Na moją skrzynkę mailową przyszła dwa dni temu wiadomość od zawiedzionej swoją obecną sytuacją zawodową i finansową, nauczycielki. Wiadomość była stosunkowo krótka, ale zawierała numer telefonu. Oddzwoniłem i usłyszałem historię pani Moniki – nauczycielki z 15-letnim stażem pracy, która przez problemy finansowe nie może sobie nawet kupić sobie telefonu na abonament.
Reklama.
Reklama.
W analogicznej sytuacji jest wiele osób, które dziś odpowiadają za edukację i kształtowanie postaw generacji Z oraz ich młodszych kolegów. Dziś, aby zarabiać więcej niż nauczyciel, nie trzeba nawet skończyć gimnazjum. Potwierdzają to historie naszych rozmówców.
Marna pensja
Zgodnie z brzmieniem rozporządzenia MEiN w 2023 roku nauczyciel początkujący w Polsce zarabia 3690 złotych brutto, mianowany 3890 zł, a dyplomowy 4550 zł. Treść tego samego rozporządzenia określa pułap minimalnej pensji dla nauczycieli z "pozostałym wykształceniem".
Tutaj kolejno kwoty określane są na poziomie 3600 zł na nauczyciela początkującego, 3700 dla mianowanego i 3960 dla dyplomowanego. Podkreślmy to kwoty brutto.
Aby lepiej zrozumieć przykłady depresji finansowej, jaka spotyka polskich nauczycieli, zestawmy na początku najwyższą pensję w tej grupie zawodowej ze średnią kwotą miesięcznej raty za kredyt hipoteczny. Jak wynika z wyliczeń Jarosława Sadowskiego, głównego analityka Expander Advisors, miesięczna rata kredytu na 300 tys. złotych wziętego na a 30 lat, udzielonego w listopadzie 2020 r. wynosi obecnie 2418 złotych.
"Jestem nauczycielem, opowiem wam o moich długach'"
Poniżej publikujemy zaledwie część z ponad 100 komentarzy nauczycieli, którzy podzielili się z nami swoimi doświadczeniami w odpowiedzi na nasze pytanie na jednej z facebookowych grup.
Kontaktuję się z panią Moniką, nauczycielką jednego z liceów w Tarnowie.Ledwo się przedstawiam, a już słyszę na wstępie "tak, wiem skąd pan dzwoni. Jestem nauczycielką i opowiem wam o moich długach".
– Widziałam pana post na grupie i postanowiłam, że ludzie może muszą w końcu usłyszeć brutalną prawdę na temat tego jak gros z nas usiłuje egzystować, bo nie nazwałabym tego życiem – zaczyna Monika. – Jakie to życie, gdy skończyłam 5-letnie studia, tyrałam nocami w Krakowie, żeby mieć na akademik na UJ, poświęciłam temu lata wysiłku, a na drugim etacie dziś w technikum mój uczeń, śmieje mi się w twarz, jak daję mu dwójkę i mówi mi, że on na budowie w weekend jak nie ma szkoły, zarabia tyle, co ja w tydzień. Wierzę mu, bo był tak bezczelny, że po tej dwójce, którą mu wystawiłam, wrzucił swój pasek z weekendowej pracy na Facebooka – mówi.
Czytaj także:
Monika opowiada dalej o powodach, dla których stara się uczestniczyć, ale nieoficjalnie, w strajkach nauczycieli. Zapytałem ją, co to znaczy "nieoficjalne uczestnictwo w proteście."
Odpowiada, że po prostu się nie przyznaje i stara w szkole nie identyfikować wizualnie z konkretnymi związkami zawodowymi, ponieważ pamięta konsekwencje, jakie ją spotkały. Twierdzi, że na swoją pensję musiała wtedy czekać ponad dwa miesiące, ponieważ dyrektor jej liceum "chciał utemperować tych niepokornych".
Pierwsza bohaterka mojego reportażu drżącym głosem wraca do kwestii finansowych, bo choć mówi, że w tym zawodzie liczy się pasja, a dopiero potem pieniądze, to właśnie one doprowadziły ją do sytuacji, w której nie może kupić sobie i dziecku telefonu na abonament. Zamiast korzystać z konwencjonalnego konta bankowego, dziś używa aplikacji Revolut. Pytana dlaczego, mówi wprost: "bo tego konta komornik mi nie zajmie."
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ.
Długi i zablokowane konto
Monika opowiada mi, że tworzyła z byłym mężem szczęśliwą rodzinę. Mężczyzna prowadził własną działalność, ale w końcu poznał inną, młodszą partnerkę i zostawił naszą bohaterkę z Kacprem (syn Moniki, ma dziś 13 lat - przyp. red.).
Sąd nałożył na niego obowiązek alimentacyjny w wysokości 650 złotych. Nauczycielka potwierdza, że płaci regularnie i dzięki temu co miesiąc dysponuje z synem łącznie kwotą około 4000 złotych. Wylicza, że z tej kwoty każdego 12. dnia miesiąca oddaje do banku 2250 złotych tytułem spłaty kredytu hipotecznego.
"Na jedzenie zostaje mi 200 złotych"
Dostałem też wiadomość od Beaty. Ona również jest nauczycielką. Gdy czyta się wiadomość od pedagoga, który wskazuje, że w sektorze edukacji posiadanie Netflixa jest oznaką luksusu, ciarki przechodzą po plecach. Beata opisuje i wylicza, na co dokładnie, wystarcza jej wynagrodzenie z pracy w szkole.
– 26 lat pracy, podwójny magister, trzeci za dwa lata, 6 podyplomówek. Zasadnicze 4550 zł, wysługa 910 zł, motywacyjny 6 proc. - 276 zł. Potrącenia 2146,73 zł - w tym obowiązkowa składka na ZNP oraz potrącenie pożyczki, bo w kwietniu padł mi na amen piec CO, z którego mam tez ciepłą wodę w kranie i cóż było zrobić, wzięłam pożyczkę w pracy, czyli na konto dostaję 3586,27 zł – wylicza.
Mówi też, na co teraz wystarcza jej pensja. – Opłaty stałe typu prąd, gaz, wywóz śmieci, abonament za internet, telefon, woda, cyfra plus z Netfliksem (luksus), benzyna na dojazd do pracy i moje kolejne studia - 1200 złotych – podsumowuje.
Razem ze mną odeszło 11 osób
Sylwia D. rzuciła pracę nauczycielki dokładnie na jeden dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Wraz z nią z pracy zrezygnowało 11 nauczycieli.
Sylwia D. pracując w szkole, była wychowawcą klasy integracyjnej – w takiej klasie są dzieci z orzeczeniami o niepełnosprawności, często są to uczniowie z autyzmem. – To wiąże się z dodatkową pracą, oczywiście w domu, bo w szkole nie ma czasu i miejsca na napisanie dokumentów do teczek dzieci – opowiada o swojej pracy.
Ma wiele żalu, również do rodziców wychowanków.
Była już nauczycielka kolejno wymienia mankamenty pracy w państwowej szkole. Zapytałem ją, czy mogła kiedykolwiek liczyć na wsparcie ze strony dyrekcji placówki.
"Straciłem swoją misję, mam rachunki do opłacenia"
Województwo świętokrzyskie za sprawą kandydatury Jarosława Kaczyńskiego od miesiąca jest na ustach wszystkich polityków. To tutaj żyje i pracuje pan Wojciech, nauczyciel dyplomowany. Rozmawiamy przez telefon. Zaczyna od słów: "moje dzieci więcej zarabiają niż ja, ich ojciec. Pracują sobie w korpo i dobrze się mają".
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Wojciech pracę zaczął dawno temu. Premierem był wówczas Jan Kielecki (KLD). Mówi, że w tamtych czasach pensje nauczycieli były powiązane ze średnią krajową.
Jak relacjonuje "wtedy dostawaliśmy różne dodatki i cały czas coś było, bo przecież pensja średnia rosła." Wojciech wskazuje, że postępującą degrengolada rozpoczęła się, tuż po wyborach w 2015 roku Dziś nie ma żalu do konkretnej partii politycznej, ale do wszystkich.
To kolejny bohater, który zwraca uwagę na błędną decyzję w sprawie zakończenia strajku nauczycieli z 2019 roku. Obwinia o nią Sławomira Broniarza, prezesa ZNP. Przypomina równolegle o tym, że tamten strajk nie został zakończony, a wstrzymany.
Piechociński o nauczycielach
Dzwonię do byłego wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Pytam, jak to możliwe, że dotychczas żaden rząd nie był w stanie spełnić obietnic wyborczych wobec nauczycieli. Piechociński po krótkiej chwili odpowiada z rozbrajającą szczerością.
Pytany przeze mnie o przyczyny takiego stanu systemu oświaty w Polsce, przywołuje przykłady dysproporcji, które demotywują środowisko nauczycieli.
***
Sytuacja nauczycieli jest niezmiennie zła. W czasie, gdy przygotowywałem ten reportaż, minister Przemysław Czarnek zdążył opublikować 10 tweetów. Siedem z nich stanowiło agitację polityczną na rzecz obozu PiS i wprost atakowało Donalda Tuska. Tylko jeden był autorstwa samego ministra i odnosił się do "rozmów o edukacji." Pozostałe dwa to wpisy podane dalej, które odnosiły się do incydentu przez budynkiem TVP.
W czasie, gdy dwa tygodnie temu dziesiątki autobusów z rozgoryczanymi nauczycielami przyjechały do Warszawy, by zaprotestować, minister Czarnek zamówił kampanię promocyjną.
Jej filar stanowiły dwa ogromne banery, które zawisły na słupach stanowiących wejście do budynku MEiN. Minister, a zarazem aktualny kandydat na posła z ramienia PiS, mówiący o potrzebie rozmowy z ludźmi, do ludzi nie wyszedł.
Normalnie bank pobierał mi to z konta, ale miałam opóźnienia. Wszedł komornik, a potem skarbówka zablokowała mi konto i korzystam z alternatywnych metod, ponieważ oferują dostęp do karty płatniczej. Sprawdziłam dziś specjalnie i moje zaległości na dziś dzień to około 15 780 złotych. Przyszło 3 miesiące temu pismo z ERIF i BIK. Napisali w nim, że jestem w bazie dłużników i nawet jak chciałam Kacperkowi kupić na urodziny telefon na abonament, dostałam odmowę. Było mi tak głupio przed tym sprzedawcą, że więcej do tej galerii nie poszłam.
Monika
nauczycielka mianowana, pracuje w liceum w Tarnowie
Powiedzmy, że na środki czystości miesięcznie wydaję tylko 30 złotych, to na jedzenie dla mnie i zwierząt oraz jakieś ubranie dla mnie pozostaje 200 złotych miesięcznie, 6 złotych i 66 groszy dziennie. A to wszystko pod warunkiem, że się nie rozchoruję, bo wtedy 20 proc. mniej z wypłaty, czyli nie jemy - jak to wytłumaczyć kotom i 45 kilogramowemu psu?
Beata
nauczycielka dyplomowa
Gdy pensja co miesiąc wpływała na konto, nie wiedziałam czy mam płakać, czy się śmiać. Z miesiąca na miesiąc czułam rozgoryczenie i wściekłość. Jestem po magisterce, skończyłam cztery kursy i sześć studiów podyplomowych. Za wszystko zapłaciłam sama. Nigdy dyrektor nie zaproponował, że chociaż część kosztów pokryje. Gdy ja pytałam, zawsze słyszałam, że nie ma pieniędzy. Nie starczało mi na życie i był taki etap w moim życiu, że pracując w szkole pracowałam jeszcze na dwóch innych etatach.
Sylwia D.
była nauczycielka, zwolniła sie na dzień przed nowym rokiem szkolnym
Miałam też dość rodziców, którzy mieli wymagania wobec nas, nauczycieli, ale nigdy wobec siebie i swoich dzieci. Przykre było też to, że nie miałam żadnych narzędzi aby dziecko poniosło konsekwencje np. gdy mnie wyzwie lub przyłapię je na paleniu papierosów. Czułam, że rodzice i dzieci mogą wszystko. Ja, jako nauczyciel - nic i, że jestem na straconej pozycji.
Sylwia D.
była nauczycielka, zwolniła sie na dzień przed nowym rokiem szkolnym
MEiN to dziwna instytucja. Choćby godziny dostępności, gdzie pracujemy za darmo...który normalny pracodawca kazałby pracować swojemu pracownikowi bez wynagrodzenia. W imię czego? MEiN traktuje nas jak bandę przygłupów. Co do dyrekcji i wicedyrekcji. Nigdy nie było między nimi współpracy. Wieczne kłótnie między nimi, na nas – nauczycielach to się odbijało. I wieczne kontrole – Librusa, dyżurów, Dzienników Zajęć Dodatkowych. Gdy ktoś miał braki to potem "wisiał" na tablicy w pokoju nauczycielskim wymieniony z imienia i nazwiska.
Sylwia D.
była nauczycielka, zwolniła sie na dzień przed nowym rokiem szkolnym
Wszystkie rządy, oprócz dużej liczby frazesów, tak naprawdę nie zrobili nic w kwestii pensji nauczycieli. Faktycznie jak Platforma rządziła do 2015 roku, wtedy te pieniądze były sporo wyższe niż kilka lat wcześniej, ale oczywiście to i tak się ucięło, jakoś w 2013/2014 roku. Od tego czasu generalnie jest finansowo tragedia. Ja naprawdę dziwię się nauczycielom, którzy przychodzą do zawodu dziś mając pensje 2 800 złotych netto
Wojciech
nauczyciel dyplomowany z woj. świętokrzyskiego
To była głupia decyzja. Po prostu trzeba było go kontynuować. Matury maturami, owszem dla dzieciaków, to jest furtka do dorosłości, tylko wie pan, ja mam też na względzie swój portfel. Ja mam troje dzieci. Jedna z córek jest dorosła i zarabia zdecydowanie lepiej niż ja. Straciłem swoja misję, mam rachunki do opłacenia.
Wojciech
nauczyciel dyplomowany z woj. świętokrzyskiego
Rosną zatory gospodarcze, spada koniunktura i ci, którzy są na końcu przewodu pokarmowego wzrostu płac, czyli strefa budżetowa, mają problem. Przypomnę, że zadłużenie w roku budżetowym 2024, to 68 miliardów złotych. Wobec tego, to naprawdę pieniądze na nauczycieli, a tym bardziej na ich podwyżki będzie bardzo trudno znaleźć każdej ekipie politycznej. Chociaż od tego należałoby zacząć.
Janusz Piechociński
były wicepremier
Szczególna degrengolada nastąpiła w sytuacji nauczycieli, bo mamy sytuację, w której płaci państwo, a szkody ponoszą samorządy. Te 8 lat doprowadziło do tego, że w stosunku do pensji minimalnej, czyli średniej pensji w gospodarce, wykształceni ludzie po studiach, którzy uczą i kształtują przyszłe pokolenia polskiej gospodarki, administracji i przedsiębiorczości — w radykalny sposób zostali przesunięci w dół. Nie jest to spowodowane tym, że rośnie liczba nauczycieli, którzy są na pograniczu pensji minimalnej, a wynika to z gigantycznej frustracji, odchodzenia od zawodu ludzi najlepszych, bo jeżeli dzisiaj więcej płaci kasjerce sieć dyskontów, a ona nie musi mieć studiów, niż państwo płaci z obowiązkowymi studiami, różnymi wymogami nauczycielom — to jest gigantyczny problem.