą nie tylko sklepów. Niektóre dyskonty wprowadzają funkcje, spotykające się z niechęcią klientów. O problematycznych napiwkach pisał Paweł Orlikowski.
Czytaj także:
Problem póki co zza Oceanu, ale nadciąga też do Polski. Kasy samoobsługowe proszą klientów o napiwki, ci się oburzają i mówią o "szantażu emocjonalnym". Są też zdezorientowani, bo nie wiedzą, do kogo konkretnie trafiają pieniądze.
Prośba o zostawienie napiwku przez kasęsamoobsługową doprowadza klientów do pasji. Mówią oni wręcz o szantażuemocjonalnym. Ponadto, poturbowani wysokąinflacją, zastanawiają się, gdzie trafiają te pieniądze, skoro nie dochodzi o interakcji z pracownikiem.